Słyszałem kiedyś, że tak naprawdę nie boimy się ciemności tylko tego co może się w niej znajdować. Przeraża nas fakt, że nie możemy dostrzec potencjalnego zagrożenia.
Ale dziś, gdy znów leżę na chłodnej podłodze w piwnicy, boję się, że ponownie ujrzę światło
i wszystko rozpocznie się od nowa.
Nie jadłem nic od tak dawna, że już nawet nie czuję głodu. Nie wiem nawet od ilu dni właściwie tu jestem. A między tym wszystkim zamartwiam się o Argusa, bo aż ciężko mi sobie wyobrazić przez co musi teraz przechodzić. Gdyby to on był na moim miejscu, a ja siedziałbym bezpieczny w Hogwarcie, pewnie rozpętałbym wojnę, żeby tylko go odnaleźć.
Gdy drzwi, a raczej kawałek ściany, przesuwają się na bok wpuszczając do środka białe światło, wciskam się w swój kawałek ściany. W tym stanie, jedyny opór jaki mógłbym stawić to ponowna utrata przytomności
-Pospiesz się!- krzyczy ten sam zachrypiały głos, który towarzyszył mi ostatnim razem, gdy opuszczałem piwnicę. Ale gdzie mam się spieszyć?- zastanawiam się.
Wtedy do środka wślizguje się Draco.
-Jeszcze się nie wykrwawiłeś Margolda?- pyta nienaturalnie głośno, aż zaczyna dzwonić mi w uszach. Rzuca jakiś zwitek materiału tuż obok mnie.
Otwieram usta, żeby coś powiedzieć, ale chłopak kuca i zasłania mi je dłonią.
Wolną ręka wskazuje na swoje uchu a następnie w stronę drzwi.
Ktoś słucha- domyślam się.
-Sam się o to prosiłeś kretynie- mówi ponownie głośno- A teraz jeszcze każą mi cię niańczyć. Że niby żywy jesteś potrzebny.
Zabiera powoli dłoń i pochyla się tuż nad moim uchem.
-Zabiją cię jeśli się nie przyznasz- szepcze- Powiedz skąd wiedziałeś, a to się skończy.
-Jesteś w stanie mi przysiąc, że jeśli się przyznam to nie zginę?
Wyraz jego twarzy jest wystarczającą odpowiedzią.
-Co tak długo?- pyta głos dobiegający z korytarza.
-Zamknij się Pettigrew! Robisz swoją robotę, to mi daj robić moją!- krzyczy- Powiedz mi, skąd wiedziałeś?- pyta ponownie się pochylając.
Jakaś część mnie chce mu zaufać, ale coś z tyłu głowy cały czas każe mi być ostrożnym.
Co jeśli wysłali go tutaj tylko po to, żeby to ode mnie wyciągnął?
-Następnym razem podadzą ci veritaserum.
-Jeśli znowu mnie tam zawloką, to będzie mi już wszystko jedno- mówię pełen rezygnacji.
Draco patrzy na mnie przez chwilę, jego oczy błyszczą w cienkim snopie światła, który unosi się tuż obok jego głowy. Kładzie mi coś na kolanach i wstaje, ale przez moment jeszcze przytrzymuje jego dłoń w wątłym uścisku, więc opada ponownie obok mnie.
Nie chce zostać znów sam i w ciemności oczekiwać, aż po mnie przyjdą.
Moja twarz wyraża teraz tylko ból, czuje jak po policzku spływa mi pojedyncza łza.
-To tylko zły sen- mówi cicho- w końcu się z niego obudzisz- przez moment trwa w bezruchu, aż zabiera rękę i odwraca się w drugą stronę.
-Pobrudziłeś krew swojej rodziny- mówi, choć słyszę, że pewność w jego głosie zniknęła. Nim wychodzi, rzuca mi jeszcze ostatnie spojrzenie, a kiedy drzwi się za nim zamykają, kilka świec wiszących na przeciwległej ścianie, zaczyna płonąć lekkim ogniem.
Ściskam w dłoni zielone jabłko, które położył mi na kolanach.
Przez moment czuję jakbym trzymał przy sobie jakiś złudny, ostatni kawałek nadziei.
A później zjadam jabłko i szlag trafia symbolizm tamtej chwili.Przywiązali mnie do jednego z krzeseł i zostawili samego. Muszę wyglądać naprawde bardzo żałośnie skoro uznali, że nie wymagam nawet najmniejszego nadzoru.
Po kilkunastu minutach, te same osoby, które były tutaj poprzednio, weszły do sali na czele
z Lordem Voldemortem. Sam jego widok sprawia, że zaczynam panikować.
Draco trzyma się na uboczu w towarzystwie matki, która co jakiś czas nerwowo zerka w jego stronę. Widzę strach na jego twarzy, choć stara się zachować pozory obojętność.
Pierwszy podchodzi do mnie jeden z mężczyzn, którego imienia nie znam.
Wyciąga z kieszeni niewielką, szklaną fiolkę wypełnioną przeźroczystym płynem.
Domyślam się, że to veritaserum, o którym wspominał mi Draco.
-Tym razem wszystko wyśpiewasz- mówi i gwałtownie odchyla moją głowę w tył, żeby wlać mi do ust zawartość fiolki. Czuje jak eliksir rozgrzewa mnie od środka, ale oprócz tego, wszystko wydaje się pozostawać normalne.
-Bello- mówi Voldemort, kobieta wymierza różdżką w moja stronę.
Czy oni naprawdę myślą, że w jakiś sposób oszukam veritaserum? Przegrałem, mało tego, byłem przegranym już w chwili, gdy otworzyłem skrzynię, w której siedział Theo.
Voldemort zbliża się w moją stronę.
-Opowiedz nam o sobie Noah… kim jesteś?- pyta.
Nie mam czasu nawet się zastanowić, słowa wychodzą ze mnie automatycznie, zupełnie poza moją władzą. Przeraża mnie to, jak szybko i efektownie eliksir pozbawił mnie zdolności do kontrolowania samego siebie. Moje myślą mówią jedno, a z ust wychodzi zupełnie coś innego, tak jakby ktoś wypowiadał te słowa zamiast mnie.
-Nazywam się Noah Teodor Marigolda- Bellatrix śmieje się na dźwięk mojego pełnego imienia- pochodzę z rodziny o statusie czystej krwi, moi rodzice to Eufemia
i Alfred Marigolda, w latach szkolnych należeli do Slytherinu, podobnie jak obecnie mój brat Argus. Ja jako pierwszy od pokoleń trafiłem do Ravenclaw. Miałem również młodszą siostrę, Lydię, zmarła w tym roku w czerwcu.
-Dlaczego zmarła?
-Utopiła się w jeziorze niedaleko naszego domu- odpowiadam mechanicznie, chociaż nie mam najmniejszej ochoty mówić im czegokolwiek o mojej siostrze.
-Skąd wiesz o tajnej misji Draco?
-Bo jestem jasnowidzem.
Przez chwilę wydaje mi się, jakby odebrali moja odpowiedź jako żart. Gdyby się nad tym zastanowić to faktycznie brzmi jakbym trochę z nich kpił, ale czy ich to satysfakcjonuje czy nie, prawda jest właśnie taka. Przeszywa mnie dreszcz, na myśl, że może Voldemort będzie chciał w jakiś sposób wykorzystać mój dar.
-Wytłumacz, co masz na myśli mówiąc, że jesteś jasnowidzem?- pyta, jego głos nabiera bardziej poważnego tonu.
-Kilka miesięcy temu miałem jakiś dziwny atak podczas, którego widziałem wiele różnych obrazów i słyszałem czyjeś głosy w swojej głowie- spoglądam w stronę Draco, chłopak doskonale wie o jakim wydarzeniu teraz mówię- Profesor Dumbledore długo rozmawiał ze mną na ten temat, w końcu powiedział mi, że to co widziałem i słyszałem to najprawdopodobniej wizje, które próbują mi się ukazać. Podczas ostatniej z nich, słyszałem jak ktoś mówi, że Draco wcale nie musi go zabijać, że jeszcze jest szansa przejść na dobrą stronę.
Voldemort wybucha demonicznym śmiechem.
-Przejść na dobrą stronę! Dumbledore zawsze potrafił mnie rozbawić… Bello-
Przeszywa mnie moc jej zaklęcia, nie jestem w stanie powstrzymać krzyku.
-Przecież mówię prawdę!- krzyczę, gdy kolejna fala bólu zalewa moje ciało.
-A gdzie by była zabawa!- odpowiada radośnie Bellatrix machając różdżką w jakimś okropnym szale. Gdy w końcu przestaje, ledwo jestem w stanie oddychać.
-Jak przywołujesz swoje wizję Noah?- pyta Voldemoert opierając się o ramiona krzeseł, tak że jego twarz znajduje się zaledwie kilka centymetrów od mojej. Czuje się jakby śmierć we własnej osobie, zaglądała mi w oczy.
-Przychodzą same, nie jestem w stanie ich kontrolować- mówię przez łzy, próbuje zmusić się do milczenia, ale cały mój wysiłek idzie na nic- Pomaga mi w tym woda, która jest moim żywiołem wspierającym.
Odchodzi, słyszę jak mówi coś do pozostałych, ale nie jestem w stanie zrozumieć co to takiego. Jedyne nad czym się teraz skupiam, to żeby nie przestać nagle oddychać.
Po raz pierwszy w życiu, naprawde boję się, że mogę umrzeć.
-Draco, chłopcze uwolnij przyjaciela- mówi nagle Voldemort, a jego słowa odbijają się echem w mojej głowie. Czuje jak coraz bardziej zaczyna mi ciążyć i mam ogromna nadzieję, że to tylko wynik długiego zmęczenie i niedożywienia. Żadnych cholernych wizji w tym momencie!- karce sam siebie.
Draco rozwiązuje węzły, które przytrzymywały mnie przy krześle. Łapie ze mną kontakt wzrokowy tylko na jedną, krótką chwilę, tak że nie jestem w stanie z niego nic odczytać.
Nie oczekuje, że zrobi cokolwiek aby mi pomóc, musiałby być skończonym idiotą i gardzić własnym życiem, a wystarczy, że już jeden z nas swoje dzisiaj straci. Naprawdę nie mam do niego żalu, gdyby przez całe moje życie, Czarny Pan lub jego widmo wisieli nade mną, pewnie bałbym się źle postawić krok, a co dopiero jakoś mu sprzeciwić.
-Wingardium Leviosa!- rzuca zaklęcie Voldemort, unoszę się wysoko ponad podłogę. Moje ręce i nogi zwisają bezwiednie, bo nie ma siły już nad nimi panować.
-Przynieś nam jakąś przepowiednię Noah Marigolda!- krzyczy Voldemort doniosłym głosem kończąc mrożącym krew w żyłach śmiechem.
Zaczynam opadać w dół z myślą, że zaraz roztrzaskam się o ziemię. Jednak to w co uderzam, jest gorsze niż najtwardsza skała.
Wpadam pod taflę wody tak niespodziewanie, że nie zdążam nabrać choćby odrobiny zapasu powietrza do płuc. Zimna woda wlewa mi się do nozdrzy i gardła, zaczynam się krztusić przez co nabieram jej jeszcze więcej. Czy tak właśnie czuje się człowiek, który tonie? Czy tak właśnie czuła się Lydia, chwilę przed tym jak w końcu przestała walczyć?
Udaje mi się wychylić głowę ponad powierzchnię wody ogromnego szklanego naczynia, w którym się znajduję, ale czyjeś ręce ponownie spychają mnie na dno.
Tępy ból rozsadza mi głowę. NIE TERAZ!- krzyczę chodź nie wydobywa się ze mnie żaden dźwięk. Szamocze się w jakimś okropnym szale, podczas gdy koś wciąż przyszpila mnie do dna. W końcu jednak zaczynam się poddawać. Czuję jakby coś rozrywało mi płuca,
w których coraz bardziej brakuje tlenu. Przestaje stawiać jakikolwiek opór, pozwalam wodzie aby mnie pochłonęła.
Zamykam oczy i nagle widzę to samo oślepiające, zielone światło jak poprzednim razem. Teraz jednak widzę je wyraźniej, widzę jak uderza w ciało Albusa Dumbledore'a, który w następnej chwili przelatuje przez poręcz wieży astronomicznej.
-Nieee!- krzyczę próbując go dosięgnąć, ale wtedy sceneria się zmienia.
Jestem na jakiejś wyspie, stoję obok ogromnego, kamiennego grobowca, którego płyta jest teraz odsunięta. Nie muszę patrzeć do środka, żeby wiedzieć kto się tam znajduje.
Nagle przestrzeń dookoła mnie zaczyna się rozmazywać, kręci mi się w głowie, tak mocno, że nim wizja znika, upadam na ziemię obok grobu Dumbledore'a.

CZYTASZ
Gdzie znikają ptaki
FanfictionW tej opowieści brakowało innej perspektywy, spojrzenia na świat młodych czarodziejów, oczu innych niż tych zza oprawek okularów Chłopca Który Przeżył. Bo dookoła byli tez inni, tylko nikt wcześniej nie dał im prawa przemówić. Noah wraca do Hogwartu...