Myślenie o przeszłości nigdy nie było dla mnie łatwe, a już na pewno kiedy chodziło o mojego byłego. Wspominałam wiele chwil, tych lepszych i gorszych, spędzonych z synem państwa Weasley i w głowie miałam dziwne wrażenie, że gdzieś po drodze i ja popełniłam błąd, który odbił się na teraźniejszości. Rozmawiając z bliźniakami moja intuicja dawała mi znać, iż byłam jakoś współwinna wypadkowi Charliego, zaczęłam zagłębiać się bardziej w temat i dowiedziałam się, że smok, który tak okropnie poparzył mojego byłego przyjaciela, został sprowadzony z Rezerwatu, w którym pracowałam. Przeniesiono go, ponieważ w miejscu mojej pracy nie było konkretnego gatunku smoków, a ten zaprzyjaźniał się tylko ze swoim stadem i był wtedy spokojniejszy. Z tego co pamiętałam, nie bardzo się stworzeniu podobało to, co robiliśmy, więc się strasznie wyrywał, poczułam przerażenie, kiedy uświadomiłam sobie, że to ja zabezpieczałam jego klatkę i jedna belka wygięła się lekko, a ja to zignorowałam. Czyżbym to ja doprowadziła byłego chłopaka do tego stanu? Było mi okropnie głupio z tego powodu, a także z tyłu głowy miałam jeszcze zaproszenie pani Weasley na dzisiejszą kolację. Został kwadrans do osiemnastej, czyli godziny wyznaczonej na zasiąście przy stole.
Nie zastanawiałam się dłużej i podniosłam się na równe nogi, przejrzałam się w lustrze, sprawdzając czy wyglądałam w miarę znośnie i postanowiłam udać się na kolację do Weasley'ów. Szybko zeszłam po schodach do salonu, gdzie siedzieli moi bliscy, rozmawiając o najbliższych zawodach w Quidditcha.
- Gdzie się wybierasz o takiej porze, córeczko? - zapytała mama, wyglądając przez próg z kuchni, która była połączona krótkim korytarzem z pomieszczeniem, gdzie się obecnie znajdowaliśmy.
- Dostałam zaproszenie na rodzinną kolację w domu bliźniaków. - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem, spodziewając się twarzy rozszerzonych w szoku, a jednak zobaczyłam tylko unoszące się kąciki ust u członków mojej rodziny.
- Cieszę się, że tam idziesz, Evie. - odezwał się tata, pokazując mi kciuk uniesiony do góry.
- Dobra. - odrzekłam przeciągając drugą literę wyrazu. - Pewnie wrócę późno.
- Baw się dobrze, kochanie! - zawołała jeszcze mama, kiedy rzucałam zielony proszek na swoje nogi ze słowami:
- Nora, dom państwa Weasley!
***
- Dziękujemy ci bardzo za tę maść, którą dałaś dla Charliego. Ona sprawia cuda, kochana! - rozprawiała rudowłosa kobieta, nakładając sobie trochę pieczeni na talerz.
- To nic takiego, pani Weasley. Rada jestem, że mogłam jakoś pomóc. - odpowiedziałam z szerokim uśmiechem, zajadając się ze smakiem sałatką autorstwa gospodyni.
- Jest za co dziękować, oj jest! Gdybyś ty widziała, jak bardzo źle było z moim synkiem... - powiedziała z lekkim smutkiem w głosie.
- Ważne, że teraz jest już lepiej. - odezwała się Ginny, posyłając mi słaby uśmiech.
Współczułam jej ogromnie straty Harry'ego, jednakże czasu się już nie cofnie. Trzeba iść dalej, a nie stać w miejscu. Widziałam w oczach najmłodszej Weasley, że starała się pozbierać, ale mimo to, jeszcze nie było idealnie. Pomyślałam, iż mogłabym odwiedzać ją częściej i trochę z nią rozmawiać, może to by jej w jakiś sposób pomogło.
- Dokładnie tak. - pokiwała głową staruszka i wstała szybko od stołu, jakby przypominając coś sobie. - Właśnie! Muszę zanieść jedzenie Charliemu! Pewnie już umiera tam z głodu! - zamartwiała się głośno, nakładając na tacę dużą ilość jedzenia.
- Zaniosę mu kolację, jeśli oczywiście mi pani pozwoli... - stwierdziłam nieśmiało, przyglądając się kobiecie.
- Pewnie, że możesz, kochana! - uśmiechnęła się do mnie szeroko. - Nadrobicie trochę stracony czas. - dodała po chwili namysłu, podając mi tacę do rąk.
- Może tak... - odpowiedziałam po chwili niezręcznej ciszy, która zapadła w pomieszczeniu.
Wtedy już bez słów udałam się po schodach w kierunku sypialni Charliego i Billa, gdzie obecnie spał tylko ten pierwszy, ponieważ drugi mieszkał wraz ze swoją żoną i dziećmi w Muszelce nad morzem. Zapukałam trzy razy w drzwi, a kiedy usłyszałam ciche: "Wejdź, proszę.", zrobiłam co mi nakazano.
- Mamo, mówiłem ci, że nie jestem głodny. - usłyszałam po chwili od mężczyzny, który leżał na boku tyłem do mnie i nie widział jeszcze, kto tak naprawdę go odwiedził.
- Daleko mi do twojej mamy, Weasley. - zaśmiałam się głośno, podchodząc bliżej niego i odstawiłam jedzenie na szafkę.
- Kurwa! - krzyknął, kiedy niespodziewanie chciał się podnieść do pozycji siedzącej, zapewne chcąc na mnie spojrzeć, jednak jęcząc z bólu ponownie upadł na łóżko.
- Uważaj trochę na siebie. - powiedziałam, kręcąc głową i pomogłam mu się znów wygodnie ułożyć.
- Przyszłaś... Co ty tu robisz? - spytał Charlie, uważnie mi się przyglądając.
- To nie pierwsza twoja taka rana, a ja chciałam zobaczyć czy się dobrze trzymasz. - odrzekłam wzruszając ramionami, ponieważ nie miałam nic więcej do powiedzenia.
- No cóż, może nie najlepiej się jeszcze czuję, ale chciałem ci podziękować za maść. Jest naprawdę świetna, przyniosła mi ogromną ulgę. - stwierdził z miłym uśmiechem, sięgając ręką po marchewkę z talerza.
- To specjalna receptura mojej przyjaciółki i moja. - oświadczyłam z ogromną dumą, że zadowala tyle ludzi. - Nie jest jeszcze tak idealna, jak byśmy chciały, ale i tak poczyniłyśmy duży postęp. - dodałam, czując się wreszcie jak ryba w wodzie, kiedy rozmawiałam na swoje ulubione tematy.
- Dla mnie to już ogromny sukces, Evie. - mrugnął do mnie tak, jak to tylko on potrafił.
Tym razem poczułam jakieś nieznane ciepłe uczucie, gdy to zobaczyłam. Nie byłam w stanie powiedzieć, co to takiego było dokładnie, jednakże byłam szczęśliwa, że nie żywiłam żadnych negatywnych uczuć względem osoby Weasley'a. To był duży krok na przód. Może nie zaprzyjaźnimy się jeszcze, ale to była dobra droga w tym kierunku.
Rozmawialiśmy później jeszcze na temat smoków, które nas tak bardzo intrygowały, a jednocześnie łączyły pasją, że nie zauważyłam tego upływu czasu, który mnie ciut pogonił, abym wreszcie zostawiła rudowłosego w spokoju i wróciła do domu, wyspać się przed jutrzejszym dniem. Wcześniej postanowiłam sobie, że naprawię również relację z moim kuzynem Draco Malfoy'em, który był dla mnie w latach młodzieńczych dużym wsparciem, a nie chciałam jechać do niego zmęczona i zła z tego powodu, żeby nie popsuć sobie na starcie stosunków z nim.
- Dobrze, czas mnie goni, Weasley. - stwierdziłam, podnosząc się ze swojego miejsca. - Jutro mam jeszcze sporo do załatwienia, a i tak jest już późna pora. - wytłumaczyłam, podchodząc do drzwi.
- Do zobaczenia, Blackwell. - posłał mi szeroki wyszczerz swoich, jak zawsze, idealnie białych zębów. - O ile nadal takie posiadasz nazwisko. - dodał po chwili z cwanym uśmiechem niegrzecznego chłopca tak, jakby bardzo dobrze znał odpowiedź na swoje pytanie, a jednak chciał to usłyszeć ode mnie.
- Dobrze myślisz. - odrzekłam i wyszłam z jego sypialni.
Na dole pożegnałam się z tą częścią rodziny rudzielców, która nadal była na nogach i sączyła spokojnie Ognistą Whiskey w salonie, po czym udałam się do rezydencji mojej rodziny.
***
Kiedy już kładłam się do łóżka, w myślach odtwarzałam swoją dzisiejszą rozmowę z byłym chłopakiem. Dawno nie przeprowadziłam tak interesującej konwersacji, nawet z osobami, które zajmują się tym samym, co my. Zdawało mi się, że mimo upływu tych kilku lat nic się między nami nie zmieniło i dalej byliśmy tymi samymi ludźmi, którzy zabezpieczali smoki w Rezerwacie w Rumunii. Aż zatęskniłam za tamtymi czasami, kiedy dobrze się bawiliśmy w swoim towarzystwie. Oczywiście za nic nie zamieniłabym czasu spędzonego w Szwecji z tamtymi osobami, które tak wiele wniosły do mojego życia, a mimo to poczułam jakbym miała przed nosem brakujący element układanki, który nie chciał przyjść do mnie w tamtym miejscu. W mojej głowie na niemal sekundę pojawiła się myśl o przeniesieniu się do Rumunii i tam pracować ze smokami, ale wymazałam to równie szybko z pamięci, jak dałam się porwać w miłe ramiona Morfeusza. Moją ostatnią myślą tej nocy było jeszcze to, że nie zdążyłam przeprosić Weasley'a za jego stan...
CZYTASZ
Durmstrang podbija HOGWART! (Wolno pisane)
FantasyEvie Veronica Blackwell to wiecznie wesoła i uśmiechnięta dziewczyna. Ma sześcioro rodzeństwa, od najstarszego: Gabriel, Nicholas, Michael i Shane (trojaczki - w tym i Evie), Pauline i Raphael. Posłana do Durmstrangu, przeniesiona do Hogwartu. Co mo...