^^TA PIOSENKA TO ŻYCIE!
W poprzednim rozdziale:
- Lena i Max oślepiają, Evie i Dorian wiążą ją, a ja ściągam klatkę! - dałem wyraźny rozkaz. - Na trzy! Jeden!
Różdżki w pogotowiu. Wzrok skupiony tylko i wyłącznie na danym smoku.
- Dwa!
Głęboki oddech, palce zaciśnięte na magicznym patyku.
- Teraz!
Trzy ciężkie zaklęcia rzucone w jednej krótkiej chwili, tu nie ma miejsca na żadne pomyłki.
Zaczyna się piekło...
***
Teraz
- Wingardium Leviosa! - rzuciłem zaklęcie, a wtedy usłyszałem kolejne zderzające się z Bertą.
- Incancerus!
- Conjunctivitus!
- Bardzo dobrze! Teraz przenosimy, ale pamiętajcie... - zacząłem, jednak cztery głosy mi przerwały.
- Ostrożność przede wszystkim! - zawołali z rozbawieniem.
- Wiemy, szefie. - Evie mrugnęła do mnie, po czym znów skupiła się na powierzonym jej zadaniu.
- Wingardium Leviosa! - krzyknęliśmy wszyscy na raz, a wtedy smoczyca uniosła się w powietrze, a my nakierowaliśmy ją na dane jej miejsce na arenie, kiedy już bezpiecznie znalazła się na skałach - przykułem ją silnym łańcuchem do podłoża.
Kilka minut później wszystko było już gotowe, a nam pozostało się martwić o uczestników. Byłem wniebowzięty, kiedy wszystko poszło zgodnie z planem i nikomu nic się nie stało. Bolało mnie okropnie to, że tak musimy robić z naszymi kochanymi pupilami, jednak takie były procedury. Czasami miewałem wrażenie, że tylko Evie tak naprawdę potrafi zrozumieć co czują smoki. Tylko ona potrafiła zrozumieć je bez słów, mimo że nie miała żadnego wykształcenia. Dlaczego? Może była jakąś ich bratnią duszą? Pewnego dnia chciałbym to zrozumieć.
- Zaczynamy od Diggory'ego. - moje zamyślenie przerwał głos dyrektora, który wyszedł z namiotu, a wtedy nastąpił głos wystrzału armaty, którą posługiwał się woźny. - Ależ się spieszy temu Argusowi. - dodał zaraz lekko rozbawiony.
- Powodzenia, Ced! - zawołała Evie podbiegając do chłopaka, którego szybko przytuliła.
Poczułem ukłucie zazdrości na myśl o tym, że ona mogłaby mieć chłopaka w swoim wieku, jeśli by tylko chciała. Miała blondyna na wyciągnięcie ręki, a jednak wybrała mnie, chociaż sam nadal nie wiedziałem dlaczego. Przecież nie miałem czego jej dać, ani pieniędzy, ani stabilnej przyszłości przy takiej pracy.
- Widzę, jak na nią patrzysz, synu. - nawet nie zauważyłem, kiedy tuż obok mnie pojawiła się moja mama, która nawet bez rozmowy ze mną wiedziała co mi w duszy gra, w końcu to ona mnie urodziła.
- Nie zasługuję na nią. - powiedziałem cicho z wyraźnym zmartwieniem w głosie ze wzrokiem nadal utkwionym w mojej kochanej dziewczynie, która właśnie zaczęła rozmawiać z Leną i Dorianem.
- Zasługujesz na nią i wiele więcej, skarbeńku. - odparła stanowczo z ustami rozciągniętymi w szeroki uśmiech na jej twarzy już ozdobionej zmarszczkami starości.
- Jestem od niej starszy o sześć lat, a dodatkowo jedyne, co mogę jej dać to niepewna przyszłość u boku łowcy smoków. - stwierdziłem smutno, używając określenia, którym mianowali mnie Fred z George'm, kiedy im opowiadałem o pracy z tymi zwierzętami.
CZYTASZ
Durmstrang podbija HOGWART! (Wolno pisane)
FantasyEvie Veronica Blackwell to wiecznie wesoła i uśmiechnięta dziewczyna. Ma sześcioro rodzeństwa, od najstarszego: Gabriel, Nicholas, Michael i Shane (trojaczki - w tym i Evie), Pauline i Raphael. Posłana do Durmstrangu, przeniesiona do Hogwartu. Co mo...