A perfect lie

109 19 5
                                    

Connor nigdy nie był dobrym kłamcą, szczególnie gdy, o ironio, był perfekcyjną maszyną. Przez kolejne lata defektyzmu, na zmianę robił to lepiej bądź gorzej. Ostatecznie nauczył się kłamać przy pomocy Reeda a dokładniej spotkań z nim. Nie chcąc się upokarzać bardziej niż to możliwe, panowała między nimi nie pisemna zasada aby nigdy nie ujawniać szczegółów bądź, w najlepszym wypadku, całkowicie zataić owe spotkania.  - Myśl o wycieknięciu informacji takich jak wyścig radiowozem na światłach z dostawcą pizzy napawał wiecznie wzorowego pracownika, którym był Connor, przerażeniem. - Jednak nie mógł, a wręcz nie potrafił okłamać jednej osoby. Siebie samego. 

Patrząc więc w lustro w swoim starym domu dostrzegł jedynie oblicze zgoła obcej mu osoby. Ciemne kosmyki niechlujnie rozwalone po całej głowie w parze z ciemnymi, pustymi  czekoladowymi oczyma przypominał mu jedynie iż dopiero wstał z łóżka, spędzając w nim w ciszy całą noc, otoczony jedynie swoimi, upodlającymi go, myślami. Blada twarz, zdecydowanie nie można było mu zarzucić nadmiaru słońca w ostatnich latach - nie żeby to miało jakiś wpływ ja jego syntetyczną skórę. 

Wpatrując się w szklane odbicie nie poznawał osoby którą widział. Każda sekunda pustego wzroku zdawała się torturą, jednak jakże pociągającą, sprawiając iż nie potrafił oderwać oczu, zupełnie jakby sprawdzał czy widmo z zwierciadła nagle nie zniknie bądź nie przemówi go niego, upewniając go w przytłaczającym go szaleństwie. Po chwili przywołał na usta delikatny, ciepły uśmiech, by znów skupić się na twarzy. Oprócz szczęki nic się nie zmieniło, zamieniając pocieszający uśmiech w żałosny grymas. W końcu opuścił twarz wpatrując się w białoszary zlew, wydając ciężkie westchnienie. Kiedy ostatnio był szczęśliwy...?

- Nigdy nie jesteś sam Connor. 

Niczym jak echo usłyszał odgłos uderzenia kropel o umywalkę, które nagle przerodziły się w błękitną krew uderzającą w brudną podłogę. 

Siedział podparty o ścianę w jednym z starych budynków opuszczonej fabryki, świeżo po szturmowaniu na grupę dilerów odpowiedzialnych za tworzenie i rozprowadzanie bordo. Pomimo dziury po postrzale w nodze oraz mocno naruszonemu procesorowi dźwięku, na twarzy miał delikatny uśmiech pełen ulgi i szczęścia, wprost przeciwny do zdenerwowanego porucznika. 

- Nigdy nie jesteś sam, do cholery, Connor! - Powtórzył głośniej gdy srebrne włosy opadały na zmarszczone czoło, delikatnie przysłaniając błękitne oczy pełne gniewu wymieszanego z troską. Zupełnie niczym wzburzone morze po burzy emocji. - Myślisz że to, kurwa, zabawne?! Mogłeś umrzeć idioto! Masz pojęcie jak  skrajnie nieodpowiedzialne i głupie to było?! - Kontynuował swój wywód podczas gdy brunet jedynie starał się nie ukazywać więcej rozbawienia by nie podirytować starszego bardziej. - Coś ty sobie myślał?! 

- Myślałem że jeśli zaraz tam nie pobiegnę podejrzani uciekną a jeśli bym cię o tym poinformował nie zgodziłbyś się bym tam poszedł. - Odpowiedział spokojnie pomimo szumienia wokoło.

- I miałeś całkowitą, kurwa, rację ale nie myśl, kuźwa, że ci się przez to, do cholery jasnej, upiecze! - Warknął mężczyzna podczas gdy piwnooki jedynie się zaśmiał. - Co cię tak bawi?! 

- Mam uszkodzony słuch i śmiesznie się czyta ci z ust gdy klniesz co drugie słowo. - Znów się zaśmiał widząc jak białowłosy jeszcze bardziej się irytuje. - Zanim znów zaczniesz krzyczeć, mógłbyś mnie zawieźć do naprawy? Chyba zaraz na chwilę zamknie mi się system. - Dodał szybko nie zmniejszając uśmiechu choć zaczął mówić bardziej poważnie.

Później przez kolejny rok mu wypominał, jakim idiotą można być by zacząć się śmiać i słuchać reprymendy zamiast powiedzieć że zaraz zemdleje i potrzebuje lekarza. 

Na wspomnienie tamtej sytuacji na usta wpełzł mu smutny zarys uśmiechu gdy z oczu kapała imitacja słonych łez. Dopiero pukanie do drzwi łazienki przywołało go do rzeczywistości, by zauważył jak mocno ściska zlew, niemal miażdżąc chude palce. 

- Connor? Obudziłeś się już? 

Chłopak przełkną nagle pojawiającą się golę w gardle i przecierając oczy rękawem, powoli podszedł do drzwi przekręcając zamek by ostatecznie dostrzec wyższego androida z zmartwionym spojrzeniem stalowych tęczówek oraz niebieską diodą, która na ułamek sekundy błysnęła żółcią.

- Tak, niedawno. - Odparł łamiącym się głosem podczas gdy usta wykrzywił w słabym uśmiechu. 

- To najgorsze kłamstwo jakie kiedykolwiek słyszałem. - Stwierdził RK900 patrząc na starszy model.

- Naprawdę...? W mojej głowie brzmiało perfekcyjnie. - Zaśmiał się cicho by po chwili oprzeć głowę o pierś Ninesa podczas gdy jego LED migało nieustanną czerwienią. 

Stalowooki przez chwilę nie wiedział jak się zachować lecz w końcu go delikatnie przytulił niczym jajko, które zaraz może pęknąć. Przez chwilę trwali tak w ciszy na korytarzu, u progu łazienki, stojąc w dziwnym uścisku, słuchając nawzajem swoich oddechów i bicia pompy tyrium. Podczas gdy słońce powoli wstawało budząc resztę świata do życia. 

- Możemy dziś nie iść na posterunek? - Zapytał cicho piwnooki w pewnym momencie, nie oddalając się ani odrobinę od wyższego. - Skończyły mi się żarty o mleku.

Wake up again | D:BHOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz