11. Bóg nie wybaczał wszystkich grzechów.

86 10 4
                                    

Nie można mieć wiary we wszystko.

Nie można mieć rady na wszystko.

Nie można być dobrym we wszystkim.

O ile rysunki techniczne wychodziły Blair niemal nienagannie, jajecznica Gordona Ramsaya smakowała dobrze jedynie z patelni trzymanej przez Williama. No i pewnie samego Gordona, ale to wciąż znajdowało się w poczekalni jej marzeń. 

W każdym razie, Maude nie wrócił nigdy z urodzin Lauren, ale Roy podobno widział jak wsiadał do samochodu dziewczyny od ekonomii, więc się nie martwili. Bez tego pewnie też by to zignorowali. Lauren nadal spała, Roy wyszedł do marketu i Blair była jedyną osobą w mieszkaniu, która była na nogach. Oglądała więc ,,Plotkarę", zajadając przypaloną, nieudaną jajecznicę i starając się ignorować pulsujący, ostry ból głowy. Poddała się i odstawiła niedokończone śniadanie koło zlewu. Zdecydowanie nie umiała gotować. Przeciągnęła się i kiedy tylko poczuła, jaką karuzelę to prowokowało w jej głowie, podeszła do szerokiego parapetu z poduszkami, kładąc się na nim. Zwinęła się w kulkę i zamknęła oczy.

A później od razu je otworzyła, wpatrując się w swoje dłonie, splecione wcześniej przy brzuchu. Obserwowała swoje palce, zginające się, kiedy tylko chciała, linie, naznaczone po wewnętrznej stronie rąk, obserwowała bladą skórę i niekształtne kciuki. Nie miała dowodu, że Lauren mówiła prawdę. Nie żeby go potrzebowała. Wierzyła jej na słowo, a jednak cały wampirzy, wilkołaczy i czarodziejski świat budził w jej głowie ogromny znak zapytania. Bo przecież jej dłonie nie były magiczne. Nie jej. Patrzyła się na nie z takim ogniem i skupieniem w ciemnych tęczówkach, jakby chciała aby zaraz zapłonęły. Aby stało się z nimi cokolwiek. Chciałaby wiedzieć, co zrobić, aby coś się z nimi stało. Żeby pokazały jakąkolwiek magię. Chciałaby to wiedzieć. Póki co nie dostrzegała w nich żadnego potencjału. Byłe niemal bezużyteczne, oczywiście gdyby nie to, że za kilka lat miało być to jej narzędzie pracy.

Dzwoniący domofon ocalił ją od niepotrzebnych przemyśleń. Wstała, chwytając się zaraz za głowę, ale podeszła do słuchawki przy drzwiach, ponieważ dzwoniła tak głośno. Oderwała ją od stacyjki i odchrząknęła.

— Słucham? — zapytała tak uprzejmie, jak na osobę z kacem nie przystało.

— Niech Lauren będzie za piętnaście minut na dole albo do was przyjdę — oświadczył Nicholas szybko i prawdopodobnie by się zaraz rozłączył, gdyby nie to, że gadali przez domofon.

— Przekażę, ale nie obiecuję, że to wyjdzie.

Odstawiła słuchawkę idąc od razu obudzić Lauren. Weszła do łazienki, chwyciła wiadro spod umywalki, przemyła je wodą, a następnie nalała jej do połowy. Poszła prosto do pokoju przyjaciółki, zatrzymując się tuz nad jej głową. Z cichym sykiem przechyliła naczynie, skutecznie budząc Lauren. Blondynka podskoczyła na swoim łóżku, spinając się ciała i wystraszona rozglądając się dookoła. Zobaczyła Blair i warknęła, rzucając się znowu placami na mokre łóżko. Dziewczyna opierała się o parapet z głupim uśmiechem, obserwując przyjaciółkę.

— Kurwa, spłoniesz w piekle.

— Z tobą u boku — odgryzła się, zaczynając wychodzić. — Masz piętnaście minut zanim twój lowelas tu przyjdzie.

— Mój kto? — zapytała, nie nadążając. Powoli szykowała się, żeby wstać, bo nieprzyjemnie zmoczona kołdra lepiła jej się do nóg.

— Po prostu się wyszykuj.

Westchnęła, dobrze już wiedząc, że o Nicku była mowa. Nie zamierzała się jednak spieszyć i było to błędem, bo kiedy wychodziła z łazienki w samym ręczniku i z mokrymi włosami, chłopak faktycznie wszedł przez otworzone drzwi od ich mieszkania. Od razu zauważył Lauren, która zaskoczona niemal wypuściła ręcznik. Udało jej się go jednak utrzymać. Nick zaczął do niej podchodzić, ale jakimś cudem trafiła szybciej do swojego pokoju i zatrzasnęła przed nim drzwi.

La LuxureOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz