Rozdział 9

362 20 12
                                    

Trzy dni przed pierwszym zadaniem

- Charlie, jak mogłeś mi nie powiedzieć, że pierwszym zadaniem w Turnieju będzie odebranie magicznego jaja smokowi!? - krzyknęłam na cały korytarz, niemal biegnąc w kierunku Weasley'a, który jakby skulił się w sobie, kiedy mnie zobaczył taką wściekłą.

- Kochanie, przecież zamierzałem ci powiedzieć. - powiedział, krzywiąc się delikatnie.

- Oczywiście, kiedy? - prychnęłam i spojrzałam na niego ze zmrużonymi gniewnie oczami.

- No, wiesz... Najpierw musiałem powiedzieć Hagridowi, a potem... - zaczął się tłumaczyć, jednak wtedy ja parsknęłam głośnym śmiechem, na co zmarszczył czoło w geście zdezorientowania. - Czemu się śmiejesz? Myślałem, że jesteś na mnie wściekła.

- Byłam trochę zła, iż ukrywałeś przede mną ten fakt, ale chciałam tylko zobaczyć jak będziesz się tłumaczył. - odpowiedziałam rozbawiona, wzruszając ramionami.

- Jesteś okropna. - stwierdził z uśmiechem, więc wiedziałam, że nie jest na mnie zły.

- Ale ty mnie taką kochasz, Charlie. - zachichotałam cicho, przytulając się do jego boku.

- Jak mógłbym nie? - spojrzał na mnie z iskierką czułości błyszczącą w jego pięknych, niebieskich jak ocean, oczach.

- Gołąbeczki, ależ wy sprawiacie, że chcę udać się do łazienki i klęknąć przy klozecie. - wtrącił się wesoło George.

- Z ogromną ochotą będę ci w tym towarzyszył, drogi bracie. Odrobinę za cukierkowo, Evie. - zaśmiał się Fred, przybijając piątkę bratu.

Przewróciłam oczami, po czym puściłam swojego chłopaka i trzepnęłam bliźniaków po ich rudych grzywach.

- Ej, a to za co? - spytali równocześnie, drapiąc się po głowie.

***

POV.CHARLIE

- Charlie, Charlie! - usłyszałem za sobą donośny głos pół-olbrzyma, który właśnie podążał za mną i Evie pospiesznym krokiem, kiedy przechadzaliśmy się po Błoniach.

- Witaj, Hagridzie! - zawołałem wesoło, odwracając się w jego stronę. - Miło mi cię widzieć.

- Mi też, mi też. - powtórzył, klepiąc mnie po lewym ramieniu. - Nic się nie zmieniłeś. Nadal rudy i nadal opiekun smoków. - Evie zaśmiała się pod nosem, starając się ukryć twarz swoimi włosami.

- Nigdy mi się to nie znudzi. - odpowiedziałem krótko, zaciskając mocniej swoją dłoń na dłoni szatynki, którą trzymałem już od dłuższego czasu.

Dziewczyna spojrzała na mnie rozbawiona, powtarzając mój gest.

- Wpadniecie do mnie na herbatkę? - spytał gajowy, zrównując z nami swój krok.

- Ja z chęcią. - odpowiedziała szybko Blackwell, patrząc na mnie z błagalnym wyrazem twarzy.

- Chodźmy. - potwierdziłem, a wtedy wypatrzyłem mojego starszego brata - Billa, który szedł pod rękę z młodą panną ze szkoły Beauxbatons. - Czy mnie oczy nie mylą? - zmrużyłem oczy, nachylając się nad Evangeline.

- Przecież to Bill! - stwierdziła, przekrzywiając głowę na bok. - Nareszcie sobie kogoś znalazł! - dodała po chwili wniebowzięta. - Przyłapałam go ostatnio kilka razy na rozmowie z Fleur, ale nie wiedziałam, że tyle z tego wyniknie. - zachichotała, po czym odwróciła wzrok od tamtej dwójki, która właśnie stanęła stanowczo za blisko siebie, żeby nazwać to zwykłą rozmową, wtedy i ja zrobiłem to, co moja dziewczyna i poświęciłem uwagę drodze do Chatki Hagrida.

- A co u mojego Norberta? - zapytał pół-olbrzym, siadając tuż przy stole, kiedy już dotarliśmy na miejsce.

- Bardzo dobrze, poza tym tak właściwie to jest to smoczyca. Jakiś czas temu urodziła młode i zaprzyjaźniła się, na ile tylko potrafią smoki, z naszą Gladys. - opowiedział Charlie, zerkając na mnie. - Zanim Norber-ta - wyraźnie zaznaczyłem nowe imię magicznego stworzenia. - pojawiła się w Rezerwacie, Gladys była strasznie niespokojna i musieliśmy ją co najmniej raz na miesiąc przenosić w inne miejsce. Gdy miesiąc temu trafiła do boksu obok niej, nagle przestała sprawiać nam jakiekolwiek problemy. - wyjaśniłem z pasją, niemal zacząłem marzyć, że znów znajduję się w Rezerwacie.

- Pewnie niedługo wracasz się nimi zająć. - powiedział Hagrid z szerokim uśmiechem.

- W zasadzie to planowałem zostać tutaj do zakończenia Turnieju. - odparłem i wzruszyłem ramionami, patrząc na lekko zasmuconą Evie.

- Wybaczcie, że was już opuszczę, ale przypomniałam sobie, że muszę pomóc Harry'emu z referatem na eliksiry. - odezwała się zdławionym tonem i kiedy skierowała się do wyjścia, ani razu nie spojrzała na mnie.

Zrozumiałem wtedy, że coś jest na rzeczy. Tylko co takiego powiedziałem, że ją mogłem urazić? Postanowiłem, że się o tym dowiedzieć. I gdy już się podniosłem z krzesełka, Hagrid ponownie postanowił mnie zagadać.

- Ty też już idziesz? Miałem ci zaproponować pracę na czas twojego pobytu tutaj. - oświadczył wesoło, a ja nie zdobyłem się na nic innego, prócz ponownego opadnięcia na siedzenie.

***

POV.EVIE

Z chatki gajowego niemalże wypadłam jakby mnie gonił ogromny i groźny smok, których notabene przecież się nie bałam, a potem puściłam się biegiem w stronę zamku, co chwilę oglądając się za siebie, niestety lub stety Charliego za mną nie było. Tuż przed moim celem poczułam, że brakowało mi już tchu, więc zatrzymałam się i oparłam o mury Hogwartu. Dlaczego postanowiłam uciec? Przeraziło mnie to, że Weasley dla mnie tyle siedzi w Anglii, kiedy wolałby zająć się smokami w Rumunii. Rozum podpowiadał mi, iż po prostu nie chce mnie zranić i zostawić tu samej, dlatego też czułam, że trzymam go jak na smyczy, a nie powinno tak być. Wyjechał, żeby poczuć smak wolności, a ja mu ją zabierałam. Nigdy nie oczekiwałam, że będzie przy mnie trwać, a jednocześnie chciałabym, żeby mnie nie zostawiał.

- Jakie to pokręcone. - westchnęłam cicho pod nosem.

- Jak całe to nasze życie, Blackwell. - zaśmiał się gorzko znajomy mi głos, tuż obok mnie.

Kiedy spojrzałam w tamtym kierunku zobaczyłam Dracona, który stał i przyglądał się mi, po czym podszedł jeszcze bliżej i usiadł na trawie, a potem pokazał mi gestem, żebym zrobiła to samo, co również uczyniłam.

- Myślisz, że nadejdzie wojna? - spytał, gdy za długo milczałam wpatrzona w zmierzchające niebo.

- Kiedyś w końcu i tak by nadeszła. - odparłam prosto, zerkając na niego z ukosa. - Moglibyśmy ją odwlekać w nieskończoność, ale póki między nami jest ktoś pokroju Toma Riddle'a czy Bellatrix Lestrange - nie będzie go, sam przecież doskonale wiesz. - dodałam bez zastanowienia.

- Czyli nigdy nie będzie spokoju. - podsumował, kładąc swoją głowę na moim ramieniu.

- Chciałabym zrobić coś, żeby to zmienić, lecz chyba masz rację i tak po prostu musi być, że zawsze znajdzie się ktoś, kto postanowi zaburzyć względny spokój. - stwierdziłam bez uśmiechu.

POV.DRACO

- Obiecasz mi coś? - zapytała znienacka po dłuższej chwili.

- Co takiego? - nie chciałem dawać jej słowa na coś czego mogę nie dotrzymać, ponieważ w głębi serca bardzo zależało mi na mojej kuzynce.

- Że kiedy będziesz miał szansę na nowe spokojne życie, to nie pozwolisz temu odejść i zgodzisz się na to bez względu na cenę. - oświadczyła, odwracając się ku mnie. - Obiecaj mi, Draco! - zażądała, wpatrując się we mnie z ogromną powagą.

Nie wierzyłem, że nadejdzie kiedyś moment, gdy ktoś będzie w stanie ofiarować mi taki dar, jednak chciałem mieć jakąkolwiek nadzieję, więc zgodziłem się.

- Obiecuję, Evie.

Durmstrang podbija HOGWART! (Wolno pisane)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz