Brunet przełknął gulę narastającą mu w gardle., nie wiadomo skąd. Najpewniej była to tylko imitacja stworzona przez jego zagmatwany umysł, starając się w jakiś sposób zmniejszyć narastający stres. Przez wszystkie siedemnaście lat swojej egzystencji, z czego dwunastu lat na służbie, nigdy nie miał okazji zasiadać po drugiej stronie stolika w sali przesłuchań.
Patrząc teraz na to z innej perspektywy, współczuł HK400, którego miał okazje przesłuchiwać jeszcze przed rewolucją. Wgłębi swojej pompy tyrium miał nadzieję że nie będą traktować go tak jak on to robił za czasów bycia maszyną.
Siedział delikatnie przygarbiony, mnąc rękaw starej, ciepło szarej bluzy z dwoma białymi paskami przy końcówkach rękawów. Pozgniatany kołnierzyk białej koszuli, wyciągniętej z szafy i wyprany z ton kurzu, delikatnie wystawał znad bluzy. Zawsze powtarzał że nie umie się ubrać aż pewnego dnia wyciągnął go siłą do galerii i kupił mu dwie torby ubrań bo jak to oznajmił "nie będzie łaził cały czas w tym obsranym mundurku". Na nogach miał czarne, w niektórych miejscach przetarte jeansy - gdy mu je kupował do jego protestów wykorzystał fakt że na dobrą sprawę jest jeszcze gówniarzem - co było w prawdzie całkowicie prawdą. Piwnooki wyglądał jak licealista nie umiejący na zaliczenie. Chude nogi, były ciasno złączone, od czasu do czasu drgając. Nie trzeba było być geniuszem by oznajmić że się bał.
Wtedy pomyślał dlaczego nie ma przy nim Hanka, by po chwili poczuć jak owa myśl wypala mu wnętrzności. No tak, gdyby tu był, gdyby żył, chłopak w ogóle by się tu nie znajdował.
Po chwili, która dla Connora trwała wieki, do sali wszedł niskiego wzrostu brunet o piwnych oczach. Rayan Reed przypominał z twarz ojca, pozostawiając oczy po matce. Około metr sześćdziesiąt osiem musiał być powodem do częstych sprzeczek, pomyśleć ile kłamstw mu sprzedali że urośnie gdy był mały.
- A mówiliśmy żebyś pił mleko to urośniesz. - Rzucił luźno na powitanie lecz w momencie gdy napotkał gniewne spojrzenie ciemnych tęczówek zamilkł, tracąc resztki złudnej nadziei na przyjazną atmosferę.
- Nadal ukrywasz się za fasadą idioty? - Mruknął uśmiechając się słabo, po czym usiadł naprzeciwko defekta. - Wiesz dlaczego tu jesteś. - Dodał po chwili na co słaby uśmiech bruneta zbladł a oczy przygasły. - Słuchaj, wiem że to może być trudne ale nikt nie wierzy że go zabiłeś. Musimy dowiedzieć się co zaszło. Jakie mieliście relacje? Co was łączyło? Kim dla ciebie był Hank Anderson?
Na dźwięk wypowiadanego imienia drgnął nieznacznie.
ⱼₑₛₜₑś ₛłₐby. ₛₜₐłₑś ₛᵢę głᵤₚᵢₘ dₑfₑₖₜₑₘ ᵢ ₚₒzwₒₗᵢłₑś by ₑₘₒcⱼₑ ₙₐd ₜₒbą zₐwłₐdₙęły. Żₐłₒₛₙₑ.
Przez dłuższą chwilę mechaniczny chłopak milczał by w końcu wydać z siebie ciężkie westchnienie. Myli się. Nie jest żałosny i potrafi nad tym panować. Opowie wszystko byle by mieć to z głowy i być może, przy odrobinie szczęścia, zabić wraz sobą ten irytujący głos w jego systemie.
Dₒₚᵣₐwdy żₐłₒₛₙₑ, Cₒₙₙₒᵣ.
- Był dla mnie jak ojciec i najlepszy przyjaciel.- Wyznał w końcu patrząc w blat metalowego stolika, zaciskając dłonie w piąstki. - Poznałem go niedługo przed rewolucją a zaraz po niej, przygarnął mnie do siebie. W raportach znajdziecie że w 2045 roku przeszedł ma zasłużoną emeryturę. Pięć lat później zrezygnowałem z służby by się nim opiekować a kolejne pięć lat później... umarł. - Zacisnął mocniej pięści, wbijając paznokcie do syntetycznej skóry aż poczuł delikatne pieczenie i słaby wypływ krwi.
Czasami ból okazywał się przydatny. Zaczął być bardziej ostrożny oraz w takiej chwili jak ta, pomagał zachować mu jasność umysłu.
- Rozumiem że musiało być ci trudno, dziś zleciliśmy szukanie raportów z szpitali jednak nurtuje mnie, jak i wszystkich, jak to się stało? Jak znalazłeś się cztery metry pod ziemią, zamknięty w trumnie z... Hankiem Andersonem? - Spytał ostrożnie jednak nie doczekał się odpowiedzi.
Dₗₐczₑgₒ ₘᵢₗczyₛz?
- Ja... - Zaczął niepewnie lecz głos uwiązł mu w gardle gdy czuł na sobie spojrzenie detektywa.
Zᵣₒbᵢłₑś cₒś złₑgₒ Cₒₙₙₒᵣ.
Wᵢₑₛz ₒ ₜyₘ.
- Ja... - Ponowił po chwili próbę, bez skutecznie.
ₙₒ dₐₗₑⱼ ₚᵣzyzₙₐⱼ ₛᵢę.
- Nie chcę o tym rozmawiać. - Uciął.
***
Zimno. Nieodłączne, chłodna pustka, mrożąca każdy zakamarek umysłu. Uczucie śmierci, wiecznie trzymającej cię za ramie, szepczącej cicho do ucha przyjemne słówka, prowadzi cię przez wyboistą drogę, nie spuszczając z ciebie wzroku aby czasem nie przegapić twojego upadku.
Gdy pierwszy raz poczuł prawdziwe zimno, był zbyt przerażony by zwrócić na nie uwagę, świeżo uwolniony spod okowy Amandy, chował niewidoczny dla innych pistolet. W późniejszym czasie zdążył nabawić się do niego nie chęci i mimowolnie przeglądał wszystkie systemy dla pewności czy aby Amanda znów nie chciałaby przejąć nad nim kontroli, za każdym razem gdy czuł chłodne powietrze. W końcu nauczono go aby nie ignorować żadnych znaków. A przynajmniej tak sobie wmawiał, nie chcąc przyznać przed samym sobą że kierował nim najczystszy w swej postaci, strach.
Za drugim razem gdy otworzył oczy po wielu latach mroku, znów w niego uderzyło, tym razem z zdwojoną siłą.
Jednak tym razem nie był przerażony. Otaczające go zimno sprawiło wrażenie jakby był martwy. Czuł się pusty a jednocześnie jakby zaraz miał eksplodować. Wiedział że chłód prowadzi go na dno, jednak zamiast stawiać opór, miał ochotę skoczyć na główkę do otchłani.
Nie musiał myśleć co go przywita po drugiej stronie. Nie było żadnego androidziego nieba. A już na pewno nie dla niego. On mógł jedynie cieszyć się pustką i ciemnością. Brakiem uczuć i myśli. Wielkim bezkresem nicości.
Zupełnie jak w tedy gdy był maszyną. Jednak martwy nikogo nie skrzywdzi. Same korzyści. Zresztą tym razem postarałby się aby nie mogli go już obudzić. Powrót jest znacznie bardziej boleśniejszy i problematyczny. Zwykłe wyłączenie nic by mu nie dało. Strzał w głowę powinien skutecznie go wyłączyć jednak nie pracuje już w policji a w domu nie ma żadnej broni. Sprawdzał dokładnie podczas sprzątania. Mógłby uśpić RK900 ale byłoby to ryzykowne poza tym...
- Connor! - Jego silne przemyślenia przerwał jednak niebieskooki android, potrząsając nim delikatnie. - Słuchasz mnie czy wszedłeś do ogrodu? - Spytał spokojnie wyższy na co brunet rozszerzył oczy.
Będę ₙₐ cᵢₑbᵢₑ czₑₖₐć. ₙᵢₑ zₐwᵢₑdź ₘₙᵢₑ, Cₒₙₙₒᵣ.
- W...wybacz. Zamyśliłem się. - Odparł szybko chłopak, karcąc się w myślach za brak podzielności uwagi.
- Pytałem się, jak się czujesz? - Błękitne oczy nieco złagodniały na ten obraz. Mimo iż RK800 był androidem zawsze potrafił wzbudzić, zapewne nawet nieświadomie, współczucie i rozczulenie otaczających go ludzi. Był niczym drobna muszelka na żwirowej drodze.
Piwnooki uśmiechnął się delikatnie, porzucając na obecną chwilę samolubne pragnienia. Mimo iż jako tako żyje, duchem wciąż pozostawał w zupełnie innej rzeczywistości. Nie chciałby sprawiać znów nikomu przykrości i przekonywać się jak bezużyteczny jest.
- Dobrze. - Odparł siląc się na najszczerszy uśmiech na jaki było go aktualnie stać, czując narastający ciężar przy duszy na myśl że identyczny uśmiech słał jeszcze do niedawna jego porucznikowi. Dlaczego strata musi tak boleć? A przecież to dopiero początek. Na myśl o tym jak zaczną rozkopywać jego przeszłość miał ochotę zakopać się znacznie głębiej niż ostatnim razem, na totalnym odludziu by nikt go już nie zalazł. Chciałby znów usłyszeć ten głęboki śmiech i usłyszeć jedno z tych "Dobra robota, Connor." Jednak wiedział że już nigdy nie będzie mu to dane. Ponieważ tak naprawdę wszystko zepsuł. I to wszystko była jego wina.
CZYTASZ
Wake up again | D:BH
Fanfiction5 listopada 2067 rok Białe płatki śniegu przypominały o zbliżającej się rocznicy rewolucji. Markus objął stanowisko premiera od spraw androidów, mając po swojej prawicy nieustępliwą kochankę która często popędzała jego pacyfistyczne poglądy. Simon w...