X

183 18 16
                                    




kiedy dotarlismy do szpitala, to znow poczulem jak boli mnie serce. to w tym szpitalu zmarl kenma... nie moglem zaakceptowac ze to moja wina, ja definitywnie tego nie chciałem! wiedzialem jednak, ze policja raczej mi w takie bajeczki nie uwierzy i mnie zgarnie. jednakze przed pojsciem do wiezienia, chcialem jeszcze sie dowiedziec czy z tsukishima wszystko ok. 

dotarlismy na miejsce, gdzie byla poczekalnia dla osob martwiacych sie o tsukishime. byli tam prawie wszyscy czlonkowie z druzyny poza kageyama i hinata, ktory zapewne by sie zjawil gdyby nie ta nieszczesna sytuacja z kenma.

- hej... - odparl troche zgaszony bokuto, a wszyscy inni skineli mu glowa, daichi mu nawet odpowiedzial. ja nie mialem juz ochoty sie witac, usiadlem aby na krzesle i zaczalem czekac. po kilku sekundach lekarz wyszedl, zaszczycajac nas swoja obecnoscia. ciekawe jak sie sprawy maja, chociaz raczej tsukishimie nie zagrazalo niebezpieczenstwo. chyba ze...

- potrzebny jest dawca

- czego znowu - spytal lekko zaniepokojony yamaguchi, ciekawe o co moglo chodzic

- nerki - odparl chlodno lekarz, spojrzalem na wszystkich, byli oszolomieni. tylko tanaka oblizal sie po ustach. nikt nie wiedzial po co tsukishimie nerka, przeciez mial obie zdrowe. chyba, ze...

- lekarzu! - krzyknalem wstajac. wszyscy popatrzyli na mnie z lekkim zdziwieniem, nawet lekarz, ktory nie okazywal zbytnio uczuc.

- co

- czy tsukishima potrzebuje trzeciej nerki...

- nie debilu, jedna przewialo i musimy wymienic, bo bedzie zle - powiedzial i wtedy swiat zatrzymal sie w miejscu. tsukishima mial powazne kłopoty. nie wiedzialem co teraz zrobic.

- jaki jest plan - zapytal daichi.

- plan jest taki ze wezmiemy nerke zmarlego kenmy kozume - odparl lekarz, a ja.... poczulem jak swiat mi sie wali. moje nogi staly sie jak z waty. zauwazylem, ze bokuto spojrzal na mnie z zaniepokojeniem, kazal mi usiasc... zrobilem co kazal. to bylo tragiczne.

- kenma nie zyje? - zapytal z niedowierzaniem daichi, rzucajac mi spojrzenie pelne niedowierzania. udalo mi sie tylko przytaknac - to dlatego nie ma tutaj hinaty...

- otoz to - zaznaczyl bokuto, informujac daichiego przy okazji, ze powinien juz nic nie mowic, totez kapitan karasuno juz sie nie odezwal.

- pojde do toalety... - postanowilem sie pociac. po co zyc...

- nigdzie nie idziesz - stwierdzil stanowczo bokuto, troche mnie to zbulwersowalo. wstalem obrazony i ruszylem w strone lazienki, wiedzialem jednak, ze bokuto ruszyl za mna, czulem to. zaczalem uciekac. bieglem co sil w nogach. gdy wreszcie dobieglem do celu, zamknalem sie w jednej z kabin. niebawem do pomieszczenia wbiegl bokuto.

- kuroo! 

- co, nawet nie mozna sie wysikac?!

- wiem, ze to nie o to chodzi...

- to ciekawe o c-... - przerwalem nagle, bo niedowierzanie przejelo nade mna wladze, bokuto wyrwal drzwi z zawiasow, nie wiedzialem, ze byl herkulesem. bokuto skrzyzowal rece i na mnie spojrzal nie wiedzialem co on chce. nagle jego brwi uniosly sie lekko, a na jego twarzy zagoscilo zwatpienie.

- kuroo, co to ma byc... - nie wiedzialem co ode mnie chcial, podszedl do mnie i zlapal mnie za nadgarstek i wtedy mi sie przypomnialo... jak sie pocialem. 

- to? nic, kot mnie udrapnal... - sklamalem oczywiscie, mialem nadzieje, ze bokuto kupi taka historyjkę

- a jakiej rasy byl ten pies

- y. husky

- husky... mowiles, ze podrapal cie kot - powiedzial bokuto. cholera, sprytny jest... jaki ja jestem pusty, ze dalem sie na to zlapac! wyrwalem reke z jego uscisku i odwrocilem sie tylem do niego, patrzac w kibel - kuroo czemu sie pociales

- nie pocialem sie, masz zwidy, halucynacje!! - krzyknalem i walnalem w sciane piescia. dlaczego tak chcial znac prawde, po co sie interesowal takim smieciem jak ja. poczulem jak polozyl mi dlon na glowie, otworzylem szerzej oczy...

- kiedy to zrobiles

- mowilem ci juz, ze to nie-...

- mow - jego glos byl bardzo stanowczy, nie moglem juz klamac. uleglem, padajac na kibel okrakiem.

- wczoraj... zobaczylem sloik i go rozbilem.

- czy to byl sloik po kiszonych ogorkach 

- nie wiem, a czemu pytasz...?

- bo pachniesz jak ogorki kiszone - powiedzial, a ja poczulem jak moja twarz poczerwieniala. co to mialo byc za uczucie... poczulem jak ogarnia mnie niepohamowany gorąc. ale dlaczego tak sie stalo... spuscilem glowe i wtedy dowiedzialem sie czegos co przechodzilo wszelkie granice. stanal mi. ogarnal mnie wstyd, to juz bylo za wiele! czemu podniecilem sie przez bokuto, przeciez on byl moim przyjacielem, zapragnalem odciac sobie tego kutasa. 

- s-spoko... 

- kuroo, ciecie sie nie jest najlepszym rozwiazaniem 

- a co ty mozesz o tym wiedziec - to byla prawda, co on mogl o tym wiedziec, przeciez nigdy pewnie nie mial takiej sytuacji. bokuto mruknal cos pod nosem i wydal z siebie jakis dzwiek niezadowolenia, zezloscil sie? mam nadzieje, ze nie. ni stad ni zowad do lazienki ktos wbiegl, a nastepnie uslyszalem poddenerwowany glos nishinoyi

- ej! nie uwierzycie co sie stalo!

- co - spytal bokuto, a ja tylko lekko odwrocilem glowe  w strone niskiego. ciekawe co chcial nam powiedziec, no coz zaraz sie dowiemy.

- kenma... kenma on...! - zaczal.

- nie zyje - dokonczyl bokuto, poczulem jak zaczynam miec trudnosci z przelykaniem czy musial to jeszcze mowic?!

- no wlasnie nie! zyje. 


........

Zauważ mnie ♤ KuroKen ♤ Haikyuu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz