Tej nocy śnią mi się szepty, te same które nachodzą mnie od kilku miesięcy prawie każdej nocy. Budzę się dużo za wcześnie, wstrząsają mną dreszcze, więc potrzebuje chwili nim wstanę z łóżka. Słońce dopiero co wschodzi, więc muszę szukać swoich ubrań w pół mroku. Jestem przekonany, że zostawiłem wczoraj krawat na oparciu krzesła, ale ten przepadł bez śladu. Postanawiam poszukać go gdy reszta już wstanie bo jeśli podczas akcji poszukiwawczej przypadkiem obudziłbym Willa lub Rubena, nie daliby mi żyć do końca dnia. Wrzucam do kieszeni szaty kartkę z wynikami sumów i wychodzę do pokoju wspólnego. Kusi mnie, żeby przejść się po błoniach i odetchnąć trochę świeżym powietrzem nim będę zmuszony spędzić cały dzień na zajęciach, ale mam w pamięci słowa Dumbledore'a z wczorajszej kolacji.
Nie mam ochoty ryzykować utratą punktów dla Krukonów pierwszego dnia szkoły.W pokoju wspólnym nie ma nikogo. Nie dziwi mnie to, bardziej byłbym zaskoczony gdybym jednak kogoś tu zastał o tak wczesnej porze. Przysuwam sobie jeden z foteli pod okno i opieram głowę o zimną ścianę, żeby się trochę rozbudzić. Po błoniach snuje się przeraźliwa mgła, która nie ustępuje ani na chwilę od kilku tygodniu. Zupełnie jakby natura wiedziała, że nie dzieje się teraz absolutnie nic dobrego.
Widzę w oddali chatkę Hagrida. Jego nowy Hipogryf chyba podobnie jak ja nie zaznał dzisiaj spokojnego snu, przechadza się tam i z powrotem szturchając łbem przydrożne krzaki. Mimo mojej ogromnej sympatii do Hagrida, cieszę się, że nie będę już musiał chodzić na zajęcia z opieki nad magicznymi stworzeniami. Nigdy nie lubiłem aż tak bliskiego kontaktu z jakimikolwiek zwierzętami, chociaż muszę przyznać, że akurat hipogryfy robią na mnie ogromne wrażenie. To chyba jedne z bardziej inteligentnych stworzeń jakie miałem okazję w życiu widzieć.
Obserwuję przez chwilę jak kropla wody spływa po szybie, gdy słońce wschodzi coraz wyżej przywracając świat do życia. Czuję jak powieki mimowolnie mi opadają i nim zdążę się powstrzymać, zasypiam z głową opartą o parapet.
-Stary wstawaj! Myślałem, że cię porwali- William potrząsa moim ramieniem, a ja wyrywam się ze snu tak gwałtownie, że aż zaczyna kręcić mi się w głowie. Patrzę zdezorientowany na przyjaciela, który przez chwilę ma obok siebie dwóch identycznych braci bliźniaków. Znikają jednak wraz z zawrotami głowy.
-Która godzina?- pytam i nie czekając na odpowiedź chwytam go za nadgarstek na którym zawsze ma zegarek. Jestem jednak jeszcze zbyt zmęczony, żeby móc skupić się na przesuwających się wskazówkach.
-Śniadanie za pięć minut, lepiej się pospieszmy. Większość już zeszła na dół, co ty nie spałeś w nocy, że tak cię odcięło?- pyta wyraźnie rozbawiony.
-Nie mam pojęcia co się stało- odpowiadam szczerze- wczorajszy dzień zmęczył mnie chyba bardziej niż sądziłem, kłamię.
-Nie przejmuj się, nie będziemy ostatni. Jasmina Peterson kupiła w mugolskim sklepie jakieś mazidła do makijażu, które zaczęły zmieniać kolor. Astrid próbuje pomóc jej się tego pozbyć ale sądząc po tym co mówiły dziewczyny, nie zobaczymy Peterson na dzisiejszych lekcjach... chyba, że w worku na głowę.
-Świetny początek roku- kwituję, nigdy nie przypuszczałem, że Jasmina należy do dziewczyn, które lubią eksperymentować ze swoim wyglądem. Już prędzej podejrzewałbym o to Astrid, która zmienia styl średnio dwa razy w miesiącu.Podczas śniadania tematem głównym przy naszym stole jest nic innego jak wybór przedmiotów na owutemy. Słyszę dookoła przechwałki samymi wybitnymi wynikami i dźwięki rozpaczy, gdy komuś przytrafiło się powyżej oczekiwań. Staram się ignorować pytania kierowane w moja stronę, zbywając je wymijającymi odpowiedziami, chociaż muszę przyznać, że Will dzielnie walczy aby wyciągnąć ze mnie coś więcej.
-No weź Noah, pewnie masz tam same wybitne, pokaż- mówi i próbuje sięgnąć do mojej kieszeni ale skutecznie go odpycham- O co ci chodzi, ukrywasz tam jakiegoś trolla?
-Odwal się Will- mówię i udaję, że jest coś bardzo interesującego w mojej owsiance.
Gdy wszystkie dania zniknęły już ze stołów, uczniowie szóstej klasy zostali na swoich miejscach czekając na profesora Flitwicka, który ma rozdać nam nowe plany zajęć.
Ściskam nerwowo kartkę z wynikami, próbuje wmówić sobie, że wcale się nimi nie przejmuje ale skoro sam w to nie wierzę to jak mieliby w to uwierzyć inni.
-Padma Patil, Padma Patil!- woła profesor krocząc między stołami. Jego głowa ledwo wystaje ponad nasze siedzenia, widać że próbuje zachować kamienna twarz ale gdy tylko do nas dociera wita nas uśmiechem.
-Panno Patil, mamy mały problem z twoim podaniem w kwestii przedmiotów wybranych na owutemy- mówi i pokazuje dziewczynie coś w swoich notatkach. Okazuje się, że siostry Patil przesłały do szkoły dwa egzemplarze podania Parvati, ale problem szybko się rozwiązuje bo dziewczyny wybrały te same przedmioty. Podziwiam więź jaka łączy te dwie, gdybym miał uczestniczyć w tych samych zajęciach co Argus, chyba rzuciłbym szkołę.
Profesor Flitwick porównuje nasze wyniki z preferencjami przedmiotów, żeby mieć pewność, że możemy uczestniczyć w wybranych lekcjach. Luna Lovegood jako jedna
z nielicznych zapisała się w tym roku na Opiekę Nad Magicznymi Stworzeniami, zaś Elizabeth Mkapa wszczęła niemałą awanturę błagając profesora, żeby pozwolono jej dołączyć do zajęć ze starożytnych run mimo, że nie uzyskała wymagającego wyniku.
Gdy w końcu przychodzi moja kolej wstrzymuje nerwowo oddech z nadzieją, że obejdzie się bez zbędnych komentarzy i zaraz będę mógł ruszyć na pierwszą lekcję. Nawet trochę mi głupio, że będą to runy, bo nie jest to przedmiot na którym aż tak bardzo mi zależy,
w przeciwieństwie do Elizabeth.
-Panie Marigold- zaczyna Flitwick i lustruje mnie spojrzeniem od stup do głów- chyba
o czymś Pan zapomniał- mówi a mnie zalewa fala gorąca. Jestem pewien, że dopilnowałem, aby w moim podaniu wszystko wyglądało idealnie. Patrzę nerwowo w stronę Willa, który tylko wzrusza ramionami widocznie tak samo zdziwiony jak ja.
-Pragnę tylko przypomnieć, że kompletny mundurek jest obowiązkowy każdego dnia zajęć- mówi i podaje mi mój plan, nim odejdzie do następnego ucznia, rzuca mi spojrzenie pełne współczucia. Mdli mnie na sam ten widok, gdy przypominam sobie kiedy ostatni raz tak na mnie patrzył. Łapie za kołnierzyk koszuli i gdy nie wyczuwam węzła od krawata jednocześnie ogarnia mnie ogromna ulga i zażenowanie. Nie dość, że prawie się dziś spóźniłem to jeszcze zapomniałem tego przeklętego krawata.
Żegnam się z Willem i Rubenem, którzy mają godzinę wolnego przed pierwszymi zajęciami.
-Do zobaczenia na Obronie Przed Czarną Magią!- rzuca Will, gdy rozstajemy się
w korytarzu.
Pomachałem przyjaciołom z przykrą świadomością, że wcale nie zobaczymy się na następnej lekcji i skręciłem w kierunku sali od Starożytnych Run.
Na miejscu wcisnąłem się na krzesło między Hermioną, a jakąś Puchonką która nawet nie podniosła wzroku znad podręcznika, gdy pojawiłem się obok. Hermiona nie wyraźnie ucieszona, że będzie mieć przy sobie kogoś znajomego uścisnęła mnie radośnie na powitanie.
- Nie mówiłeś, że wybrałeś runy!- mówi i przysuwa w moją stronę otwarty podręcznik- popatrz na te symbole- wskazuje runy, których jeszcze nigdy wcześniej nie widziałem- wyglądają identycznie, ale ich znaczenie jest różne w zależności od kontekstu zdania.
Nie mogę się doczekać, aż w końcu lepiej je poznamy!- mówi z nadmiernym entuzjazmem-
O rany Noah, gdzie twój krawat?-
Czy naprawdę brak krawata jest aż takim wielkim wykroczeniem?- myślę- Kiedyś komuś musiało się to już zdarzyć , to przecież nie tak, że jestem pierwszym w historii uczniem, który poszedł na lekcje bez niego.

CZYTASZ
Gdzie znikają ptaki
FanficW tej opowieści brakowało innej perspektywy, spojrzenia na świat młodych czarodziejów, oczu innych niż tych zza oprawek okularów Chłopca Który Przeżył. Bo dookoła byli tez inni, tylko nikt wcześniej nie dał im prawa przemówić. Noah wraca do Hogwartu...