Rozdział 6

700 25 0
                                    

Obudziłam się kiedy na dworze dopiero wschodziło słońce. Przeciągnęłam się i zobaczyłam, że jestem przykryta puchatym kocem. Któryś z braci musiał mnie przykryć bo ja nie pamiętam, żebym brała okrycie. Po prysznicu czułam się dużo lepiej taka świeża. Zaczęłam po cichu schodzić po schodach, żeby nikogo nie obudzić. Jednak kiedy byłam w połowie schodów usłyszałam żwawą rozmowę. Odbywała się w salonie i przypominała ostrą konwersacje . W salonie zastałam siedzącego Tonego, który wyglądał na zaspanego. Luka, który stał i kłócił się z Jackiem. Najstarszy z braci przerwał od razu jak mnie zobaczył. Jack stał do mnie tyłem, ale od wrócił się od razu jak Luke przerwał. Posłał mi przepraszające spojrzenie.

- Obudziliśmy cię? Przepraszamy.- Posłałam mu słaby uśmiech.

- Wstałam wcześniej. Nie chciałam wam przeszkadzać.- Już się odwracałam ale zatrzymało mnie pytanie najstarszego brata.

- Ellie czy ktoś w szkolę cię zaczepił i pytał o nas?- Patrzyłam na niego jak na kosmitę. Po co ktoś miał się o nich pytać?

- Nie nikt się nie pytał.- Odpowiedziałam i nie czekając na ich odpowiedź, wróciłam do pokoju. Uszykowałam się do szkoły i zeszłam na śniadanie.

Kierowca zatrzymał się przed budynkiem szkoły. Nawet nie zdążyłam porządnie wysiąść a już stałam w uścisku malutkiej brunetki.

- Ellie totalnie nie umiem nic na fizykę. Jak mnie ta jędza spyta jestem w dupie.- Poskarżyła się na starcie Anna. Posłałam jej rozbawione spojrzenie bo kto jak kto ale już przez jeden dzień zdążyłam zauważyć, że Anna się świetnie uczy,

- Tak jasne, jestem pewna, że dostaniesz szmatę.- Już ledwo powstrzymywałam śmiech widząc przestraszone spojrzenie dziewczyny. Ruszyłyśmy do swoich szafek, które były blisko siebie. Anna całą drogę opowiadała mi jak to ciężko było jej zrobić plakat na jakąś wystawę. Otworzyłam szafkę i pierwsza rzecz jaką zobaczyłam był liścik napisany na zwykłej kartce wyrwanej z zeszytu.

„ Każdy ma mocne strony a jakie mocne strony są twoje? Bo chyba tacy bracia nie są mocną stroną". Schowałam szybko liścik do torby, żeby idąca już do mnie koleżanka go nie zobaczyła. To są jakieś żarty? Wzięłam książkę od fizyki i zamknęłam szafkę. Podskoczyłam kiedy zobaczyłam Maxa opierającego się o sąsiednią szafkę. Na jego twarzy widniał wielki uśmiech.

- Nadal nie wiem jak masz na imię piękna nieznajoma.- Przewróciłam oczami na jego słowa. Jednak zdradziłam swoje imię.

- Ellie. Nazywam się Ellie.- Na moje zdanie od razu powiększył się jemu uśmiech, jeśli to tylko możliwe.

-No to Ellie. Idziesz jutro na imprezę do Brandona? - Oczywiście, że chciałabym pójść, ale raczej nie wygram z trzema ogrami.

- Jeśli ty idziesz to ja podziękuje. Nie mam zamiaru patrzeć na twoją mordę.- Na twarz sam mi się wcisnął ten kpiący uśmieszek. Nie czekając na jego reakcje odwróciłam się i pociągnęłam za rękę Ann, która stała kawałek i nas bacznie obserwowała. Po wejściu i zajęciu miejsc od razu wypytała mnie o sytuację z korytarza. Zbyłam ją szybkimi słowami „ Nie znam typa". Lekcje minęły bardzo szybko. Nawet nie wiem w którym momencie siedziałam w kuchni i opowiadałam Jade o Maxie. Kobieta dzielnie słuchała mojej historii podjadając ciasteczka wyciągnięte prosto z piekarnika.

Wieczorem leżałam na łóżku i przeglądałam telefon kiedy dostałam powiadomienie z insta. Max polubił każde moje zdjęcie. Jestem ciekawa dlaczego tak się mną interesuje.

W dzień imprezy czułam się paskudnie. Wszyscy wokół mówili o zbliżającej się balandze. Było mi smutno, że nie mogłam iść z Anną i dziewczynami z klasy. Szłam przez korytarz kierując się do wyjścia kiedy wpadłam na dobrze znaną osobę.

- Hej gdzie tak pędzisz nieznajoma? - Spojrzałam na twarz mojego towarzysza jak zwykle mieścił się na niej uśmiech.

- Do domu.- Burknęłam, siląc się na chociaż trochę przyjazny ton. Wyminęłam go i skierowałam się do samochodu. Zdziwiłam się kiedy zamiast Jamesa zobaczyłam Tonego. Podeszłam do niego rzucając pytające spojrzenie.

- Chcesz jechać ze mną na lody?- Zapytał się radośnie. Jednak grymas na mojej twarzy nie wyrażał tego. Nie miałam ochoty nigdzie jechać. Chciałam położyć się w łóżku z lodami i pooglądać jakiś głupi serial. W połowie drogi zorientowałam się, że jedziemy dłuższą trasą. Ktoś nie chce, żebym za szybko wracała do mieszkania.

Kiedy dojechaliśmy nie czekając na brata ruszyłam w stronę windy. Weszłam do domu i nie widziałam nic niepokojącego. Za mną wszedł Tony, który wypuścił powietrze nie zastając nikogo w salonie. Już chciał coś powiedzieć kiedy na schodach zobaczyliśmy Jamesa, który pomagał iść mężczyźnie obok. Co mu się stało? Wydałam z siebie pisk. Strasznie się wystraszyłam. Już po chwili znajdowałam się w ramionach brata, który naprzemiennie przeklinał i próbował mnie uspokoić. Nie lubiłam przemocy. Mogła ona doprowadzić do bardzo katastrofalnych czynów. Kiedy się uspokoiłam zobaczyłam, że stoimy w tym samym miejscu. Oderwałam się od brata i rozejrzałam po pomieszczeniu. Nie było tam nikogo poza nami. Po chwili usłyszałam, że ktoś zbiega po schodach. Obróciłam się w tym kierunki i dostrzegłam Luka, który nerwowo poprawia kołnierz od niebieskiej koszuli. Kiedy nas zobaczył zatrzymał się i spiorunował wzrokiem Tonego.

- Miało jej tutaj nie być. Mieliście wracać za godzinę.- Warknął na niego. Patrzyłam się na nich nic nie rozumiejąc. Podejrzewałam, że nie chcieli żebym wracała do domu, ale dlaczego?

- Nie moja wina, że chciała wrócić do domu.- Odpowiedział ze znudzeniem brat. Czy może mi ktoś tutaj coś wyjaśnić. Halo ja nadal tutaj stoję. Zrobiłam krok, żeby przypomnieć o swojej obecności.

- Dlaczego miało mnie nie być?- Spytałam nad wyraz spokojnie. W środku cała wrzałam.

- Ponieważ miałem klienta i nie chciałem, żebyś była przy tym obecna.- Odpowiedział Luke.

- Ten, który ledwo stąd wychodził?- Luke przewrócił oczami na moje słowa.

- Tak ten, ale od razu mówię, że trafił do mnie w takim stanie.- Trochę mu nie wierzyłam.

Może przez ostatnie wydarzenia.

Ale niedługo miało być jeszcze gorzej.

SLIGHT PROBLEMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz