/Akcja dzieje się ok. 2 lata od ostatnich wydarzeń/
×××××××××××××××××××××××××××
Siedziałem u siebie w pokoju, skacząc po kanałach w telewizji. Zapowiadał się nudny wieczór. Niby reszta chłopaków w coś grała w salonie, ale ja nie miałem ochoty do niech schodzić. Przejrzawszy wszystkie kanały, odłożyłem pilot na szafkę nocną. Nie było nic ciekawego. Zdecydowałem się na nocny spacer po lesie. Szybko podniosłem się i ubrałem cieplej, była jednak 22, a późną jesienią bywa zimno. Wyszedłem z pokoju, zamykając go na klucz i nasunąłem maskę na twarz. Zbiegłem po schodach prawie z nich spadając. Przeszedłem przez salon, starając się nie wdawać w żadne, zbędne konwersacje, jednak mi się nie udało.-Ty, Gofrownica!- usłyszałem ochrypły, niski głos Masky'ego- Gdzie wybywasz?
-Nie interesuj się- mruknąłem lekko zniesmaczony ,,przezwiskiem".Nie pamiętam, kiedy ostatnio nazwał mnie po imieniu. Zawsze słyszałam tylko ,,Gofrownica", ,,Młody", ,,Mały" lub zwykłe ,,ej, ty". Nie ukrywam, nie podobało mi się to, ale cóż zrobię? Tim nigdy nie słuchał, kiedy prosiłem, żeby zaczął zwracać się do mnie po imieniu. Tylko się śmiał.
Nie zwracając uwagi, czy coś jeszcze do mnie mówi, podszedłem do drzwi wejściowych, pociągnąłem za klamkę i wyszedłem. Włosy rozwiał mi chłodny wiatr. Poprawiłem kołnierz płaszcza i ruszyłem przed siebie, w nadziei, że nic mnie po drodze nie zje. Może i jestem mordercą, może i przecinam ludzi toporem, może i bólu nie czuje, ale odchodzić jeszcze nie chcę i boję się umrzeć. Poszedłem standardową trasą, którą spacerowałem zawsze. Nie spieszyłem się. Im mniej patrzenia na twarz Tim'a, tym lepiej. Zaśmiałem się.
Po dłuższym momencie spaceru, usłyszałem szelest. Zacisnąłem dłoń ja rękojeści topora, przypiętego do mojego boku. Wiedziałem, że ostatnio policja przykłada większą uwagę do schwytania mnie czy moich braci, ale co oni by robili w lesie o takich porach? Coś wyłoniło się z krzaków za mną. Przez ciemność nie widziałem, co to, ale wiedziałem jedno. Bardzo głośno warczało.-N...nie zbliżaj się!- stanąłem jak wryty z toporem w dłoni, przyzwyczajając oczy do mroku.
Postać, a raczej stwór stojący przede mną, miał ze 3 metry wzrostu. Był czymś w stylu hybrydy wilka i czegoś, co miało skrzydła. Pysk sworzenia był przerażający. Ryknęło cicho na mnie. Przezwyciężając strach, zacząłem uciekać w stronę domu. Słyszałem, jak mnie goni. Gdy zbiegałem z góry, najwidoczniej potknąłem się o jakiś kamień, czy wystający z ziemi korzeń i runąłem w dół. Co prawda, bólu nie czułem, ale najwidoczniej uderzyłem się mocniej w głowę i zupełnie odpłynąłem.
[Perspektywa Tim'a]
Młody nie wracał od dobrych dwóch godzin. Nie żebym się martwił, czy coś, ale wciąż był to mój współpracownik i właściwie rodzina. Slender zawołał mnie do swojego gabinetu. Usiadłem naprzeciwko niego przy biurku.
-Czy wiesz, gdzie jest Toby?- w mojej głowie odezwał się jego niski głos.
-Nie, wyszedł gdzieś i nawet nie powiedział gdzie- odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
-Znajdź go- polecił mi- Mogło mu się coś stać.
-Jasne szefie- mruknąłem i wstałem.Żwawym krokiem wyszedłem przed Posiadłość i ruszyłem ulubioną trasą Toby'ego. Skąd wiedziałem, że ulubioną? Chodził tędy praktycznie zawsze, a na końcu tej trasy było cudowne jezioro, które pokazywał mi i Brianowi, gdy nas oprowadzał po okolicy. Nie szedłem daleko - niecałe pół kilometra od willi leżał nieprzytomny Toby. Lekko przestraszony podbiegłem do niego i kucnałem. Lekko szturchnąłem jego ramie. Nie dostałem odpowiedzi. Westchnąłem i starając się nie panikować, podniosłem niższego i szybkim krokiem poszedłem w stronę domu. Młody oddychał, więc było raczej w porządku. W co on tym razem się wpakował?
// Macie jeszcze rysuneczek Toby'ego, bo jestem z niego cholernie dumna //
Have a great day!
~Mrs.Lisiasta
CZYTASZ
{ My cute waffle } Ticcimask
Romance{ Ta dwójka nigdy za sobą nie przepadała. Starali się siebie unikać, jednak mieszkając pod jednym dachem w sąsiednich pokojach, jest to dość trudne zadanie, a gdy już zaleźli sobie za skórę, działo się istne piekło. Przez obu przemawiała okropna nie...