XIX...

118 11 13
                                    


szedłem przez korytarz wiezienny i dalej nie moglem zebrac mysli. bylem w więzieniu? przecież to chore, myslalem, ze takie rzeczy dzieja sie tylko w filmach. teraz wiedziałem jak bardzo sie myliłem...

glina wprowadzila mnie do mojej celi. niby wszystko spoko, ale gdzie w tym wszystkim był x-box? niby takie wielkie więzienie, a nie było ich stać? XD w każdym razie... wyszedłem z celi. nie zamierzałem tam bezczynnie siedzieć. policjantowi to się chyba nie spodobało, bo wyciągnął broń!

- quo vadis?! - krzyknal zly jak ostrosłup

no teraz to mnie wkurzył. nienawidzilem tej lektury, więc zajebałem mu gonga proste.

- ogar - powiedział policjant i mi oddal. musze to pozniej zgłosić.

- spoko ale nie chce do celi

- a gdzie

- nw - wyznalem szczerze

- ok

po tych słowach próbowaliśmy znaleźć rozwiązanie na mój problem. wreszcie policjant przemówił, a ja spojrzałem na niego.

- idz na dwor, mózg dotlen

skinalem tylko glowa, nie zamierzałem juz z nim gadać. udałem się na dwor, gdzie był wybieg dla więźniów. nie powiem, byl to duży obszar. było tu więcej miejsca niz na moim boisku szkolnym więc chcąc nie chcąc poczułem uczucie zazdrości. podszedłem do siatki i spojrzałem na świat za siatkami. eh... czasy kiedy byłem na wolności... spoko czasy.  nagle katem oka zobaczyłem dwie sylwetki. wydały mi się one znajome... na tyle znajome, ze postanowiłem podejść. to co zobaczyłem przeszło wszelkie moje oczekiwania

- co jest - powiedziałem widząc oikawe i iwaizumiego w strojach wiezniow.

- what the hell...? - odezwal się iwaizumi patrzac.

- no czesc co wy tu robicie - spytalem, no bo kurwa co. to nie jest normalne spotykac uczniów liceum w wiezieniu. chyba ze...

- ooo kuuro tetsurou, right? - oikawa uniosl dumnie łeb, patrząc na mnie z wyższością. nie rozumiałem o co mu chodzi, przecież byłem od niego wyższy.

- no ta - odpowiedzialem. bylem mily, bo mi nic nie zrobili, więc czemu miałbym nie byc? zawsze staralem się być miły dla ludzi, bo w koncu wszystko do mnie wroci. chociaż... nie wiem, siedze teraz w celi.

- no spoko - powiedział oikawa.

- za co siedzicie? - postanowilem sie zapytać,  wiedziałem, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale co mogłem na to poradzić, że bylem ciekawy.

- aaa... you know - oikawa przewrócił oczami - jechaliśmy rowerem z iwa-chanem i przez przypadek potracilismy dziecko. nie zyje

- "przez przypadek"? - upewniłem sie

- no dobra, z premedytacją, ale... who cares? anyway... słyszeliśmy juz o twoich czynach w telewizji. i szczerze mowiac wolelibysmy zebys trzymał się od nas z daleka

- nom - potwierdził iwaizumi. poczulem się źle, ale nie zamierzałem im tego pokazywać. mimo wszystko nie dziwilem im się. kto chcialby się ze mna zadawac po tym wszystkim? no dobra bokuto np, ale on mial nieźle nasrane w bani, zwłaszcza, ze jest straumatyzowany po stracie pierogow.

wracajac, skinalem glowa i zacząłem odchodzić. w mojej głowie rozbrzmiała piosenka "another love". tak sie właśnie czulem.

nagle sie zatrzymałem. nie moglem wytrzymac i odwróciłem sie w ich strone. pytanie, które męczyło moja głowę od kilku nieubłagalnie dlugich sekund zżerało mnie od środka. wzialem głęboki oddech i podszedlem do nich znowu.

- ej bo jest sprawa - zaczalem i czekalem na reakszyn

- what chcesz - spytal oikawa. wtedy miarka sie przebrala. zacisnąłem piesci i wypalilem.

- wy zawsze tak pol polisz pol inglisz?

zrenice oikawy szybko sie rozszerzyly. z jego mimiki twarzy wyczytałem ze doznal właśnie fleszbekow z wietnamu. juz mialem powtórzyć pytanie, ale wtedy iwaizumi wstal z pozycji słowiańskiego przykuca.

- czy to hejt?! juz to kurwa przerabialismy z dzieciaczkami z tik toka! - po tych slowach rzucil sie na mnie. co to w ogole mialo byc, nie zamierzalem pobrudzic swoich ubran. dostalem w morde raz, ale na szczęście drugi raz juz nie, bo udalo mi sie wykaraskac spod iwaizumiego. zaczalem uciekac, a on za mna... i co teraz, nie chcialem się zmęczyć. nagle usłyszałem dźwięk helikoptera. w normalnych warunkach bym go zignorował, ale to nie były normalne warunki. spojrzałem w gore i zobaczyłem niebieski helikopter z wielka naklejka hatsune miku.

- kuuro! - krzyknal glos. poznalem ten głos...

- bokuto! - odkrzyknalem z radoscia. wtedy na dwor wybiegly policjanty

- co sie tutaj dzieje! - powiedzial wkurzony policjant.

- nic - odparlem majac nadzieje, że odejdzie, ale nie odszedł. jaki ja byłem naiwny. policjanty zaczęły iść do mnie i do iwaizumiego, ale wtedy nadleciał drugi helikopter i zaczął na nich zrzucać diabełki. policjanci byli w agonii, spojrzałem w gore i zobaczyłem tendou i ushijime! myślałem ze sie poplacze ze szczęścia... wtedy bokuto zrzucil drabine

- wbijaj mordo - powiedział

- ok - zlapalem się drabiny. wtedy poczulem jakis ciężar. spojrzałem za siebie i zobaczyłem iwaizumiego i oikawe, którzy tez się zlapali - a wy co

- jesteśmy z toba. przyjaciele musza sobie pomagać, co nie - powiedział oikawa. no w sumie to mial racje. bokuto wciągnął nas do środka. gdy go zobaczyłem to sie wzruszyłem.

- człowieku... - powiedziałem wzruszony

- stary... - bokuto wyglądał na rownie poruszonego. przytulilismy sie. widząc to oikawa tez przytulił iwaizumiego przez co dostal w morde, ale szczerze? nie obchodziło mnie to.

- bokuto... mam pytanie

- wal śmiało

- ok. czy twoje pierogi-... - nie dokończyłem, bo bokuto zakrył mi usta dlonia. wiedzialem, że nie powinienem zaczynać tego tematu... jaki ja bylem głupi

- nic nie mow... prawdę mówiąc jeszcze nie byłem w swoim domu. nie jestem jeszcze na to gotowy - powiedział smutno. zapanowała grobowa cisza. w koncu sowa zaczal mowic - a tak poza tym to mam dla ciebie info

- no dajesz - zachecilem go do mowienia

- skontakowal sie ze mna lev. znalazl kenme na dachu samochodu i zabral go do szpitala

- co?! kenma jest w szpitalu?

- ta. możemy go odbić. wchodzisz w to? - spytal bokuto unosząc brew.

zastanowilem sie chwile. po dwoch sekundach podalem odpowiedź

- nie

- bo

- bo gowno! przecież on mnie nie lubi, po co mam go zabierać i to jeszcze ze szpitala?

- wez nie klnij - powiedział iwaizumi. poczulem sie zle z tym ze bylem wulgarny, ale takie bylo juz zycie, nikt nie byl idealny

- niewazne czy cie lubi czy nie, pozwolisz mu do końca życia leżeć w szpitalach?  - kontynuował bokuto

- no nie - przyznalem.

- no właśnie. mi sie szczerze mówiąc to juz znudziło, wiec... zakończmy to!

- ok

zajęliśmy miejsca i obralismy kierunek - szpital...



Zauważ mnie ♤ KuroKen ♤ Haikyuu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz