ROZDZIAŁ XI

337 18 9
                                    

Jako iż sezon świąteczny dobiegał końca, naturalnym było, że gdziekolwiek się nie poszło wszelkie ozdóbki, lampki, bombki i Mikołaje znikały, a na ich miejsce wstępowały niezliczone ilości rodzajów petard i fajerwerków. Media i sklepy oficjalnie zapomniały o Bożym Narodzeniu, w błyskawicznym tempie rozpoczynając huczne przygotowania do zakończenia roku.

Tord nigdy nie uważał Sylwestra za najpotrzebniejsze święto w kalendarzu i zwykle traktował Nowy Rok jako najzwyklejszy dzień, nie różniący się niczym od poprzednich. Często był zapraszany na imprezy z tej okazji, ale przeważnie odmawiał. Sylwester bowiem oznaczał, że jego rodzice zamierzają zająć się sobą i sami gdzieś wyskoczą, co za tym szło, Norweg przez całą noc i połowę wieczoru miał dom tylko dla siebie. Z dala od awantur i niepotrzebnych (i wcale nie podniecających) uniesień.

Uwielbiał tę sylwestrową ciszę i samotność, jednak nie rozumiał, dlaczego ludzie świętują to, że Ziemia zrobiła obrót wokół Słońca.

Mimo wszystko, cieszył się jak dziecko na myśl, że tego roku w Nowy Rok nie będzie sam. W domu Edda doświadczył przyjemnego ciepła i pewnego rodzaju troski. Nie był pewien, czy także może określać to miejsce jako swój dom, ale wolał już chyba nazywać siebie bezdomnym, niż mieszkańcem domu swoich rodziców.

Podobało mu się tu, gdzie był aktualnie. Odkrywał siebie na nowo i wreszcie mógł cieszyć się spokojem. Do czasu, aż w ten spokój nie wszedł z buciorami Thomas Ridgewall i jego wiecznie zły humor. Żeby nie było, chłopak czasem potrafił być spoko. Ale w większości przypadków trzymał wszystkich na dystans i był do bólu oschły. Często zamykał się w swoim pokoju i mało jadł, czym doprowadzał do szału Edda. Na gitarze grał znacznie częściej i chyba pracował nad własną piosenką, bo przypadkowe dźwięki uderzania o struny pomału zaczęły wybrzmiewać częściej i łączyć się z innymi, tworząc spójną, przyjemną całość.

Tord miał wrażenie, że Tom szczery był jedynie przed swoją gitarą, a wszystkie emocje przelewał na nuty basu. Mimo wszystko, te przypuszczenia powstały tylko i wyłącznie na podstawie tego, co słyszał zza ściany obok. Tom dalej pozostawał wielką zagadką, która z jednej strony była niezwykle irytująca i odpychająca, przez swoją trudność w rozwiązaniu, a zarazem okrutnie intrygująca.

Pewnego wieczoru, kiedy Tord siedział w salonie, nudząc się piekielnie i grając w wątpliwej jakości grę na telefonie, Tom podszedł do niego, wyciągając rękę z padem do konsoli.

- Zagraj ze mną - poprosił.

Norweg z lekkim szokiem i niedowierzaniem wziął do ręki kontroler, uśmiechając się lekko pod nosem, kiedy Tom, całkiem energicznie, włączył wszystko co trzeba i usadowił się obok, nawet nie zaszczycając swojego towarzysza spojrzeniem. Jednak Tord i tak zauważał ten mały rumieniec, miło i delikatnie kontrastujący z bladą cerą czarnookiego.

Czuć było tę niezręczną ciszę i napięcie pomiędzy nimi, ale jak wiadomo - gry łączą, nie dzielą, a wspólna rozgrywka wymaga komunikacji, zatem mur musiał zostać wyburzony i któryś z chłopaków w końcu musiał się odezwać. Nawet częściej niż ktokolwiek by przypuszczał.

Tę jedną z nielicznych chwil przełamania lodów przerwał Edd, który wcześniej wyszedł do miasta na pocztę. Czerwony od mrozu na policzkach i z ogromnym uśmiechem na twarzy, wszedł gwałtownie do domu. W rękach trzymał dwa kartony, jedno mniejsze drugie - znacznie większe. Minęła chwila zanim zamknął stopą drzwi, wołając;

- Chłopaki, nie uwierzycie, co znalazłem! Matt! Twoje kosmetyki przyszły! - wydarł się, a praktycznie od razu na schodach dało się zobaczyć pędzącą w dół rudą czuprynę Matta.

Zaciekawieni słowami Edda, Tom i Tord odwrócili swoje głowy, obserwując jak Matt odbiera od bruneta mniejszą paczkę, widocznie zniecierpliwiony, bo Edd położył na niej większy, trochę mokry karton i powtarzał ciągle "ostrożnie!".

Closer // tomtord • EDDSWORLD FANFICTIONOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz