Początkowo nic się nie dzieje. Po prostu wchodzimy do środka, jak gdybyśmy tylko wyszli na moment do biblioteki. W kominku pali się ogień, wszystkie stoły zajęte są przez uczniów, którzy walczą ze swoimi stosami prac domowych.
-Noah!- pierwsza zauważa nas Jasmina. Biegnie w naszą stronę ciągnąc Astrid za sobą.
Uśmiecham się na widok przyjaciółek, energia bije od nich w pełnej okazałości.
-Własnym oczom nie wierzę!- dziewczyny przytulają mnie jednocześnie co na moment koi moje zszargane nerwy. Może to dziwne, ale oddycham z ulgą nie przez fakt, że to ja znów jestem wśród przyjaciół, lecz przez to, że są tutaj cali i zdrowi. Jakbym podświadomie martwił się, że podczas mojej nieobecności cały świat zdążył się zawalić.
-Dlaczego nie napisałeś, że wracasz? Przygotowali byśmy coś dla ciebie- mówi Astrid. Zauważam, że pasemka w jej włosach znowu zmieniły kolor. Tym razem są bladoróżowe i to z pewnością zupełny przypadek, że od Jasminy również bije bladoróżowym blaskiem.
-Sam dowiedziałem się dopiero dzisiaj. Sowa nie zdążyłby pewnie nawet dolecieć i w zasadzie to się cieszę, bo aż strach pomyśleć co byście wymyślili- śmieję się.
-Coś wystrzałowego, w końcu nie każdy może się przyjaźnić z kimś kto został porwany przez przemytników Mantikor. Widziałeś jakieś?
Przechodzi mnie zimny dreszcz. Chyba znienawidzę te stworzenia już na zawsze.
-Astrid!- Jasmina uderza ją lekko w ramię.
-No co? Nie wiedziałam, że robimy
z tego temat tabu.
-Nie robimy- odpowiadam szybko siląc się na przekonujący uśmiech- Tylko proszę nie kupuj mi na urodziny pluszowych Mantikor, dobra?
-Zwłaszcza, że wszyscy myślą, że miałeś smoczą ospę- wtrąca słusznie Argus.
-Nie przypominaj mi proszę- wzdycham ciężko.
Można by uznać, że to nawet dość zabawne, że moi przyjaciele myśląc, że znają prawdę i rozpowiadają innym fałszywą wersję, która jest właściwie kłamstwem o kłamstwie. Czy w ogóle można kłamać na temat kłamstwa?
-Dobrze widzę, że znów jest was dwóch?
-Ja też się cieszę, że cię widzę Ruben.
-Wiadomo- odpowiada zadziornie, ale zaraz później poważnieje- Jak się trzymasz?
-W jednym kawałku i uwierzcie, że wcale nie wyolbrzymiam.
-Opowiesz nam co się stało?
-Właściwie to…-rozglądam się szukając sensownej wymówki. Wiem, że przemawia przez nich troska. Nie są ciekawi dla samego zaspokojenia swojej ciekawości o zdarzeniach jakie miały miejsce w moim życiu, tylko chcą wiedzieć, jakie wywarły one na mnie wpływ. Kocham ich za to, ale zdecydowanie nie czuję się dziś na siłach, żeby drążyć historię
z przemytnikami. Może jutro odwiedzę Dumbledora i będę na kolanach błagał, żeby to on powiedział im prawdę skoro ja nie mogę.
Już mam powiedzieć coś
o zmęczeniu z nadzieją, że to zrozumieją, kiedy nagle odnajduję
w końcu to za czym tak się rozglądałem.
-Słuchajcie, gdzie jest Will?- pytam ożywiając się. Przyjaciele patrzą po sobie jakby dopiero zauważyli, że kogoś między nami brakuje. Albo może są zakłopotani, ale w zasadzie dlaczego by mieli?
-Z dwie godziny temu wyszedł
z pokoju mówiąc, że idzie poczytać. Ale nie zabrał ze sobą, żadnej z książek- mówi Ruben.
-Pewnie poszedł do biblioteki- sugeruje Argus z zaskakującym przejęciem.
-Byłam tam niedawno, i na pewno go nie widziałam- dodaje szybko Astrid- Przeszukałam chyba wszystkie pułki szukając książki o wojnie goblinów, wpadłabym na niego gdy tam był.
-Ostatnio dość często... czyta- mówi Jasmina- ale nie mamy pojęcia gdzie. Po prostu wychodzi, a później wraca jeszcze bardziej milczący niż był wychodząc.
Muszę go znaleźć zaraz, natychmiast, w tym momencie!
Zastanawiam się, które ze wszystkich miejsc do czytania jest teraz dla Willa najbardziej idealne. Nie sądziłem, że czytanie kiedykolwiek wprowadzi mnie w stan takiego zdenerwowania. Zazwyczaj… ale to nie jest sytuacja taka jak zazwyczaj, więc...
-Wiem!- mówię chyba zbyt głośno bo kilkoro młodszych uczniów odwraca się w naszą stronę.
-Nie widzieliście go, bo jego nie ma
w szkole.
-Jak to?- pyta Argus.
-No tak!- mówi Jasmina jakby nagle sobie o czymś przypomniała- poszedł na błonia!
Czy to źle o mnie świadczy jeśli przez pół sekundy czuję lekką irytację, że dziewczyna wie o jakim miejscu mówię?
Astrid robi zdziwioną minę.
-Przecież jest już ciemno, Filch by go nie wypuścił- mówi.
-Nie, jesienią robi się ciemno dopiero po kolacji, a zimą już na długo przed, ale to nie ciemność jest wyznacznikiem tylko posiłek- zauważam- Ktoś układając ten regulamin zapomniał wziąć pod uwagę, że nasza planeta nie stoi ciągle w miejscu.
Zapada cisza. Przyjaciele patrzą na mnie z wyczekiwaniem.
-Co?- pytam.
-No biegnij!- krzyczą nagle wszyscy naraz.
-Tylko wróć- mówi Argus łapiąc mnie za ramię, gdy odwracam się w stronę drzwi.
-Jestem pewien, że mama wszyła mi lokalizatory w skarpetki- mówię żartobliwie, a chwilę później biegnę po schodach w stronę wyjścia ze szkoły.
Jest mroźny wieczór, a ja w swojej impulsywności wyruszyłem na poszukiwania tak jak stałem,
w szkolnej szacie, która zdecydowanie nie jest najlepsza na niskie temperatury.
Ale chyba jestem zbyt przejęty sytuacją, żeby myśleć o moim komforcie cieplnym.
Minąłem Filcha, który siedział przy drzwiach rozmawiając z Panią Norris, bez większych problemów. Rzucił tylko w moją stronę, że za dokładnie dwadzieścia trzy minuty zamyka drzwi i lepiej żebym był po ich właściwej stronie. Bo inaczej...coś tam złego, ale wtedy już byłem jedną stopą na zewnątrz.
Muszę na chwilę przystanąć, bo okropny ból przeszywa moją prawą nogę. Mama chyba zamknęłby mnie w Azkabanie, gdyby zobaczyła jak biegam jak szalony po szkole już pierwszego dnia. Resztę drogi pokonuje lekko utykając co niesamowicie mnie frustruję, bo opóźnia moje dotarcie do celu. Ale ból jest tak uporczywy, że nie mam lepszego wyboru… mimo wszystko, lubię swoją prawą nogę.
Gdy drzewo, pod którym tak często przesiadujemy, znajduje się już
w zasięgu mojego wzroku, nagle zdaje sobie sprawę, że właściwie nie wiem po co tam idę.
Znaczy, wiem, ale jednocześnie nie mam pojęcia. Mam stanąć przed
i powiedzieć...co powiedzieć? “Cześć Will, wróciłem, tak tak mi też ciężko w to uwierzyć. A w sumie to pamiętasz tę książkę, którą mi wysłałeś jakiś czas temu?”
Jestem beznadziejny w wyrażaniu swoich emocji. Zwłaszcza, jeśli sam ich przed sobą jeszcze nie zdefiniowałem, więc jak mam je wypowiedzieć na głos komuś innemu?
Jest tam. Siedzi na ziemi opierając się o gruby pień drzewa. Nie byliśmy tu odkąd zaczęły się te okropne śnieżyce w poprzednim semestrze.
Obok niego leży drewniane pudełko. Wiem co jest w środku, a świadomość tego sprawia, że jeszcze bardziej nie wiem co mam robić.
Zaczęliśmy tę tradycję na czwartym roku. W szkole panował wtedy podły nastrój spowodowany wydarzeniami Turnieju Trójmagicznego. Chociaż, jeśli mnie pamięć nie myli to zaczęliśmy chyba jeszcze przed drugim zadaniem.
-No wyrwij ją- powiedział Will, gdy przez ostatnie dziesięć minut zbierałem się do wyrwania jednej ze stron w jakiejś książce- Ona nie będzie płakać, wyrwij ją!
-Nie chce jej niszczyć!
-Błagam cię Noah, to wadliwy egzemplarz mugolskiej encyklopedii. Zrobisz światu przysługę- przekonywał mnie wciąż
z determinacją. Siedzieliśmy wtedy pod tym drzewem.
W końcu złapał moją dłoń i sam pociągnął w dół, aż w ręce została mi jedynie pożółkła od starości strona
z nierównymi brzegami.
-Bolało?
-Mnie tak!- odpowiedziałem, choć tak naprawdę dało mi to zadziwiające poczucie spełnienia.
Ale z każdą kolejną było coraz prościej. I zasady też były proste.
Wyrywasz stronę z encyklopedii
i wcinasz potrzebne słowa, żeby później na innej kartce ułożyć je
w zupełnie nowe zdania. Można powiedzieć, że tworzyliśmy książki z książek, chociaż “książka” to chyba zbyt duże słowo. To były bardziej krótkie, często nazbyt patetyczne zbitki wyrazów, które miały dać upust naszym emocjom.
Bo jedni tłuką szyby, a inni rwą książki i tylko Bóg osądzi, która metoda jest lepsza.
Na piątym roku powstały szczególne dzieła, chociaż musieliśmy trochę oszukiwać bo zaczęły nam się kończyć wycinki ze słowem “różowa” i “jędza”.
-Nie wiem jak mnie znalazłeś Argus- mówi nagle Will nie odrywając wzroku od kartki, do której skrupulatnie przykleja maleńkie wycinki- ale nie mam ochoty teraz rozmawiać.
Muszę przyznać, że fakt, że wziął mnie za mojego brata wydaje mi się
w tej chwili bardzo zabawny
i w pewien sposób ironiczny.
-Mam mu to przekazać?- pytam, to było pierwsze, w prawdzie nie najmądrzejsze, ale pierwsze co przyszło mi do głowy
Chłopak odwraca gwałtownie głowę w moją stronę. I trwamy tak
w tej chwili przez niesamowicie długą minutę, aż w końcu nie poradnie próbuję zejść ze skarpy, na której przez cały czas stoję. Moja obolała noga, wcale mi w tym nie pomaga.
Jednak na dole jest ktoś kto nie pozwala mi upaść.
-Przysięgam, że jeśli zasnąłem i zaraz się obudzę, a ciebie tu nie będzie- mówi- to już nigdy więcej tutaj nie wrócę- jego łamiący się głos, sprawia, że coś we mnie pęka.
Nie wiedząc co mam na to odpowiedzieć, po prostu go przytulam. Czuje jak jego ręce nie pewnie mnie obejmują, jakby wciąż nie był pewny, że to ja. I wtedy przychodzi mi do głowy myśl, że jest sposób, aby udowodnić, że nie jestem tylko okropnym koszmarem,
z którego nie chce się budzić.
-Czemu ty się zła godzino,
z niepotrzebnym mieszasz lękiem?- mówię cicho słowa wiersza, które plątały mi się w głowie przez ostatnich kilka dni- Jesteś, a więc musisz minąć….
-Miniesz, a więc to jest piękne- dokańcza Will i choć nie spodziewałem się, że pocałuje mnie właśnie teraz, gdy to robi czuję jak na nowo pojawia się we mnie ciepło. Jak wszystkie zgubione po drodze kawałki wracają na swoje miejsce.
Patrzę na niego i w pewien sposób teraz ja nie mogę uwierzyć, że naprawdę tu jestem. Uderza mnie, jak bardzo czas jest względny. Mógłbym przysiąc, że jeszcze godzinę temu
w oczy zaglądała mi śmierć a teraz, gdy czuje przy sobie bicie jego serca, jestem bardziej żywy niż kiedykolwiek.
-Więcej mnie nie zostawiaj- mówi
i opiera głowę na moim ramieniu.
-Nic dwa razy- odpowiadam i splatam nasze dłonie, które zdecydowanie zbyt długo były osobno- Jak się czujesz?
-To chyba ja powinienem zadać tobie to pytanie- mówi, słyszę, że próbuje nadać głosu lekki ton, ale nigdy nie był dobry w maskowaniu swoich uczuć. Zdradza go każdy centymetr jego ciała.
-Dopóki nie zapytasz, jest
w porządku- naprawdę nie wiem skąd u mnie nagle tyle spokoju.
-Noah… jak, przecież...dlaczego nie… czy oni zrobili ci krzywdę?- pyta,
a gdy nie odpowiadam, widzę, że chce coś dodać, ale tym razem to ja mu nie pozwalam. Pochylam się i oddaje
w tym pocałunku, każde niewypowiedziane słowo. Trochę dlatego, że nie chcę aby pytał, bo chyba pęknie mi serce jeśli będę musiał go teraz okłamać… ale głównie dlatego, że mam ochotę robić to już codziennie do końca życia. A może ono być krótsze niż nam się wszystkim wydaje.
Wracamy do zamku trzymając się za ręce co jest dla mnie jednocześnie ekscytujące i nierealne.
-Wszystko dobrze?- pyta Will, gdy nie jestem już w stanie powstrzymywać kulenia. Zatrzymujemy się na chwilę, żebym mógł odpocząć.
-Tak, w porządku- mówię, chociaż to wcale go nie przekonuje
-Ale, mogę cię o coś prosić?
-Jasne.
-Czy…- nie jestem pewien jak powinienem to ubrać w słowa- Czy razem z tym- unoszę nasze złączone dłonie- możemy zacząć nowy rozdział i nie rozmawiać o tym co było?
-Woah… to najbardziej nie romantyczne zapytanie o bycie czyimś chłopakiem w historii- mówi żartobliwie, ale widzę, że rozumie
o co mi chodzi. Chociaż nie ukrywam, że zrobiło mi się trochę głupio.
-Możemy razem z tym- mówi ściskając mocniej moją dłoń- Ale musisz sobie zdawać sprawę, że czy tego chcesz czy nie, w końcu będziesz musiał coś powiedzieć Noah. Bo to cię rozerwie od środka-każde jego słowo uderza we mnie swoją prawdziwością-A teraz chodź, bo zaraz zamarzniesz!- dodaje i ciągnie mnie w stronę drzwi.Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.Choćbyśmy uczniami byli
najtępszymi w szkole świata,
nie będziemy repetować
żadnej zimy ani lata.Żaden dzień się nie powtórzy,
nie ma dwóch podobnych nocy,
dwóch tych samych pocałunków,
dwóch jednakich spojrzeń w oczy.Wczoraj, kiedy twoje imię
ktoś wymówił przy mnie głośno,
tak mi było, jakby róża
przez otwarte wpadła okno.Dziś, kiedy jesteśmy razem,
odwróciłam twarz ku ścianie.
Róża? Jak wygląda róża?
Czy to kwiat? A może kamień?Czemu ty się, zła godzino,
z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś - a więc musisz minąć.
Miniesz - a więc to jest piękne.Uśmiechnięci, współobjęci
spróbujemy szukać zgody,
choć różnimy się od siebie
jak dwie krople czystej wody.************
W rozdziale wykorzystano wiersz Wisławy Szymborskiej "Nic dwa razy"

CZYTASZ
Gdzie znikają ptaki
FanfictionW tej opowieści brakowało innej perspektywy, spojrzenia na świat młodych czarodziejów, oczu innych niż tych zza oprawek okularów Chłopca Który Przeżył. Bo dookoła byli tez inni, tylko nikt wcześniej nie dał im prawa przemówić. Noah wraca do Hogwartu...