20. Ubrudzone odrzuceniem serce.

46 9 1
                                    

Świat nie skończył się hukiem ani podmuchem zimnego wiatru, który zamroził kręgosłup każdego człowieka na ziemi. Nie było szeptu, który wywołał ciarki na plecach. Świat skończył się krzykiem. Świat Lauren Reyes zakończył się rozrywającym serce wrzaskiem.

***

Unieśli kieliszki w toaście i wypili kolejny kieliszek szampana. Noah uśmiechnął się zraz po tym, a Lauren skrzywiła. Jęknęła pod nosem.

— Możemy już stąd iść? — poprosiła, robiąc do mulata słodkie oczy i odkładając pusty kieliszek na blat. Była wykończona. Była dopiero dwudziesta pierwsza trzydzieści, jednak przy ilości szampana, jaką Lauren w siebie wlała i dystansie, jaki pokonywała od jednej ważnej osoby do drugiej aż w końcu do blatu z winem musującym, padała na twarz. Jej tata nie napisał przed wylotem, a na żadną z późniejszych wiadomości już nie odpisał i Lauren wcale tego nie oczekiwało, skoro włączony miał tryb samolotowy.

— Jeszcze pół godziny temu czekaliśmy na jakiegoś idiotę Nicka i to się chyba dotąd nie zmieniło.

— To najgorsze trzy godziny mojego życia — narzekała i sięgnęła po kolejny kieliszek, który Noah od niej wziął i odstawił na tacę. Sama nie wierzyła, jakim cudem utrzymywała się jeszcze na nogach.

— Zapijanie się do nieprzytomności w tym nie pomoże — zwrócił jej uwagę, ułożył na jej barkach swoją rękę i zaczął pchać w stronę orkiestry, byle daleko od procentów.

— To najgorsza ustawiana randka, na jakiej kiedykolwiek byłam z najlepszym facetem, z jakim kiedykolwiek się umówiłam — oznajmiła z podświadomym uśmiechem, opierając głowę o pierś Noah, kiedy prowadził ją przez posadzkę. Nie zdecydowałaby się na trzeźwo na takie wyznanie, jednak gala była nudna, więc wciskała w siebie kolejne to kieliszki szampana i gdzieś przy czwartej lampce zdążyła się już wstawić. Chwilę temu pochłonęła chyba szóstą i zdecydowanie powinna już była kończyć. — Przepraszam cię — zachichotała, przymykając powieki.

— Nie ma tragedii — wybronił ją Noah ze śmiechem — Poznaliśmy przecież tego wytwórcę... Em... Łodzi wodnych? — zapytał niepewnie, ponieważ sam zdążył już pomylić się we wszystkich osobach, z jakimi rozmawiali. — Możemy poprawić to na jachcie następnym razem. Albo świętować nowym oprogramowaniem Windowsa, jeśli ta miła dziewczyna zdecydowałaby się je nam zainstalować. Czekaj, kto tam jeszcze był? Poznaliśmy chyba z trzech właścicieli linii lotniczych, więc jeśli nie chcesz wakacji na wodzie, to możesz się gdzieś przelecieć. O i jeszcze ten inwestor Burger Kinga.

Lauren zaniosła się śmiechem. Zapał, z jakim Noah opowiadał jej o nowych znajomościach był zabawny, w szczególności, gdy jej umysł już dawno przestał wszystko analizować w rzeczywistych barwach. Wyrwała się z jego objęć i wbrew nieprzychylnemu spojrzeniu wiolonczelistki, przycupnęła na orkiestryjnym podeście.

— Reyes! — Nicholas podszedł do niej natychmiast z uśmiechem na twarzy oraz niezaprzeczalnym zaskoczeniem. Najpierw skupił swoją uwagę na niej – jej twarzy, pomalowanej specjalnie na galę nieco delikatniej niż zazwyczaj, jej włosom, zakręconym w fale i opadającym swawolnie po ramionach i jej ciału, zakrytemu liliową sukienką. Uśmiechał się do niej w zaskakująco miły i niearogancki sposób, przez co też to odwzajemniła. Potem zauważył stojącego przed nią mulata i odchrząknął znacząco ze zwężonymi groźnie oczami, obserwując intruza. — Czyli jednak znalazłaś osobę towarzyszącą, a myślałem, że już nie zdążysz — skomentował, a jego uśmiech przerodził się w ten tradycyjnie jadowity.

— Ciebie też dobrze widzieć? — zaryzykowała bez przekonania — Czemu miałabym nie zdążyć? Wiem o gali już dłuższy czas.

Nicholas musiał uznać, że Lauren go nie okłamała, bo spojrzenie, które kierował do Noah nie miało w sobie nic poza chłodem.

La LuxureOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz