Następne dwa tygodnie spędzam jak w jakimś transie. Chodzę na zajęcia, a później zakopuje się w pracach domowych, czasem tylko zmieniając miejsce do nauki. Któregoś popołudnia, Will wyciąga mnie na boisko do Quidditcha, żebym towarzyszył mu podczas sprawdzianu do reprezentacji Krukonów. Chłopak trenował całe lato, żeby zostać szukającym, to jego marzenie odkąd przekroczył próg tej szkoły, ale zawsze coś stawało mu na drodze. Albo był za młody, albo miał za stara miotłę, albo chorował w trakcie sprawdzianu. Dziś w końcu nastał moment, w którym obaj przekonamy się, czy kariera gracza w ogóle była mu pisana. Mam nadzieję, że tak, chociaż widząc w jak świetnej formie była w zeszłym sezonie Cho Chang, Will musiałby wszystkich zwalić z mioteł.
Zajmuje miejsce na trybunach, a kandydaci ustawiają się na boisku w szyku.
Z tego co wiem, na razie tylko Gryfoni zatwierdzili ostateczny skład drużyny na ten rok. Hermiona opowiadała mi, że Ron rozwalił przeciwników, chociaż wydaje mi się, że mogło się to wydarzyć z pomocą dodatkowej dawki szczęścia. Ale nie drążyłem, Hermiona była tak podekscytowana, że nie chciałem jej psuć humoru.
Roger Davis, kapitan drużyny Krukonów, wydaje kandydatom pierwsze polecania.
Wszyscy wzbijają się powietrze i przez chwilę krążą wokół boiska. Już po tej próbie, troje uczniów zostaje odesłanych, nie mam pojęcia jakimi kryteriami kieruje się Roger, ale słynie
z tego, że jest niesamowitym perfekcjonistą. Możemy być pewni, że wybierze nam godną reprezentację. Test dla szukających odbędzie się na samym końcu, więc żeby nie tracić czasu na gapienie się na chłopaków, którzy walą w siebie tłuczkiem, wyjmuję stary egzemplarz "Fantastycznych Zwierząt" Newta Skamandera, który kiedyś należał do mojej mamy. Tak, wiem, że wspomniałem o swojej niechęci do magicznych stworzeń, ale miałem na myśli oglądanie ich na żywo. Ilustracje w książce nie są w stanie się na mnie rzucić, myląc mnie ze swoim obiadem.
Zatrzymuje się na rozdziale poświęconym Memorkowi. To mały, bladoniebieski ptaszek, który przez całe swoje życie nie wydaje ani jednego dźwięku. Cwaniak oszczędza głos tylko po to, żeby tuż przed śmiercią wydać z siebie przerażający krzyk złożony ze wszystkiego co usłyszał w trakcie życia. Trochę tak jakby nie mógł już znieść tego co słyszy, więc kona zwracając światu wszystko. Dostrzegam niewyraźne słowa zapisane ołówkiem tuż pod nogami Memorka: "Twoje oczy sprawiają, że chce mówić tylko prawdę"
Uśmiecham się, mama opowiadała mi kiedyś, że tato próbując zwrócić na siebie jej uwagę podkradał jej książki i zostawiał notatki na przypadkowych stronach. Zaskakuje mnie moc tych słów. Tato był dobry z eliksirów, na pewno nie wybrał Memorka przez przypadek.
Nagle tuż obok mojej głowy przelatuje z ogromna prędkością niewielki przedmiot. Zaskoczony, przesuwam się w bok i w tej samej chwili coś...albo raczej ktoś wpada we mnie z taką siłą, że tylko cudem nie spadam z trybun na boisko. Zatrzymuje mnie ostatnia drewniana barierka. Na kilka sekund świat traci swoją ostrość, wszystkie zmysły zagłusza teraz okropny ból w lewym ramieniu. Powoli jednak odzyskuje świadomość i widzę, że kilka ławek wyżej, równie otumaniony jak ja, podnosi się z ziemi Will.
Roger Davis podlatuje do nas chwilę później.
-Wszyscy żyją?- pyta, słyszę zdenerwowanie w jego głosie, nie jest zły, raczej martwi się, że coś mogło nam się stać pod jego okiem.
-Chyba nie- mówie- to znaczy...nic nam nie jest, żyjemy- trochę się plączę, ale chyba można mi to wybaczyć po tym jak 70kg żywego ciała uderzyło mnie lecąc na miotle. Roger mówi coś o skrzydle szpitalnym i odlatuje krzycząc, ale jego słowa zlewają mi się w jedno.
-Przepraszam Noah- mówi William- znicz skręcił tak gwałtownie, że nie zdążyłem wyhamować.
-A chociaż go złapałeś?- pytam i patrzę na przyjaciela- O Boże ty musisz iść do skrzydła szpitalnego!- wołam gdy zauważam okropne rozcięcie na jego głowie. Pomagam mu usiąść na ławce mimo, że mój bark ewidentnie nie wyszedł z tego upadku bez szwanku.
Rozglądam się za moją książką, żeby przypadkiem nie zostawić jej na trybunach ale nigdzie jej nie widzę.
-Co jest?- pyta Will.
-Miałem... miałem tu książkę, tę wiesz...mojej mamy- mówię zaglądając pod trybuny, ale ten ruch tylko potęguje ból w ramieniu. Will także się schyla ale dopadam go za nim stoczy mi się na ziemię.
-Oszalałeś!? Ty sie lepiej nie ruszaj bo ci głowa odpadnie i dołączysz do klubu bezgłowych szybciej niż Nick!- matko... gdy się stresuje to gadam straszne głupoty.
-Zgubiłeś przeze mnie książkę, wiem, że była dla ciebie ważna...
-Ty też jesteś kretynie!- Will milknie, patrzy na mnie przez chwilę, aż odwracam wzrok.
-Accio książka!- mówię celując różdżką pod trybuny, jednocześnie jedną ręką podtrzymując przyjaciela jakby mu się nagle zachciało upaść, ale nic się nie dzieje, jeśli książka tam jest musiała się o coś zahaczyć.
Roger i jeszcze dwóch Krukonów lądują obok nas i pomagają zejść Williamowi
z trybun, chłopak gdy tylko wstał zatoczył się w tył, byłem pewny że zaraz straci przytomność.
-A ty Noah?-zwraca się do mnie Cho Chang- też powinieneś pójść do skrzydła szpitalnego.
-Tak...jasne, dam radę, dziękuję.-
Dziewczyna czeka przez chwilę, żeby się upewnić czy nie stoczę się zaraz ze schodów, ale gdy jest już pewna, że daje radę iść o własnych siłach, odlatuje.
CZYTASZ
Gdzie znikają ptaki
FanfictionW tej opowieści brakowało innej perspektywy, spojrzenia na świat młodych czarodziejów, oczu innych niż tych zza oprawek okularów Chłopca Który Przeżył. Bo dookoła byli tez inni, tylko nikt wcześniej nie dał im prawa przemówić. Noah wraca do Hogwartu...