XII

149 17 9
                                    



szedlem w strone domu, to byl ciezki dzien, jeszcze ta glupia rana mi zaczela krwawic. musze to czyms zatamowac - pomyslalem, zerwalem lisc i przylozylem do rany. nagle poczulem jak ktos mnie klepie w plecy, byl to bokuto. 

- hej hej hej! tu jestes, szukalem cie! - krzyknal, brzmial tak jak zwykle nie byl juz taki powazny jak wczesniej...

- hej...

- nie jestes u kenmy? - spytal. i co ja mialem mu odpowiedziec.

- nie, kazal mi wyjsc.

- rozumiem... - mowiac to spojrzal na moja rane, widzialem to katem oka. nie zamierzal jednak chyba nic mowic, pokrecil tylko glowa bezsilnie i spojrzal przed siebie - otworzyli nowa pizzerie.

jaka znowu nowa pizzerie. nie wiedzialem co mu chodzi po glowie. a moze chcial mnie zabrac na pizze? ale... czy to nie bylaby randka? fakt, bylismy przyjaciolmi, ale pizza... to chyba juz cos znaczy.

- bokuto, mam pytanie - postanowilem zapytac, no bo kurde raz sie zyje.

- jakie!

- masz chłopaka? - nie wiem do czego mi byla ta wiedza, ale musialem wiedziec co on chce.

- ja...? nie mam! - powiedzial, no okej teraz to to dopiero jest podejrzane - ogólnie chcialem cie przeprosic za akcje w lazience, faktycznie nie wiem jak to jest, nigdy nie bylem w twojej sytuacji. ale niezle sie wkurzylem jak zobaczylem tę rane! - zrobil nadasana mine to bylo dosyc urocze, ale szybko sprzedalem sobie plaskacza, bo znowu pomyslalem o czyms gejowym.

- kuroo czemu sie bijesz......

- niewazne, chcesz isc do pizzerii

- chce!

- ok - po tej wymianie slow poszlismy do nowej pizzerii. w pizzerii bylo tloczno jednak to nic nie znaczylo, gdyz od dluzszego czasu chcialem zjesc pizze. bokuto zabral menu, a ja skrzyzowalem tylko rece. czy kenma kiedykolwiek mi wybaczy? eh... ta sprawa byla poryta. 

- ej, bokuto - odezwalem sie nagle, bokuto tylko na mnie spojrzal ale postanowilem kontynuowac - co powinienem zrobic zeby kenma mi wybaczyl

- znajdz jego telefon proste 

- no nie wiem czy takie proste, skad mam wiedziec gdzie on jest

- rozwies plakaty ze zaginal telefon - bokuto wzruszyl ramionami nie wiedzac o co mi chodzi - ide zlozyc zamowienie

- a jaka pizze zamawiasz

- dowiesz sie w swoim czasie - po tych slowach bokuto wyszedl z pizzerii. nie powiem bylo to dziwne. ale wazniejsze bylo to, ze faktycznie rozwieszenie ulotek moglo sie udac. wystarczylo, ze zrobie te plakaty. eh... chyba moge sie poswiecic, aczkolwiek nie chce tego robic sam, troche mi szkoda czasu. zaczalem bezpodstawnie patrzec w stolik nagle przyszla pani i dala mi pizze. w tej samej chwili do restauracji wszedl bokuto i dosiadl sie do mnie.

- co

- co?!

- dobra niewazne - postanowilem nie wnikac jak on to zamowil i ugryzlem kawalek. nagle zaczalem sie dusic.

- kurde mordo co ci - bokuto wstal i polozyl reke na biodrze, a ja upadlem na ziemie. wszyscy spojrzeli na mnie, nagle cale zycie przelecialo mi przed oczami. bokuto sie do mnie zblizyl i zrobil mi resuscytacje cudem uniknalem smierci.

- dzieki... - podziekowalem i zaczalem jesc pizze.

- spoko - powiedzial moj ziomek i zaczelismy razem jesc pizze.



po skonczonym konsumowaniu pizzy, wyszlismy z pizzerii i powiedzialem bokuto o moim planie, a raczej jego planie.

- zrobie te plakaty

- ok, kiedy

- nie wiem, nie dzisiaj

- bo - z bokuto troche zszedl caly entuzjam i energia, ktora towarzyszyla mu ciagle, o co kaman teraz

- ah... zmeczony jestem no - to byla prawda, od niecalych dwoch dni mialem niezle urwanie głowy. nikomu nie życze takiej sytuacji.

- pomoge ci

- naprawde? dzieki stary - to bylo cos, skoro bokuto mi pomoze to bedzie szybciej.

- nom 

poszlismy do mikusia i kupilismy wszystko co bylo nam potrzebne - tasmie klejaca, papier, klej super glue, wstazki, brokat i inne wazne rzeczy. po udanych zakupach poszlismy do domu bokuto, poniewaz moj byl zbyt przytlaczajacy w tej chwili, czulem sie tam strasznie beznadziejnie. w domu bokuto zastalismy akaashiego, ktory sprzatal pokoj bokuto, nie powiem zdziwilem sie bardzo.

- akaashi co ty... - zaczal bokuto.

- oh. bokuto-san co ty tutaj robisz - zapytal akaashi, wypuszczajac miotle z reki.

- a ty?

- sprzatam.

- wtf zawsze myslalem, ze moj pokoj sam sie sprzata - bokuto sie zamyslil - dobra niewazne, pomozesz nam akaashi!!! - po tych slowach bokuto zabral miotle i wyrzucil ja przez okno. ja postanowilem usiasc na srodku pokoju i rozpakowalem wszystkie rzeczy.

- co bedziecie robic - zapytal akaashi kucajac obok mn.

- bedziemy robic plakaty, zeby znalezc telefon kenmy - odpowiedzialem co bylo zgodne z prawda. chyba, ze...

- taaaaak, to ja pojde po jedzenie - powiedzial bokuto i zaczal isc sobie. zostalem sam z akaashim, ktory usiadl na podlodze.

- mam pytanie - zaczalem.

- jakie

- czemu sprzatasz bokuto pokoj? - po moim pytaniu keiji sie zawahal i spojrzal w innym kierunku.

- niewazne...

- pow.

- ok, ale nie mow bokuto

- ok...? - ciekawe co chcial mi powiedziec....

- no wiec...

Zauważ mnie ♤ KuroKen ♤ Haikyuu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz