9. Takich jak ja i takich jak ty.

79 11 3
                                    

Nikogo nie było. Gdzie się nie poszło, była tam tylko Lauren. Parapety cały dzień pozostawały wolne, gofrownica zimna, a woń zioła i papierosów pozostała wyłącznie z wczoraj.

Reyes widziała na oczy trupa. Najprawdziwszego trupa. Potrzebowała o tym porozmawiać i nie było nikogo, kto gotowy był jej posłuchać. Nie przychodziła jej do głowy żadna osoba, której jej wyżalanie by nie zirytowało i miała czas go wysłuchiwać.

Siedziała sama w mieszkaniu bez żadnej żywej duszy i pierwszy raz dotknął ją przy tym taki smutek. Smutek, nostalgia, samotność...

Powinna była wyjść na miasto i pokazać przyjaciołom, że nie była od nich uzależniona. Że nie potrzebowała ich do zapomnienia o wieczorze pełni. Tak powinna była zrobić i na to nie miała w ogóle nastroju.

Miała nową pracę i otwarty kalendarz Chase's Patemana wciąż wyświetlał się na ekranie jej laptopa. Szczegóły spotkania były na innej karcie w przeglądarce i musiała wszystko do wieczora zaplanować, a kompletnie nie miała na to nastroju. Była też w trakcie umawiania się na konsultację z Chasem twarzą w twarz, ale gdy tylko usłyszał jej wyprany z życia ton (niemal jak ciało Abby, na myśl którego Lauren szarzała), zaproponował dopiero piątek.

Te dni były okropne. Ona snuła się po domu, walcząc z nocnymi koszmarami i przebłyskami wspomnień, a przyjaciele zdawali się ją ignorować. Raz jedynie Roy przyszedł, twierdząc, że barmanka z La Luxure dzwoniła, prosząc o kontakt do niej i chciał wiedzieć, czy ma jej zgodę. Powiedziała, aby robił, co chciał.

— Cholera – zaklęła, wycierając wylaną wodę skarpetką. Odstawiła butelkę na blat, tracąc nagle na nią ochotę i przeszła do stołu. Po dwóch godzinach drzemki zapragnęła drastycznej zmiany i przeniosła swój leniwy tyłek do kuchni.

Usiadła na parapecie i wtedy jej telefon zadzwonił. Zerknęła na niego szybko i wiedziała, co oznaczał nieznany numer.

I była szczęśliwa, że chociaż ktoś pamiętał o jej istnieniu.

Choć na widok ciała Abby chciała się odciąć od wampirów za wszelką cenę. Nie zamierzała mieszać się w świat morderstw i innych ras, kiedy było wygodnie jej w jej własnym. Dopiero dzień później zrozumiała, że nie przeszkadzało jej śledztwo, kiedy nie widziała trupa na oczy. Liczba zamordowanych dziewczyn się zmieniła, ale cel pozostawał ten sam. Wiele się sprawa nie różniła i nie miała tak naprawdę większego powodu do ucieczki.

Kiedy zdecydowała się odebrać, telefon przestał już dzwonić, więc czym prędzej go chwyciła, klikając w nieodebrane połączenie. Odebrano po kilku sygnałach.

— Halo? – zapytała od razu, wciąż tak samo martwym tonem. Tęskniła za swoją energią i za cholerę nie potrafiła jej odzyskać.

— Lauren, świetnie.

Tony wydawał się faktycznie zadowolony, że dziewczyna oddzwoniła. Lauren też to cieszyło.

— Jest cień szansy, że twoja pomoc byłaby przydatna.

Uśmiechnęła się delikatnie. Pomaganie w rozwiązaniu morderstwa? Przecież wiedziała, na co się pisała, bo w końcu nie chodziło tylko o jej pochodzenie. Ono sprawiło, że ich poznała, ale odsunęło się na drugi tor w świetle problemów Haverfordów.

— Plus ominęłaś dwa badania, wypadałoby przyjść.

— Powiedzieliście, że badania będą do pełni – zauważyła, a jej entuzjazm nieco przygasł, kiedy okazało się, że znów zataczali koło i zamierzano ją do badań zmuszać.

— Nie przemieniłaś się, więc wilkołakiem nie będziesz, ale pełnym wampirem może. Nie dziękuj – stwierdził ironicznie, nawiązując najwyraźniej do tego, że to on ją ugryzł.

La LuxureOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz