XXVII - happy end

86 7 12
                                    







szedlem wlasnie do szkoly. bylo bardzo cieplo, slonce razilo mnie w oczy, zaczynalem zalowac, ze nie zabralem swoich okularow przeciwslonecznych. nagle zobaczylem kenme na lawce z telefonem w reku. zaczynalo mnie to juz... chwila. czy to się już przypadkiem nie wydarzyło? co ja właściwie tutaj robiłem? przecież jeszcze sekundę temu stałem razem z akaashim, bokuto i kenma czekając na śmierć. zmarszczylem brwi. a więc... a więc ten komunikat to nie był żaden żart, naprawdę cofnalem się w czasie? podszedłem niepewnie do kenmy i usiadłem obok.

- cześć kenma...? - powiedziałem cicho, ale na tyle głośno żeby kenma mnie usłyszał. kenma lekko się wzdrygnal i spojrzał na mnie kątem oka po czym odwrócił wzrok.

- hej - powiedział niezainteresowany wpatrując się w telefon. myślałem ze mu coś... nie. to myślenie było niesłuszne. dostałem drugą szansę i nie mogłem jej zmarnować. inaczej powtorzylbym ten nieszczęsny bieg wydarzeń. zabrałem więc głęboki oddech i spojrzałem na telefon kenmy.

- co robisz?

- gram - to mi właśnie odpowiedział. czy on testował moja cierpliwość czy co?

- aha - powiedziałem i przysunalem się bliżej. zacząłem patrzeć jak gra - fajnie grasz.

- w sensie?

- no wiesz, tak zręcznie ruszasz palcami i w ogóle. ja bym tak nie umiał, jesteś mistrzem - powiedziałem i spojrzałem na niego. kenma posłał mi szybkie spojrzenie po czym wbił swój wzrok z powrotem w ekran telefonu jednak lekkie rumieńce na jego twarzy sugerowały, ze nie miał kompletnie gdzieś moich słów. poczulem się jak mistrz podrywu.

- dzięki... przesadzasz

- nie

- oh... - kenma westchnął po czym wyłączył telefon i na mnie spojrzał. to było dziwne - idziemy do szkoły?

specjalnie wyłączył telefon zeby sie o to mnie zapytać, czy to byla randka? juz chciałem sie zgodzić, ale nagle mi się coś przypomniało.

- idź przodem, dołączę do ciebie później - odparłem i wstałem z ławki.

- co? kuroo, dokąd idziesz? - kenma spytał nieco zdezorientowany. spojrzałem na niego i posłałem mu lekki uśmiech.

- czas ratować świat - odpowiedziałem i zanim kenma mógł coś odpowiedzieć zerwałem się do biegu.

nie minęło dużo czasu a zobaczyłem tanake który zmierzał właśnie w stronę parku. zabrałem głęboki oddech i zadzwoniłem pod numer alarmowy 997.

- halo policja. do parku idzie zbir, przyjedźcie - oznajmiłem po czym się rozlaczylem i podszedłem do tanaki. musiałem go jakoś przytrzymac w miejscu na czas dojazdu policji - cześć, miły dzień co?

- what... a no ta, zajefajny. co tam? - spytal jak gdyby nigdy nic. ten dran... nie mogłem uwierzyć, że zachowałem przy nim spokój. musiałem jednak się opanować dla mojej idei ocalenia wszechświata.

- spoko, a tam?

- dobrze.

- no to zaraz nie będzie tak dobrze - powiedziałem i uśmiechnąłem się podstępnie słysząc głos syren policyjnych. tanaka uniósł brew.

- o co ci chodzi?

- o to ze jesteś aresztowany za nagminne kradzieże telefonów.

- co?! skąd o tym wiesz?! - tanaka podszedł do mnie niebezpiecznie blisko. obejrzałem się za siebie żeby zobaczyć czy policjanci już wyszli i wtedy nagle... okazało się ze nie słyszałem dźwięku syren policyjnych tylko karetki która zdążyła już odjechać. no to nieźle się wpakowałem... zaśmiałem się lekko udając głupka.

- ej tylko żartowałem. nie masz dystansu? - spytalem łudząc się ze to kupi.

- a więc się dowiedziałeś... musisz zostać wyeliminowany - odrzekl bez emocji tanaka po czym wyjął miecz... to był mój koniec.

- czekaj, nie musisz od razu...-

- milcz! giń - powiedział bez emocji i już miał mnie ugodzić, przebijając moja klate na wylot kiedy nagle ktoś zaatakował go lopata od tyłu. tanaka padł na ziemie mdlejąc. odetchnąłem z ulgą, czując jak cały paraliż ze mnie schodzi.

- o matko bosk-... he? - moje źrenice momentalnie się rozszerzyły gdy spojrzalem na mojego wybawiciela - tanaka? mam omamy??

- siema, wszystko git?

- no ta, ale o co tu chodzi, dlaczego uderzyłeś samego siebie lopata... w sensie.. jest was dwoch? - spytałem oszolomiony, byłem żądny wyjaśnień no bo co?

- tak, to mój zły brat bliźniak - wyjaśnił mi tanaka, a więc to tak... nigdy bym się tego nie spodziewał, ale to by wyjaśniało zachowanie tanaki. westchnalem cicho patrząc na leżącego złego brata bliźniaka a następnie zbilem piątkę z prawdziwym tanaka. po dwóch godzinach przyjechała policja i zgarnela tego bandyte. złożyłem zeznania i wreszcie mnie puścili.




minęły dwa dni od tego incydentu chociaż czulem się jakby to było wczoraj. w każdym razie moglem wrócić do rzeczywistości i cieszyć się życiem. nagle poczułem jak ktoś mnie obejmuje ramieniem od tyłu. byl to lev.

- stary to było niezle

- co było niezle - spytałem bo nie wiedziałem o co mu chodzi. zauważyłem ze jest z nim również yaku i kenma.

- jak to "co". widzieliśmy już wiadomości, dzięki tobie schwytano słynnego złodzieja telefonów! - krzyknął podjarany lev. prychnąłem cicho postanawiając udawać ze to nic wielkiego.

- a... o to ci chodzi. ta, nic wielkiego.

- żartujesz sobie? jesteś na pierwszych stronach gazet, jesteś sławny! - powiedział lev, serio byłem w gazecie? w sumie to nic nowego, z ta tylko różnicą że wcześniej byłem podpisany jako kryminalista a teraz jako zbawiciel planety. lev chciał powiedzieć cos jeszcze ale yaku mu przerwał.

- dobra daj mu już spokój

- ok

następnie lev i yaku ruszyli przodem a kenma szedł obok mnie.

- jak się dowiedziałeś kto był złodziejem telefonów? - spytał mnie nagle.

- tajemnica - powiedziałem z duma. nie musiał znać całej prawdy. zresztą... i tak by mi nie uwierzył.

- aha no ok. hm... kuroo?

- co

kenma westchnął. spojrzałem na niego kątem oka. widać było ze się wahał ale w końcu przemówił.

- wpadniesz dzisiaj do mnie pograć w ogień i wodę? - zapytał. wpatrywalem sie w niego z dobre 3 sekundy aż w końcu uśmiechnąłem się lekko.

- już myślałem ze nigdy nie zapytasz.

Zauważ mnie ♤ KuroKen ♤ Haikyuu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz