× Rozdział 4 ×

530 35 6
                                    

[Perspektywa Toby'ego]

 Nie miałem pojęcia, co podkusiło mnie żeby porozmawiać o tym płaczu z nocy. Coś w środku podpowiadało mi,że tak powinno się postąpić. Co to ma zmienić? Rozważając fakt, że Tim to Tim, najpewniej nie będzie chciał o tym gadać, a zwłaszcza ze swoją ulubioną gofrownicą, najpewniej nic. Ale warto spróbować.
 Siedziałem u siebie i czekałem, aż zawita u mnie Masky. Długo nie przychodził, nie słyszałem żadnych kroków, więc rozważałem 2 opcje. Pierwsza, po prostu bardzo długo je śniadanie. Druga, olał mnie sobie i gdzieś polazł. Walnąłem się plecami na łóżko, prawą ręką sięgając po telefon leżący na stoliku. Była godzina 9:57. Przymrużyłem oczy i przetarłem je rękoma. Nagle usłyszałem pukanie do drzwi.

-Wejść!- powiedziałem głośniej i szybko usiadłem, spoglądając w stronę wejścia.

 W progu stał Tim. Spoglądał na mnie z ironią w oczach. Westchnąłem i wskazałem mu głową, aby podszedł i usiadł ze mną. Niechętnie zamknął drzwi i wolnym krokiem do mnie przyszedł. Usadowił się na końcu łóżka, założył ramiona na piersi i zaczął świdrować mnie wzrokiem.

-Nie patrz tak na mnie- mruknąłem, cicho fukając- Wiesz, nie wiem czy chcesz o tym rozmawiać, ale w nocy, chwile przed 6 rano, słyszałem od ciebie z pokoju płacz. Wszystko dobrze?
-Płacz?- wyglądał na zakłopotanego- Zdawało ci się.
-Nie Tim- zmarszczyłem brwi- To definitywnie był płacz. Nawet teraz nie wyglądasz najlepiej. Co się dzieje?
-Nie twój zasrany interes- warknął, spoglądając spode łba na moją lekko zdziwioną, zagubioną i przestraszoną twarz- Przepraszam... To dość trudny temat.
-Czy on mnie przeprosił?- pomyślałem- Nie no, nie ma problemu- dodałem już na głos- Ale jakby coś sie działo, możesz zawsze przyjść i się wygadać, dobra?
-Ta.. Dzięki Młody- uniósł jeden kącik ust do góry.

 Wstał i odwrócił się do wyjścia. Bez słowa wyszedł ode mnie i najpewniej ruszył do swojego pokoju. Znów się położyłem. Zacząłem się zastanawiać nad tym, co się własnie stało. Słowo ,,przepraszam" w jego ustaach brzmiało tak... nadzwyczajnie.
 Nagle usłyszałem w głowie głos Slendera.

-Toby, Masky, zapraszam do gabinetu- powiedział.
-Pewnie misja- pomyślałem i podniosłem się.

 Wyszedłem z pokoju, prawie wpadając na Tima. Cicho przeprosiłem i bez słowa poszliśmy do gabinetu Ojca. Siedział za swoim biurkiem, ,,wpatrując się" w nas. Wskazał dłonią abyśmy usiedli.

-Zawołałem was po to, abyście wykonali dla mnie jedno zadanie. Hoody'ego z wami nie ma, przydzieliłem mu coś innego- powiedział, zaplatając palce- Tim, nie wiem czy będziesz zadowolony, ale chodzi o Anne. Musimy się jej, delikatnie mówiąc, pozbyć.
-Anne? Dlaczego?- zdziwiłem się.

 Lubiłem dziewczyne Tima. Była bardzo miła i zawsze można było z nią szczerze porozmawiać. Dlaczego Slender chciał żebyśmy to ją obrali za cel?

-To jest dość... skomplikowane- Masky nie wydawał się zadowolony- Niestety, ale trzeba.
-Bierzcie sprzęt i ruszajcie- mruknął na pożegnanie Slender- I nie dajcie się złapać.

 Kiwnęliśmy mu głową i szybko pobieglismy do swoich pokojów się szykować. Po 5 minutach byliśmy już gotowi. Wyruszyliśmy z Posiadłości, zgarniając od Bena jeszcze współrzedne, gdzie będzie znajdować dię Anne. Przez całą droge, Tim był przygnębiony i taki... nie-Timowy. Nie dokuczał, nie dogryzał... Obstawiałem że to o nią chodziło. Wyszliśmy z lasu i cichaczem przekradliśmy się do domu Anne. Zajrzeliśmy przez tylne okno. Byłem przerażony, zły i zdziwiony jednocześnie. Siedziała na kanapie, obściskując się z obcym facetem. Nie wiedziałem co stało się między nią i Timem, ale też miałem ochote się jej pozbyć...

{ My cute waffle } TiccimaskOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz