Rozdział 22

145 11 0
                                    

Nie mogę w to uwierzyć. Rozmyślałam o tym i wizualizowałam te samą sytuację milion razy, a i tak nie potrafię się w tym odnaleźć i czuję się kompletnie nieprzygotowana. Jak małe dziecko, które musi stawić czoła światu i wszystkie emocje spadają na jego głowę jedna po drugiej przytłaczając coraz to mocniej. Ile czasu trzeba poświęcić, żeby je wszystkie nazwać, posegregować i dopasować do siebie? Nie wiem. Może nawet całe życie. 

Popchnęłam z impetem drzwi wyjściowe i wyleciałam przed hotel jak strzała ze łzami w oczach, lecz te i tak mieszały się z deszczem, który zaczął padać intensywniej jakiś czas temu, więc było mi wszystko jedno. Możliwe nawet, że zbiegło się to w czasie razem z końcem świata, który dla nas nastąpił. 

Spojrzałam przelotnie na Trombę, który wyszedł zaraz za mną z kamienną twarzą, ale już dobrze wiem co się za tym kryje... To samo czego ja nie umiem ukryć. Ubrany na czarno z kapturem na głowie i torbą zawieszoną przez ramię, wyglądał bardziej jakby dopiero co skończył trening, a nie jechał na ścięcie głowy. 

Przeniosłam wzrok na Friza, który otworzył drzwi od strony kierowcy i  zapakował się do środka z prędkością światła. Nic nie mówiąc zrobiłam to samo tyle że z tyłu, ale nie miałam odwagi patrzeć żadnemu z nich w oczy i naprawdę byłam wdzięczna, że jest tak późno, bo chociaż trochę mogłam wtopić się w otaczającą nas noc. 

Karol włożył iphona w przymocowany do szyby uchwyt i po chwili słyszeliśmy dźwięk sygnału, który odbijał się echem w samochodzie. 

- Halo?

- Łuki, już wracamy. Odwołałeś spotkanie? - Spytał Friz ruszając z miejsca. 

- Tak. Stary, ja nie wiem czy to dobry pomysł, żebyście wracali. Tu jest młyn...

- Muszę zobaczyć się z Marcysią zanim coś gorszego się odjebie! - Wtrącił Tromba roztrzęsionym głosem. 

A może być gorzej?

- Nie ma co tego odwlekać. Musimy sobie to wyjaśnić na bieżąco, bo jesteśmy na ostatniej prostej do ukończenia projektu... Nie wiem co to będzie... Werka mnie zabije... - Stwierdził Karol zmęczonym głosem. 

Boże co my narobiliśmy. 

Zapłakałam cicho chowając twarz w dłonie i ułożyłam je na kolanach chowając się w sobie. Chcę zniknąć, proszę chcę tylko zniknąć. 

Nie dość, że szambo się wylało to jeszcze w najgorszy możliwy sposób. To nie tak wszystko miało wyglądać. 

Poczułam wibracje telefonu w kieszonce kurtki i długo wahałam się czy odczytać wiadomość, nie wiedząc co tam zobaczę, ale w końcu spojrzałam na ekran z boleśnie szybkim biciem serca. 

Kasia: Ale się narobiło... Daj znać jak będziecie niedaleko to spotkamy się na tyłach hotelu, bo nikt nie śpi. Łukasz jest tak zdenerwowany, że nie wie gdzie ma się podziać, reszta projektu stoi pod znakiem zapytania. 

Ja: Ja pierdole to wszystko moja wina. Będziemy koło 4 nad ranem, dam znać. 

Schowałam komórkę na swoje miejsce i zsunęłam się z fotela po raz kolejny zapadając w środek. Im mniej mnie widać tym lepiej. 

- Przepraszam, że cię w to wszystko wmieszałem. Przez moją głupotę znowu pokłócisz się z Werką. 

Nagle coś wpadło mi do głowy i gwałtownie podniosłam się z miejsca przysuwając do przodu. 

- Przez naszą... głupotę... - Spojrzałam znacząco na Matiego i przepraszająco na jego kumpla ocierając łzy - Z tym, że przyszło mi do głowy, że wcale nie musimy Cię w to wmanewrować... Powiemy, że to o niczym nie wiedziałeś, a to co dzisiaj się stało - Wzruszyłam ramionami - No cóż, los bywa przewrotny. 

Nie da się ukryć - Marta x Tromba (Mamba)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz