20.Przepowiednia o wierzbach

42 4 3
                                    

         Budzę się z potwornym bólem głowy. Czy kogoś jeszcze to w ogóle dziwi?
Przeciągam się ospale i przewracam na drugą stronę, a chłód pościeli razi moją skórę.
Otwieram oczy i widzę, że łóżko obok jest puste. Zerkam przez ramię na drugą stronę pokoju i stwierdzam, że jestem w nim sam choć nie ma jeszcze nawet siódmej trzydzieści.
    Słońce leniwie wpada przez okno oświetlając migoczące wzory na zasłonach.
Stawiam bose stopy na zimnej ziemi i wzdycham, zdecydowanie nie gotowy na rozpoczęcie następnego dnia. Mimo to, zmuszam się do ubrania szkolnej szaty i wrzucenie podręczników do torby. Wychodzę z dormitorium dziesięć minut później.
           Zauważam ich siedzących na kanapie przy kominku. A miejsce obok Willa wcale nie jest puste.
-Cześć- mówię niepewnie. Patrzą na mnie jakbym był duchem, a ja nie mam pojęcia co powinienem z tym zrobić. Will poprawia się nerwowo na swoim miejscu między Jasminą,
a Rubenem, który próbuje udawać, że jest niesamowicie zajęty rysowaniem czegoś w swoim szkicowniku. Po ruchu ołówka widzę, że robi niewielkie kółka ciągle w tym samym miejscu.
         -Coś się stało?- pytam w końcu, bo to jedyne co przychodzi mi do głównym. Zaczynam tego, żałować już chwilę później gdy Will wstaje i mija mnie bez słowa, chociaż Jasmina próbuje go zatrzymać. Nikt nic nie mówi.
Wszyscy spuszczają wzrok, a ja krzywię się na moment, gdy moje paznokcie przebijają się przez materiał rękawa i drażnią skórę przy wciąż niezagojonych ranach na lewej ręce. Naciągam rękaw aż po nadgarstki, bo z tego wszystkiego całkiem zapomniałem owinąć dziś przedramię bandażem.
         W końcu ciszę przerywa Astrid.
-Musisz przestać być takim kretynem Noah- mówi prosto z mostu nie siląc się na żadne ugrzecznianie swoich słów-Możesz nie chcieć rozmawiać z nami- wskazuje kolejną całą trójkę- Ale do cholery nie traktuj go jakby nie istniał. Czekał na ciebie cały wieczór.
-Ja wcale nie...
-Właśnie, że tak Noah. Jakim cudem jednego wieczoru wracacie tu niemożliwie szczęśliwi,
a następnego dnia zachowujesz się jak...- Nie dokańcza bo Jasmina ucisza ją spojrzeniem.
Jestem jej ogromnie wdzięczny, bo Astrid zna bardzo wiele wymyślnych przezwisk i chyba nie chce wiedzieć, jakie wybrała dla mnie.
          -Chodzi nam o to Noah...- mówi Jasmina o wiele spokojniejszym głosem- że nie możesz się tak przed nim zamykać bo to wykończy was obu.
Siadam z bezradności na stojącym obok fotelu i chowam twarz w dłoniach.
-Rozumiemy, że pewnie jest ci ciężko. Możemy sobie tylko wyobrażać przez co musiałeś przejść w ostatnich tygodniach i możesz nie chcieć o tym mówić, ale może... może warto?
-Nigdy nie twierdziłem, że nie warto- mówię smutno, a moja enigmatyczna odpowiedź wyraźnie wprawia ich w zakłopotanie.
         -Daj sobie pomóc Noah- mówi dziewczyna i łapie moją dłoń wychylając się ponad oparciem fotela. Posyłam całej trójce niewyraźny uśmiech i nie mogę uwierzyć jak to się stało, że znaleźliśmy się w takim punkcie tej historii.
-Astrid- mówię nagle coś sobie przypominając- Co miałaś na myśli, mówiąc, że czekał na mnie cały wieczór?
-Trzymajcie mnie bo go uduszę!- jęczy dziewczyna i opiera głowę na ramieniu Jasminy- Specjalnie dla ciebie wszyscy przeczytaliśmy ten głupi Folwark....Boże, aż obraziłam tak dobry kawałek literatury.
-Jestem skończonym kretynem.
-Przez grzeczność nie zaprzeczymy- po raz pierwszy odzywa się Ruben, a fakt, że cała strona w jego notatniku pokryta jest kółkami, tylko upewnia mnie w przekonaniu, że jest naprawdę źle. 
         Na lekcji z historii magii w ogóle nie mogę się skupić. Jak mógłbym ze świadomością, że Will poprosił Jasmine, aby usiadła między nami. Kompletnie nawaliłem.
-Ofiary rzucały proste zaklęcie zmrożenia płomieni i udawały, że wrzeszczą z bólu, podczas gdy w rzeczywistości odczuwały przyjemne łaskotanie...- z Profesorem Binnsem musi być chyba coraz gorzej, bo rozpoczął dzisiejsze omawienie procesu palenia czarownic zupełnie tak jakbyśmy wcale nie uczyli się o tym na czwartym roku. Widzę skonsternowane miny na twarzach wielu uczniów, gdy zachwyca się historią czarownicy Wenedeliny Dziwożony.
-... czterdzieści siedem razy drodzy państwo, czterdzieści siedem!
          Zaczynam rozumieć dlaczego większość uczniów nie zdecydowała się na kontynuowanie nauki historii magii po zdaniu sumów. Ja sam właściwie zrobiłem to tylko dlatego, że Will nie chciał chodzić na te zajęcia sam, więc wyprosił mnie i Jasminę
(Astrid nie dała się ugiąć), żebyśmy z nim dalej chodzili na lekcje profesora Binnsa.
Czuję dziwny ucisk w żołądku, gdy to wspominam.
          Zerkam kątem oka w stronę Willa, który od rana skutecznie mnie ignoruje. Robi notatki na marginesie swojego podręcznika i wyraźnie jest nieobecny myślami.
Postanowiam, że muszę z nim porozmawiać, ale Bóg mi świadkiem, że to skończy się gorzej niż wszyscy przypuszczają. Bo co niby mam zrobić? Pociągnąć bajkę o Mantikorach z nadzieją, że w końcu porzucimy ten temat i wszyscy będą żyć długo i szczęśliwie?
Nie żyjemy w bajce, nie jestem Królewną Śnieżką.
         Kawałek pergaminu pojawia się nagle przy moim łokciu. Delikatna dłoń Jasminy wsuwa papier pod okładkę mojej rozłożonej książki. Dziewczyna nie patrzy w moją stronę, lecz nieustannie śledzi wzrokiem profesora Binnsa.
On jest ostatnią osobą, przed którą powinieneś coś ukrywać Noah
I chociaż wiem, że chciała dobrze, to po przeczytaniu tych słów znów czuję się jakby ziemia osuwała mi się spod stóp.

Gdzie znikają ptakiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz