[Perspektywa Toby'ego]
Stanąłem przed pokojem Tima i zapukałem do drzwi. Chciałem z nim porozmawiać na... pewien temat. Jednak chłopak nie odpowiadał.
- No, co z nim? – mruknąłem do siebie, lekko uderzając w drzwi po raz kolejny – Śpi?
Odpowiedziała mi tylko cisza. Westchnąłem i pchnąłem drzwi, aby przynajmniej dowiedzieć się, czy nic mu nie jest. Pokój stał pusty. Delikatnie mnie to zaniepokoiło, bo było już dość późno, a Tim nie lubił wychodzić poza pokój o tej godzinie.
- Może po prostu poszedł się przejść albo jest u kogoś w pokoju? – pomyślałem, wychodząc z jego sypialni – Rano z nim porozmawiam, tak będzie lepiej.
Wszedłem do sąsiedniego pokoju, który należał do mnie. Nie za bardzo wiedziałem, co ze sobą zrobić. Iść spać, poczytać czy pooglądać jakiś serial? Odkaszlnąłem i usiadłem na łóżku z pilotem w dłoni. Szybko przepatrzyłem wszystkie kanały i znalazłem jakiś film, który względnie wydawał się ciekawy. Położyłem się i okryłem kocem. Moje oglądanie jednak nie trwało długo, bo po niedługim momencie, zupełnie się wyłączyłem.
=.=.=.=.=.=.=TIME SKIP: PORANEK =.=.=.=.=.=.=
Leniwie uchyliłem powieki, przewracając się na drugi bok. Było strasznie zimno. Szczelniej okryłem się kocem i zacząłem wpatrywać się w gitarę, która stała pod ścianą. Przypomniałem sobie jednak, że miałem pogadać z Timem. Nie wiedziałem, czy jest w pokoju, ale warto próbować. Podniosłem się z łóżka i przebrałem w cieplejsze ubrania. Szybka wizyta w łazience i byłem już w zupełności gotowy. Wydreptałem na korytarz, na którym przypadkowo wpadłem na Bena.- Cześć stary! – przywitałem się – A ty czemu na nogach tak wcześnie? – zerknąłem na zegarek wiszący na ścianie naprzeciwko mojego pokoju.
- Hej, hej! – odpowiedział mi – Przyszedłem do Tima, mam do niego sprawę, ale go nie ma...
- Zaraz, wciąż go nie ma? – uniosłem jedną brew.
- Jak to „wciąż"? – założył ręce na piersi i na mnie spojrzał.
- No, wczoraj wieczorem do niego przyszedłem, bo chciałem z nim porozmawiać. Trochę stałem przed jego pokojem, pukałem, ale nie odpowiadał, więc wszedłem. Jego pokój był pusty, więc pomyślałem, że gdzieś poszedł – wzruszyłem ramionami.
- Jak widać, nie... Może Slender wysłał go na jakąś misję?
- Może być i tak, nie mam pojęcia.
- No, dobra... Dzięki – mruknął cicho i ruszył na niższe piętro, zapewne do swojej sypialni.
Cała sprawa z Timem ciekawiła mnie bardzo. Był raczej osobą, która gdyby mogła, nie wychodziłaby z pokoju, a co dopiero znikała na całą noc. Chciałem zejść do kuchni, aby zrobić sobie śniadanie, ale w głowie usłyszałem głos Slendera.
- Toby, zajrzyj do mojego gabinetu, w miarę możliwości szybko – powiedział tym swoim głębokim, dźwięcznym głosem – To dość... ważne.
- Dobrze! – odpowiedziałem mu w myślach, co zapewne usłyszał.
Zbiegłem po schodach tak szybko, jak to możliwe. Złapałem z chlebaka bułkę i szybko posmarowałem ją masłem orzechowym. Zjedzenie jej nie zajęło długo, szybkim krokiem pobiegłem na samą górę. Prawie wbiegłem na Jeff'a, który widocznie wybierał się na śniadanie. Przeprosiłem go cicho i już spokojniej wszedłem na ostatnie piętro. Zapukałem delikatnie do drzwi, a po cichym „Proszę wejść", pchnąłem je i znalazłem się w środku. Za biurkiem siedział Operator, splatając swoje nadnaturalnie blade i długie place. Kiedy pojawiłem się już za drzwiami, wskazał dłonią na krzesło naprzeciwko siebie. Odsunąłem mebel i na nim usiadłem.
- Witaj Toby – przywitał się, kierując swoją twarz na mnie – Zapewne zauważyłeś, że Tima od wczoraj z nami nie ma, czyż nie?
- No, nie było go wczoraj późniejszym wieczorem i dzisiaj rano – zmarszczyłem brwi, odpowiadając – Wiesz może, co się z nim dzieje?
- Ehh... Owszem, wiem – pokiwał głową – Tim wyruszył na misję. Kojarzysz może zakład psychiatryczny Cornweel? – zapytał, na co odpowiedziało mu moje kiwanie głową, jako „tak" – Puppet niestety jest tam przetrzymywany. Wysłałem Tima, aby go odbił, jako, że jest moim najsilniejszym podopiecznym. Miałem nadzieję, że do dziś wróci, jednak...
Oczy miałem szeroko otwarte. Wysłał Tima SAMEGO do tak dobrze strzeżonego miejsca?! I dlaczego Tim nie powiedział o tym swojemu bratu, mi czy choćby Benowi? Nie wiedziałem, co o tym myśleć... Spojrzałem na blade oblicze Slendera.
- Idę po niego – wypaliłem szybko, pod wpływem emocji.
- Nie mogę cię puścić – mruknął – Nie samego...
- Nie, idę sam – powiedziałem stanowczo – Jeśli do wieczora nie wrócimy, nie szukajcie nas...
Miałem wrażenie, że Slender patrzy na mnie troskliwym, ojcowskim wzrokiem. Przy którejś z pierwszych misji, mówił mi, abym na siebie uważał, bo nie chce mnie stracić. Wtedy wydawało mi się tylko, że nie chce mu się szukać kolejnego Proxy. Ale teraz, jak o tym myślę, po prostu się o mnie troszczył.
- Jesteś pewien, że chcesz iść sam? – w mojej głowie odezwał się cichy, lekko łamiący się głos Operatora.
- Tak, nie chcę nikogo innego narażać – westchnąłem i wbiłem wzrok w blat biurka.
- No dobrze... Skoro tak mówisz...
- Nie martw się o mnie, poradzę sobie – obiecałem mu, starając się go uspokoić.
Pokiwał głową, jakby we mnie wierzył. Wskazał głową na drzwi, abym już wyszedł. Posłałem mu ciepłe spojrzenie, podniosłem się z krzesła i ruszyłem w stronę drzwi. Za sobą usłyszałem jeszcze ciche „Wierzę w ciebie...".
![](https://img.wattpad.com/cover/258089650-288-k798065.jpg)
CZYTASZ
{ My cute waffle } Ticcimask
Romance{ Ta dwójka nigdy za sobą nie przepadała. Starali się siebie unikać, jednak mieszkając pod jednym dachem w sąsiednich pokojach, jest to dość trudne zadanie, a gdy już zaleźli sobie za skórę, działo się istne piekło. Przez obu przemawiała okropna nie...