Następny dzień okazuje się być trudniejszym niż chyba oboje przypuszczaliśmy, że będzie. Teraz wszystko wydaje się być bardziej realne, jakby wczoraj, rzeczywiście było jedynie snem. Jednak, gdy budzę się i widzę twarze moich przyjaciół, jakoś nabieram siły, żeby się z tym wszystkim zmierzyć. Mam tylko nadzieję, że nie stracę jej zbyt szybko.
Gdy wczoraj wróciliśmy do zamku, okazało się, że jedyną zaskoczoną osobą byłem ja.
A zaskoczył mnie brak tego zdziwienia u innych, gdy wmaszerowaliśmy do Pokoju Wspólnego z Willem trzymając się za ręce. Ale dzisiaj jest jakoś inaczej.
Chciałbym powiedzieć, że nic się nie zmieniło, ale prawda jest taka, że zmieniło się bardzo wiele i muszę przyznać, że trochę mnie to przytłacza.
-Nic nie zjadłeś- mówi Will. Faktycznie, od rozpoczęcia śniadania, jedyne co zrobiłem to pokrojenie omleta na nieznośnie małe kawałeczki.
-Chyba nie jestem głodny- mówię odsuwając talerz.
-Powiedziałeś to samo wczoraj na kolacji.
-Ale naprawdę nie jestem- przysięgam, ale widząc jego spojrzenie, jednak sięgam ponownie po talerz. Omlet już wystygł, ale jest przyjemnie słodki, więc to trochę poprawia sytuację.
W Wielkiej Sali panuje gwar, choć przy stole Ślizgonów jest dziś wyjątkowo cicho.
Odwracam się w ich stronę. Na równoległym do mojego miejscu, odwrócony plecami siedzi Argus w towarzystwie Daphne. Zastanawiam się, czy powinienem w końcu sam do nich podejść czy jednak zaczekać, aż to on oficjalnie mi ją przedstawi.
Zauważam, że ktoś patrzy w moją stronę. Na końcu stołu, tuż obok naburmuszonej Parkinson, siedzi Draco, którego widzę pierwszy raz od mojego powrotu. Nie zjawił się wczoraj na kolacji. Nie żebym to sprawdzał, ale jego na prawdę ciężko jest nie zauważyć.
Łapiemy kontakt wzrokowy na naprawdę krótką chwilę, bo tępy ból głowy przyćmiewa mi nagle wszystkie zmysły.Zamykam oczy i opieram czoło na ramieniu Willa.
-Co się stało?- pyta zmartwiony.
-Moja głowa chce mnie wykończyć.
Czuję jak chłopak podnosi się, aby po coś sięgnąć. Chwilę później podsuwa mi pod nos szklankę pełną wody.
-Wypij, odwodnienie generalnie nie jest dobre, a dla ciebie to już w szczególności.
Wypijam całość duszkiem. Nawet nie czułem jaki jestem spragniony. Ból nieco ustaje, ale mimo to wciąż ciężko mi się skupić na czymś dłużej niż krótką chwilę. Nie jestem w stanie nawet do końca odpowiedzieć, gdy Will pyta mnie czy spotkamy się między trzecią, a czwartą lekcją. Dziś prawie wszystkie zajęcia mamy osobno.
W drodzę do klasy profesora Slughorna dopadają mnie czyjeś ramiona.
Burza włosów Hermiony zasłania mi cały widok.
-Noah! Dlaczego nie napisałeś, że wracasz?- pyta rozentuzjazmowana dziewczyna- nie odpisałeś na moje cztery ostatnie listy.
Wzdycham bo mam wrażenie, że będę odpowiadał na to samo pytanie po raz tysięczny, ale mimo to uśmiecham się na jej widok.
-Przepraszam, nie miałem do tego głowy- odpowiadam- A co u ciebie? Ron w końcu się opamiętał czy wciąż jest sobą?- pytam, żeby odbiec od tematu mojej “choroby”.
-Oh szkoda słów, ciągle łazi wszędzie z tą całą Lavender. Boję się, że pewnego ranka wyskoczą z mojej szafy!- śmieje się choć wyczuwam gorycz w jej głosie.
Zauważam, że cała jest jakaś przygnębiona. Kłótnie z przyjaciółmi zdecydowanie jej nie służą. Zwłaszcza, gdy musi dzielić z nimi jedną ławkę podczas lekcji.
-Siadajcie, siadajcie! I proszę nie rozmawiać! Szybko, bo czeka nas dzisiaj mnóstwo roboty! Trzecie prawo Golpalotta… kto powie, jak brzmi? No tak, oczywiście panna Granger!
Hermiona wyrecytowała formułę z ogromna dokładnością:
-Trzecie prawo Golpalotta mówi, że antidotum na złożoną truciznę to więcej niż suma antidotów na każdy z jej składników.
-Dokładnie!- mówi z radością Slughorn.- Dziesięć punktów dla Gryffindoru! A teraz, jeśli założymy, że trzecie prawo Golpalotta jest prawdziwe…
-Szkoda, że nie jest- mruczy pod nosem Michael Corner siedzący obok mnie- popatrz na minę Weasleya- wskazuję dyskretnie w stronę ławki zajmowanej przez Gryfonów.
Faktycznie, Ron gapi się na swój podręcznik z szeroko otwartymi oczami notując coś w pośpiechu.
-Zupełnie jakby Slughorn mówił w innym języku- podsumowuje ten obraz nieporadności.
-Smocza ospa wyzwoliła w tobie jakieś wcześniej nieodkryte pokłady poczucia humoru?- pyta Michael śmiejąc się cicho.
Osobiście bardziej nazwałbym to arogancją, ale najwyraźniej łatwo ją pomylić z poczuciem humoru.

CZYTASZ
Gdzie znikają ptaki
FanficW tej opowieści brakowało innej perspektywy, spojrzenia na świat młodych czarodziejów, oczu innych niż tych zza oprawek okularów Chłopca Który Przeżył. Bo dookoła byli tez inni, tylko nikt wcześniej nie dał im prawa przemówić. Noah wraca do Hogwartu...