Rozdział 14

1.7K 100 4
                                    

Został zebrany cały Wizengamot.

Na środku pokoju stało duże krzesło i serce Hermiony zabiło mocniej, kiedy zobaczyła, że ​​opadła na nie postać o blond włosach.

Po chwili uświadomiła sobie z ulgą i jednocześnie poczuciem winy, że to Lucjusz Malfoy.

Był przykuty do krzesła. Najwyraźniej dostał dużą dawkę veritaserum, słowa wypływały z jego ust i mieszały się ze sobą, gdy mówił.

-... próbował umrzeć. Mój syn... Dziedzic... Ostatni z Malfoyów i Rosierów... umrze. Próbowałem zmienić jego zdanie... mugolaczka... nie warte jego życia... Próbowałem mu powiedzieć ... nie jest za późno Pieprzony chłopak... cholernie dumny. Przeklął mnie... Nie chciałem słuchać... Co mogłem zrobić? Czekałem... nie mógł zmienić jego zdania... Cyzia próbowała... zawsze słuchał... Cyzi. Ale teraz nie... Myśl... że mogłby. Majaczył przed śmiercią... Poszedłbym do... mugolaczki. Powiedziałbym jej. Poszłaby. Jeśli nie... może siłą. Nie byłby w stanie... się powstrzymać. Musiała go uratować... Ja musiałem go uratować. Próbował umrzeć... Mój syn... Mój syn... Mój spadkobierca... Próbował umrzeć...

- Więc nie brałeś udziału w zamachu na Hermionę Granger? - Przerwała mu wiedźma siedząca wśród Wizengamotu.

- Głupia... głupia... ta idiotyczna rzecz... którą zrobiła. Zbyt ryzykowna. Mogła zabić ich obu. Tak głupia. Prawie zabiła mojego syna. Draco... mój syn...

Lucjusz Malfoy szlochał przed Wizengamotem.

- Czy wiesz, jak twojemu synowi udało się zamanifestować jako pełnokrwista wila?

- Nie powinno... być to możliwe. Ojciec Cyzi... ledwo Wila... prawie się nie zamanifestował. My... nigdy się nie związaliśmy. Draco nie powinien był... Nie wiem. Pieprzona wojna. Prawie zabiła mojego syna. Prawdopodobnie to zrobiła.

- Twoja żona już zeznała, że ​​chociaż tydzień wcześniej dała Emeliory Bogfeld świstoklik, nie wiedziała o decyzji panny Bogfeld o przemyceniu panny Granger ze szpitala. Czy miałeś w tym jakiś udział?

- Nie wiedziałem, dopóki nie powiedzieli mi aurorzy. Mój Boże. Taka ulga. Wszystko będzie w porządku. Mój syn... Mój syn będzie żył.

- Lucjuszu Malfoy, zostałeś oczyszczony z podejrzeń. Możesz iść. - Kingsley zagrzmiał.

Lucjusz osunął się głębiej na swoje miejsce. Aurorzy ruszyli do przodu i odpinając łańcuchy, wynieśli go z pomieszczenia. Sala była wypełniona po brzegi. Dział prasowy był pełen fotografów i dziennikarzy.

Hermiona poczuła, jak wzbiera w niej wściekłość. Nie lubiła Lucjusza, ale poczuła się oburzona w jego imieniu. Sprawa nie powinna być upubliczniona.

- Następny świadek. Uzdrowicielka Abasi.

Uzdrowicielka weszła do pokoju i stanęła na podeście dla świadków stojącym obok krzesła.

- Uzdrowicielko Abasi, zostałaś wezwana jako biegły sądowy. Przejrzałaś dokumentację medyczną ze św. Munga, a także akta pani Bogfeld dotyczące pana Malfoya, jaka jest twoja profesjonalna opinia w tej sprawie?

Uzdrowicielka zmarszczyła brwi i w zamyśleniu złączyła czubki palców.

- Jest bardzo mało zweryfikowanych informacji na temat pełnokrwistych Wili. Jednak opierając się na tym, co wiemy o wiązaniu Wili, uważam, że pełnokrwista manifestacja pana Malfoya była prawdopodobnie przypadkowa.

- Jak to? - zapytał czarodziej.

- Opierając się na notatkach pani Bogfeld, pan Malfoy odmówił poddania się więzi i był bliski śmierci z powodu stłumionej magii. Rodzina Malfoyów ma jedną z najstarszych magicznych krwi świata czarodziejów. Prawdopodobnie jego pochodzenie połączone ze stresem wojny umożliwiło zamanifestowanie się samca ćwierćwili. Odnotowano wzrost poziomu więzi po kilku ostatnich wojnach między wszystkimi gatunkami. Gdy magia wiązania jest niespełniona, narasta, tworząc magiczno-biologiczny imperatyw zmuszający magiczną istotę, która w końcu się poddaje. Biorąc pod uwagę jego pochodzenie i to, jak blisko śmierci był pan Malfoy, prawdopodobnie posiadał tyle magii, że wystarczyło, by wywołać manifestację pełnej krwi, kiedy ugryzł pannę Granger.

Miłość i inne nieszczęściaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz