- A właśnie, Draco, jak tam u Sophie? - zapytałam z dużym zainteresowaniem.
- Sama wiesz, że u mnie w rodzinie się o niej nie rozmawia, więc niewiele wiem, jedynie mogę się domyślać. - odrzekł smutno, bawiąc się swoimi palcami, które nagle zrobiły się dla niego niczym "pępek świata".
- Nie myślałeś nigdy, żeby ją odnaleźć? - spojrzałam mu w oczy, szukając czegoś, choć jeszcze sama nie wiedziałam do końca czego.
- Chciałem, ale ile sam mogę zrobić. - burknął, ukrywając twarz w dłoniach.
- Pomożemy ci! - zawołał stanowczo Zabini, podnosząc się z kanapy.
- Dokładnie, Draco. Jesteśmy przyjaciółmi, nie zostawimy cię w potrzebie. - wtrącił się Teo, stawiając cztery szklanki herbaty na stolik.
- Dzika róża? - skrzywiłam się, zaglądając do swojego kubka.
- Nie, pamiętałem, że ty nie lubisz tego smaku. - mrugnął do mnie czarnowłosy, siadając na fotelu. - Zrobiłem ci truskawkową z jagodami. - ucieszyłam się na jego słowa.
- Najlepsza. - wyszczerzyłam się, biorąc szklankę z parującą herbatą.
- Wracając do tematu, za tydzień zaczynamy poszukiwania So, a w tym czasie zbierzemy wszystkie informacje, które już mamy. - stwierdziłam, przełykając gorącą jeszcze ciecz. - Auć! - wykrzyknęłam cicho, na co pozostali parsknęli głośnym śmiechem. - Zdrajcy. - zmierzyłam ich gniewnym wzrokiem, po czym skrzyżowałam ręce na wysokości klatki piersiowej.
- Oj, nie przesadzaj, Evie. - wykrztusił Draco pomiędzy napadami śmiechu.
- Patrzcie, już wrócił do żywych. - powiedział złośliwie Blaise, wywracając oczami, na co blondyn tylko wytknął mu język.
- Nie czepiaj się, Blaise. - skarciłam go, patrząc na niego z oburzeniem. - Zapomniałeś, że Draco może poskarżyć się wujkowi Lucjuszowi? - dokończyłam po chwili ze śmiechem, klepiąc po ramieniu wyraźnie zirytowanego kuzyna.
- Kolejna wredota. - fuknął, zrzucając ze swojego ciała moją dłoń i wstając. - Powinniśmy już powoli wracać, jeśli nie chcemy, żeby ktoś zaczął nas szukać i znalazł w takiej oto sytuacji. - kończąc zdanie, blondyn machnął ręką wskazując na nas po kolei.
- Fakt, nie możemy się aż tak narażać. - zgodziłam się, podnosząc się z wygodnej kanapy.
- Sprzątnę tylko kubki i do was dołączę. - powiedział Teodor, nachylając się nad stołem.
- Cymbał z ciebie. - parsknęłam, wyciągając różdżkę. - Chyba zapomniałeś, że jesteś czarodziejem, Teo. - machnęłam dłonią z magicznym atrybutem i kubki znalazły się w kuchni w szafce - umyte. - Takie to było trudne? - zapytałam unosząc lewą brew, a pozostali zaśmiali się cicho.
- Nigdy nie da się zapomnieć o tym brzemieniu. - oświadczył poważniejąc.
- Masz rację, ale czasem niewiele potrzeba, żeby było to przyjemne, przyjacielu. - podeszłam do niego i krótko przytuliłam. - W drogę, chłopcy! - zawołałam zaraz, przywołując uśmiech na twarz.
Potem szliśmy już w milczeniu, próbując się przedostać na Błonia, co było dość trudne zważając na to, iż przedzieramy się przez gęsty i ciemny las. Mimo wszystko cieszyłam się, że zgodziłam się wyjaśnić tę sytuację ze Ślizgonami, kiedyś byliśmy nierozłączni - jako dzieci. Teraz jest inaczej, mamy inne poglądy i przede wszystkim tak różnych rodziców, którzy nas ich uczyli/wpajali nam je.
***
Wieczór
- Dziś oto ten dzień, w którym rozpoczniemy oficjalne przygotowania do Turnieju Trójmagicznego, mianowicie zaraz pan Filch wniesie tutaj Czarę Ognia, dzięki której dorośli czarodzieje i czarownice mogą zgłosić swoją kandydaturę. Oczywiście, razem z dyrektorami przybyłych szkół już rzuciliśmy odpowiednie zaklęcia na ów przedmiot, abyście nie go nie oszukali. - Dumbledore zdążył dokończyć swoją przemowę, kiedy do sali wpadł woźny z kilkoma pomocnikami, niosąc Czarę Ognia.
CZYTASZ
Durmstrang podbija HOGWART! (Wolno pisane)
FantasyEvie Veronica Blackwell to wiecznie wesoła i uśmiechnięta dziewczyna. Ma sześcioro rodzeństwa, od najstarszego: Gabriel, Nicholas, Michael i Shane (trojaczki - w tym i Evie), Pauline i Raphael. Posłana do Durmstrangu, przeniesiona do Hogwartu. Co mo...