V

302 20 15
                                    

po dlugotrwalym tuleniu bokuto mnie puscil i walnal mnie w plecy.

- dobra musimy isc

- dokad - spytalem.

- do parku po telefon kenmy, to sie da jeszcze odwrócić - powiedzial, a ja przyznalem mu racje. fakt, gdybym znalazl ten telefon to wszystko wrociloby do normy. chyba. przez chyba mam na mysli to, ze kenma może mieć do mnie uraz do końca zycia, podobnie zresztą jak hinata. to wszystko było takie głupie... wstalem z podłogi, wycierajac splywającą po mojej brodzie krew rekawem i ruszylem w strone drzwi. bokuto poszedl za mna.

nie poszlismy juz na poczekalnie sie pozegnac, ominelismy ja szerokim łukiem. był to bardziej pomysł bokuto niz mój, nie wiem. w każdym razie wyszlismy na zewnątrz.

- idziemy pieszo czy co - zapytal bokuto stajac w miejscu. spojrzalem na niego z chwilowym zamysleniem.

- park jest jakies trzy ulice dalej

- to taksowke musimy zabrac - odparl i krzyknal taxi. nagle przyjechala taksowka i wsiedlismy do niej, przejechalismy jakies 300 metrow i juz musielismy wysiadac, szkoda. musielismy zaplacic panu 10 zl, ale bokuto go walnal i pan zemdlal, wiec moglismy isc do parku na spokojnie.

w końcu doszlismy, pierwsze co zrobiłem to usiadłem na lawce, bylem potwornie zmeczony. bokuto skoczyl w krzaki. jak sie pozniej okazalo telefonu kenmy tam nie bylo. mialem dosc.

- wracam do domu - powiedzialem, minely dwie minuty, a bokuto nie znalazl tego telefonu, mialem przeczucie, ze go tam juz nie ma.

- to moze mi pomóż, ty wiesz lepiej gdzie jest - odrzekl sowa, a mnie oswiecilo. no tak, wyrzucilem go nieopodal takiej lawki. szybko ruszylem w dana strone i zaczalem poszukiwania, bokuto mi oczywiście pomagal. po dlugich poszukiwaniach nie znalazłem jednak nic, wiec ukucnalem i zaczalem ciezko dyszec.

- kuroo co z toba

- nie wiem, nie moge oddychac...

- to astma - powiedzial, a mnie zamurowalo. jaka astma?!

- co... - wykrztusilem i to bylo ostatnie juz slowo jakie zdazylem wypowiedziec. na szczescie bokuto mial przy sobie jakis przedmiot, jak sie pozniej okazalo byl to inhalator.

- dzieki stary, znowu ratujesz mi dupe - wyznalem. warto miec takiego przyjaciela jak bokuto polecam.

- spoko mordo na mnie mozesz zawsze liczyc

- dobra szukajmy dalej

po moich slowach zaczelismy szukac dalej, ale zrobilo sie strasznie zimno i nagle zaczal padac snieg.

- no nie, jak my to znajdziemy jak snieg zasypie swiat

- nie wiem... - rzekl bokuto - ale musimy to znalezc, w przeciwnym wypadku wiesz co sie stanie

- wiem... - odparlem, bo wiedzialem co sie stanie. kenma umrze... nie sadzilem, ze moje czyny doprowadza do takiej katastrofy. bylem glupi sądząc, ze ujdzie mi to plazem. prawdopodobnie hinata na mnie doniesie, gdy kenma umrze i trafie za kraty. tego nie chcialem. pewnie bokuto by tez trafil za to, ze mnie wspieral. tego bym nie chcial jeszcze bardziej. niestety telefon kenmy wpadl jak kamien w wode. gdzie on mogl byc? przeciez nikt go nie mogl zabrac! chyba ze...

- bokuto?

- no

- a jak ktos zabral ten telefon

- wybij to sobie z glowy jesli to prawda to masz przewalone - powiedzial, a ja poczulem jak kwas wyzera mi zoladek. no tak, to byla prawda. jesli ktos by go zabral... kto wie co by zrobil. szkoda, ze nie sprawdzilem czy kenma ma jakis szyfr na telefon. miejmy nadzieje, iz nie jest to pospolite 12345 czy cos w ten sedes.

ni stad ni zowad zobaczylem cos co przypominalo telefon. niepewnym krokiem ruszylem w strone tego czegos. gdy w koncu znalazlem sie na tyle blisko, ze moglbym dotknac dany przedmiot okazalo sie, ze byl to telefon! i to mniej wiecej w tym miejscu, w ktorym go wyrzucilem. znaczy nie do konca, bo w sumie to bylo troche nie po drodze, ale mogl byc wiatr silny czy cos.

- bokuto znalazlem!

- super

- chodzmy mu oddac - powiedziałem i pobieglismy sprintem do szpitala. w szpitalu powiedzieli, ze kenma teraz przechodzi ciezka operacje, wiec nie mozemy do niego wejsc, lecz ja bylem innego zdania. zdecydowanym krokiem ruszylem w strone poczekalni. na poczekalni nie bylo nikogo juz oprocz hinaty i tego typa z mojej druzyny ominalem ich szybko, chcac nacisnac na klamke.

- co ty robisz kuroo - spytal podejrzliwie hinata. mialem go w pizdzie i wszedlem do sali, lekarze spojrzeli na mnie jak na debila, ale co mnie to obchodzilo. liczył sie tylko kenma. wygladal w sumie strasznie, mial rozciety brzuch.

- prosze wyjsc trwa operacja - odezwał sie jeden z lekarzy, a ja mialem ochote go uderzyc, ale sie powstrzymalem. podbieglem szybko do kenmy.

- kenma ja... mam twoj telefon! - krzyknalem, a on otworzyl od razu swe piekne oczy i obdarzyl mnie swoim urokliwym spojrzeniem. usmiechnalem sie do niego, a on do mnie. wyciagnal reke w moja strone, a ja juz mialem wyciagnac jego telefon, gdy nagle.... dwoch ochroniarzy mnie zlapalo i zaczeli mnie wyprowadzac z sali.

- nie czekajcie! - krzyknalem.

- kuroo!!!

- kenma!!

spojrzalem na kenme panicznie, w jego oczach byl strach, widzialem to... nie moglem jednak nic zrobic... nie moglem sie postawic tym dwom wielkim gorylom, a kenma zostal sam posrod tych durnych lekarzy...

Zauważ mnie ♤ KuroKen ♤ Haikyuu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz