Rozdział 15

768 41 4
                                    




Następny tydzień minął mi głównie na nauce i nawet nie zorientowałam się a już był luty. Oznaczało to, że zbliżała się przerwa zimowa. Został do niej ostatni tydzień szkoły.

Zima w Nowym Jorku szalała na całego. Przez śnieżną pogodę były ogromne korki, ledwo zdążyłam na lekcje. Chociaż i tak kochałam zimę całym sercem. Było w niej coś magicznego.

Ann cały dzień opowiadała o planach na ferie. Miała jechać odwiedzić rodzinę od strony taty w Bostonie. Max nie wypowiadał się na temat przerwy, więc albo nic nie robił albo nie chciał mówić.

Minęły dwa dni, które spędziłam w większości czasu na oglądaniu jakiegoś głupiego serialu. Dowiedziałam się również, że moi bracia postanowili mnie zabrać na narty do Włoch. Jak byliśmy mali to właśnie tam najczęściej jeździliśmy z rodzicami. Tam chłopacy nauczyli się jeździć na nartach i później uczyli mnie. Piliśmy tam najlepszą gorącą czekoladę na świecie.

Jechałam właśnie ze szkoły podekscytowana bo dzisiaj miałam zacząć się pakować. W głowie miałam całą listę rzeczy, które chce zabrać. Kilka książek, laptopa i inne bzdety. Zostały nam do przejechania ostatnie dwie ulice. Nagle usłyszałam huk, później poczułam ostry ból nogi i głowy. Nie wiedziałam co się stało. Moje serce zaczęło bić jak oszalałe. Kolejna fala bólu. Zemdlałam.

Starałam się otworzyć ociężałe powieki jednak wcale mi to nie wychodziło. Słyszałam czyjeś głosy. 

- Doskonale wiesz, że to nie był przypadek. Ktoś wiedział, że będzie wtedy wracać oraz znał drogę. Obrał sobie ją za cel. Ona nie jest z nami bezpieczna i powtarzałem wam to od samego początku a wy uparliście się, żeby się nią zająć. Nie mamy pojęcia jak zajmować się nastolatką. Szczególnie gdy jest blisko nas zagrożenie dla niej jest jeszcze większe. Może jednak trzeba wysłać ją do tej szkoły z internatem w Francji. Tam będzie bezpieczna. Teraz musimy się dowiedzieć kto był za to odpowiedzialny. Nikt nie był.. - Reszty nie usłyszałam ponieważ odpłynęłam w krainę Morfeusza.

Kiedy następnym razem się obudziłam otworzyłam oczy. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to, że w pokoju w którym się znajdowała panowała ciemność. Gdyby nie światło księżyca wpadające przez okno pomyślałabym, że straciłam wzrok. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i od razu rozpoznałam salę z szpitala w którym się obudziłam po wypadku rodziców. Nagle poczułam strach, że nikogo nie było koło mnie. Za drzwi od sali widać było przedostające się światło. Szybko wstałam chcąc znaleźć się tam jak najszybciej. Tak jak szybko wstałam tak szybko poleciałam na podłogę. Rozpłakałam się. Rozpłakałam się z bezradności jaka mnie teraz przygniotła. Do mojej sali po kilku sekundach wbiegła pielęgniarka zwabiona hukiem. Po niej do sali wpadli moi bracia, którzy wyglądali ewidentnie na zdezorientowanych. Pielęgniarka nie pomogła mi wstać tylko ukucnęła tuż obok mnie i starała się uspokoić. Chujowo jej szło. Nie brałam jej słów wcale do siebie. Chciałam do mamy. Pierwszy raz od wypadku tak strasznie mi ich brakuje. 

Nie mam pojęcia ile tak ryczałam, ale pielęgniarka się poddała i tylko głaskała mnie uspokajająco po plecach. Mówiła coś do moich braci, lecz nie rozumiałam co. Nagle jej dotyk zniknął. Trochę mnie to wystraszyło. Ale nie zdążyłam nawet pomyśleć a poczułam jak unoszę się do góry. Poczułam znajome perfumy i od razu jeszcze bardziej wtuliłam się w męską klatkę Luka. Chciał mnie położyć na łóżko ale na mój ruch, zatrzymał się. Trwaliśmy w takiej pozycji kilka minut dopóki nie usłyszałam głosu koło swojego ucha.

- Już spokojnie. Jesteśmy tu i jesteś bezpieczna. Tak?- Szeptał z czułością, którą od niego nie słyszałam już dawno. Uspokoiłam się i już nie ryczałam jak opętana.

Już po chwili leżałam z powrotem na łóżku. Luke nie odszedł tylko usiadł na łóżku i zaczął ręką jeździć po moich plecach. Przez jego ruchy zrobiłam się senna. Nawet nie wiem w którym momencie zostaliśmy w sali sami a ja się całkowicie uspokoiłam. Mój najstarszy brat nic się nie odzywał, ale nie przestał mnie głaskać po plecach dopóki nie zasnęłam. Ostatnie co pamiętam to jego obietnica, że już nigdy nie pozwoli, żeby coś mi się stało. Nie wiem czemu, ale uwierzyłam w jego słowa. Po nich już bez żadnego problemu i strachu dałam się zabrać krainie snów. 

No cóż przynajmniej wtedy byłam bezpieczna. Szkoda, że ta obietnica i tak niewiele dała. Chociaż nie było to z jego winy.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Mar 06, 2022 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

SLIGHT PROBLEMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz