So i stay a while to keep you around.

112 19 11
                                    

Śledztwo w sprawię niecodziennej śmierci Hanka Andersona, zostało oficjalnie zamknięte a samo jego istnienie postanowiono nie podawać do informacji publicznej, podobnie zresztą jak istnienie pewnego androida modelu RK800, który w tej chwili stał, opierając się o barierki, w pobliżu zamkniętego już o tej porze, placu zabaw. Nie był pewien, czemu wciąż tu stoi, od godziny, na zimnie, żywy. Przecież powinien już odejść. Zamknąć oczy i mieć nadzieje, że już nigdy nie powróci. 

Przecież chciał odejść. Powinien odejść. Musiał odejść. 

Nie pożegnał się z nikim, kogo znał, zresztą, podobnie jak ostatnim razem, postanowił zostać sam. To nie tak, że ich potrzebował. Przecież chciał umrzeć, prawda?

Chciał i właśnie to w tej chwili zrobi, ponieważ nie mógł żyć w ten sposób. Myśl o możliwości pozostania, wycofania się i powrotu, była... przerażająca.  Przerażająca i ukryta pod jednym wielkim znakiem zapytania.

A Connor nie cierpiał niewiedzy. 

Więc dlaczego, do cholery, wciąż nie naciska spustu? 

Nie było się czego bać, był już tam i wiedział, że dosłownie nie ma tam dla niego nic. Dlaczego wciąż się wstrzymywał, jeśli przez ostatnie dni tak bardzo pragnął obrócić się w nicość i przestać istnieć? Prawdę mówiąc, nie był pewien. 

Może była to krztyna nadziei, może nowe emocje, które zaczęły się pojawiać w ostatnim czasie, a może pewien podobny do niego android, wołający jego imię zaledwie parę kroków za nim, podczas gdy jego twarz wykrzywiona była w swoistym strachu o życie starszego. 

- Connor! Connor, wszystko będzie dobrze, weź głęboki oddech i odstaw pistolet. - Dobiegł go głos niebieskookiego, i choć patrzył on w stronę piwnookiego, chłopak nie był pewien, do którego z nich bardziej kierował te słowa.

Dopiero po chwili uświadomił sobie, że led ich obu, miga czerwoną poświatą a tyrium wrze w krwiobiegu, jak nigdy dotąd. 

- Nines... - Odezwał się po raz pierwszy od dłuższego czasu Connor, głos mając cichy i zdarty niczym stara płyta. Do tej pory, nawet nie zauważył łez spływających po jego policzkach od prawdopodobnie dłuższego czasu. - Co tu robisz? - Spytał, nie opuszczając pistoletu. 

- Wszędzie cię szukałem, bałem się że będzie już za późno. - Wyższy na chwilę zamilkł, samemu mając załzawione oczy. - Connor, nie chcę abyś odchodził. Nie zostawiaj mnie. - Dodał w końcu, na co piwnooki zatrzymał się na chwilę, by delikatnie się uśmiechnąć. 

Pamiętał siebie, klęczącego nad zimnym ciałem, pełnego uczucia zdrady, rozpaczy i gniewu jednocześnie. 

- Hank, błagam nie zostawiaj mnie, proszę, obiecałeś mi... Hank...

Przybył za późno. Nie zdążył temu zapobiec. 

- Connor, to nie była twoja wina. Nie mogłeś nic zrobić-

- Nie prawda! - Przerwał mu z nową siłą, RK800, nie chcąc dopuszczać do siebie nagiej prawdy. Prawdy, która bolała, stokroć mocniej od prostej wymówki, jaką dla siebie stworzył. 

- Mylisz się! - Kontynuował dziewięćset, powoli podchodząc do starszego. - Nie mogłeś nic zrobić i dobrze o tym wiesz! Nie mogłeś zapobiec jego śmierci, więc przestań się do cholery o to obwiniać! Nienawidzę patrzeć na to jak cierpisz z powodu czegoś, na co nie miałeś nawet wpływu. Masz pojęcie jak bardzo to boli, za każdym razem, gdy patrzę na to jak próbujesz wszystko ukryć?! - Jakby dla potwierdzenia swoich słów, chwycił się za miejsce, w którym powinno znajdować się serce. -  Nie mogę tego znieść. Jeśli z czegoś sobie zdałem sprawę przez te ostatnie dni, to z tego, że nie chcę abyś odchodził. - Wykonał ostatni krok, znajdując się zaledwie parę centymetrów od piwnookiego i chwycił delikatnie jego dłonie aby odebrać mu broń. - Potrzebuję cię.

- Nines, ja... ja chyba nie potrafię już... - Urwał, by po chwili zostać zatrzymanym w ciepłym uścisku wyższego androida. 

- Nie szkodzi. - Uspokoił go cichym głosem, aby starszy chwycił się jego kurtki i wypuścił długo skrywany w sobie ciężar, mocząc przy tym ubranie młodszego. 

Cierpiał. Ale ten jeden raz, pozwolił aby to cierpienie z niego uleciało. Nie chciał go czuć, naprawdę tego nienawidził. Te wszystkie, trudne emocje. To było jak coś w rodzaju swoistego piekła. Nie był w stanie utrzymać tego dłużej, a nawet jeśli by próbował, miał wrażenie że by eksplodował. Był tak cholernie zmęczony. Nie wiedział czy da radę otwierać ponownie oczy, więc pozostawił je zamknięte, wypuszczając jedynie strumienie łez, które gromadził od zdecydowanie, zbyt długiego czasu. Nie miał siły już krzyczeć, uderzać i kopać. Nie był już w stanie walczyć. Nie sam. Czuł, jak powoli rozpadał się na drobne kawałeczki oraz jak bardzo boli go serce. Jednak teraz poczuł coś nowego. W ramionach RK900 odnalazł coś, co myślał, że utracił bezpowrotnie. Bezpieczeństwo. 

- Nie chcę już sobie z tym radzić. Jestem tak zmęczony tym wszystkim... tego jest za wiele, Nines. I to ciągle się zbiera i zbiera, i nie wiem już ile mogę znieść. Mam dość... tak dość tego bólu, samotności i cierpienia. Nie chce już z tym walczyć...

- Więc nie walcz. Odpuść i odpocznij a ja zajmę się wszystkim. - Przerwał mu wyższy. - Jestem tu, Connor i nigdzie się nie wybieram. Nie jesteś już z tym sam. Zamykaj oczy i otwieraj je każdego, kolejnego dnia. Budź się znowu i znowu. Możesz to nazwać kołem tortur, diabelską pętlą czy czymkolwiek zapragniesz, ale musisz wiedzieć, że ma to gdzieś tam swój urok. Życie nie musi mieć sensu, aby było kontynuowane. Czasami musisz zaufać w ciemno i rzucić się w wir zdarzeń, ale tak to już jest i nie jest to wcale takie złe. Nieprzewidywalność nie jest zła. - Zapewnił go, opierając swoją głowę o jego ramie, jednocześnie, przejmując jego ciężar, za co piwnooki był wdzięczny, nie będąc pewnym czy wystoi na własnych nogach.

Stali tam jeszcze przez wiele minut, trzymając się nawzajem, nie chcąc przerywać tej jednej, najszczerszej chwili, jaką do tej pory mieli.
Śnieg wciąż prószył, delikatnie przykrywając ich ramiona oraz głowy, a czas wciąż płynął, zbierając kolejne żniwa. Jednak tym razem nie wydawało się to takie okrutne jak wcześniej.

Wake up again | D:BHOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz