Rozdział 5

2.1K 108 8
                                    

Teraźniejszość

Hermiona wślizgnęła się tej nocy do swojego mieszkania, czując się tak, jakby została stratowana przez stado hipogryfów.

Jej dzień w Ministerstwie był bardziej męczący, niż się spodziewała. Zapewne ze względu na to, jak bardzo zdenerwowała się, kiedy dotarła do ostatniego brakującego punktu by UPW zostało uchwalone.

To było to. Zwieńczenie wszystkich jej wysiłków.

To minie. Mieli nadmiar głosów. Po trzech latach pracy było to praktycznie pewne.

UPW było dla niej jak dziecko. Dołączyła do Ministerstwa specjalnie po to, by uchwalić tę ustawę. Dostała kuszącą propozycję stanowiska badawczego, ale nie była w stanie spojrzeć w twarz sierotom-wilkołakom, nie żałując przyszłości, jaką znajdą po osiągnięciu dorosłości bez uwzględnienia praw wilkołaka. Odrzuciła więc ofertę własnego laboratorium, odłożyła inne projekty na dalszy plan i dołączyła do Departamentu Regulacji i Kontroli Magicznych Stworzeń.

To było trudne.

Wbrew przekonaniom wielu jej przyjaciół, Hermiona nienawidziła być kimś, kogo przez większość dni można było opisać tylko jako gloryfikowany handlarz papierami. Nudność biurokracji i precedensów były wystarczająco złe, ale polityka pożerała ją najbardziej. Wiedziała, że ​​ministerstwo jest pełne korupcji i lewych interesów, ale miała nadzieję, że poprawi się to po wszystkich powojennych wysiłkach reformatorskich. Tak nie było. Nie była osobą z natury kompromitującą, nie przyjechała do Ministerstwa po kompromis dotyczący praw wilkołaka.

A małostkowość była czymś więcej, niż mogła znieść. Politycy mieli obsesję na punkcie wet za wet. Nawet gdy poproszono ich o zrobienie czegoś bez ponoszenia kosztów, zawsze chcieli wiedzieć, co zrobi dla nich w zamian. Robienie tego, co słuszne, nigdy nie było wystarczającym powodem, by cokolwiek zrobić.

Zagmatwała się.

Nie była głupia. Wiedziała, że ​​musi grać w politykę, żeby uzyskać to, czego chciała, ale w rzeczywistości było to jak próbowanie uwarzenia eliksiru stopami; możliwe, ale zawsze w gorszej jakości.

Jej cele były niewygodne, więc utopili ją w tak dużej biurokracji i apelach, że zajęłoby siedem lat rozpraw sądowych, aby spróbować złożyć wniosek o sporządzenie ustawy o prawach wilkołaków.

Po roku, siedząc w swoim gabinecie, po uszy w stercie papierkowej roboty, która nigdy nie wydawała się mniejsza, była gotowa się poddać. Nie była na tyle naiwna, by udawać, że to, co robi, ma znaczenie. Przez siedem lat harowała, składając odpowiednie formularze i uzyskując odpowiednie pozwolenie na wniesienie wniosku, aby mogli go uchylić i zacząć ją od początku. Przynajmniej gdyby poszła w badania, wnosi coś prawdziwego, może nie byłoby to tak znaczące jak prawa wilkołaka, ale byłoby to coś.

Ale powoli fala zaczęła się odwracać. Pewnego dnia podczas jazdy windą znalazła się sama z Blaise'em Zabinim, który po spędzeniu kilku chwil, wyglądając na bardzo zamyślonego odwrócił się i powiedział.

- Wiesz. Hester Tutley od lat próbuje uzyskać ulgę podatkową dla centaurów na rodzinny dom jego rodziny w Szkocji.

Potem bez słowa wyszedł z windy i zniknął, pozostawiając Hermionę z obracającymi się w jej głowie zębatkami.

Było wiele czarodziejskich rodzin, które próbowały doprowadzić do renegocjacji ziemi Traktatu Ziemi Centaurów. Pierwotny traktat pomijał niektóre aspekty nawyków migracyjnych centaurów, co pozwalało im czasami unikać formalizowania ich roszczeń do ziemi. Bez formalności czarodzieje, których nieruchomości zostały objęte roszczeniem, nie kwalifikowali się do umorzenia podatków od nieruchomości lub otrzymania dodatkowej ulgi podatkowej. Ale centaury nie miały ochoty renegocjować obowiązującego traktatu, więc wnioski i próby jego kontynuowania były nieustannie wstrzymywane.

Miłość i inne nieszczęściaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz