Rozdział 17: Fredrikstad

108 9 0
                                    

Jak to zwykle podczas wczesnej pobudki Łucja niechętnie zgramoliła się z łóżka i jedyną rzeczą, o której była w stanie myśleć był kubek gorącej kawy. Dzisiaj w szczególności, zwłaszcza, że jej stan chorobowy jeszcze lekko dawał o sobie we znaki. Łucja nigdy nie była rannym ptaszkiem, a z wiekiem jej skłonność do późnego siedzenia w nocy jedynie się pogłębiała. Snuła się tylko widmo człowieka po mieszkaniu, aż do momentu zagotowania się wody. Gdy nareszcie nadeszła wiekopomna chwila pierwszego łyka, Łucja od razu poczuła się lepiej. Dopiero po chwili sączenia napoju wzrok Łucji powędrował w kierunku jej komórki. Była godzina 7:05, a co ciekawsze zaczął się już nowy miesiąc, grudzień. Łucja w życiu by nie pomyślała, że będzie pić kawę w norweskim mieszkaniu. Mimo wszystko wspominała listopad naprawdę dobrze. Miała też za co żyć i to było najważniejsze. Pozostało jej wierzyć, że od tego momentu wszystko zacznie się układać.

Łucja oddała się przemyśleniom do tego stopnia, że prawie nie zauważyła braku kawy w swoim kubku. Nie pozostało jej nic innego jak przebranie się z bluzy i pary dresów, które imitowały piżamę. Standardowo szukając ubrań na dzisiejszy dzień jej wzrok powędrował do tych w czarnym kolorze. Bez większego zastanowienia Łucja wyciągnęła spodnie i sweter, które wpasowywały się w jej ulubioną kolorystykę i szybko się przebrała. Chwile później kierowała się w stronę swojego auta i pojechała w kierunku domu Jørgena. Około pół godziny później znalazła się pod jego domem. Co ją zdziwiło, Jørgen widocznie ucieszył się na jej widok, zaraz w progu pytając:

- Cieszę się, że panią widzę, dobrze się pani dzisiaj czuje?

Łucja zmarszczyła brwi i spojrzała na niego ze zdziwieniem.

- Dlaczego miałabym się źle czuć?

- Nie pamięta pani? Przedwczoraj była pani ledwo przytomna w pracy. Tak naprawdę już miałem wieźć panią na pogotowie, gdy nagle...

- Nie - przerwała mu. - Przedwczoraj byłam w domu.

- Nie, była pani tutaj - odparł stanowczo. - W sumie to się nie dziwie, że pani nie pamięta, po tym w jakim stanie pani tu przyjechała.

Łucja ze zwątpieniem odwróciła wzrok i próbowała sobie przypomnieć coś więcej niż wczorajszy dzień, który też pamiętała dosyć wybiórczo. Jednak cały wysiłek poszedł na nic, więc postanowiła uwierzyć słowom Harrisona, który mówił, że przez wcześniejsze dwa dni do niej doglądał i pomagał jej dojść do siebie po ich randce, na której albo za dużo wypiła albo się czymś zatruła. Albo to i to. Ani Harrison, ani Łucja nie do końca wiedzieli co jej zaszkodziło.

- Nie będę się z panem kłócić, wiem swoje - westchnęła Łucja. - A teraz proszę dać mi wrócić do pracy.

Jørgenowi najwyraźniej też nie chciało się już o to spierać, więc bez słowa przepuścił ją w drzwiach i udał się do swojego gabinetu. Łucja już na starcie zobaczyła, że od jej ostatniej wizyty Jørgen zdążył nieźle nabałaganić. Kiedy kierowała się w stronę kuchni, żeby powyrzucać puste opakowania po wszelakich produktach spożywczych, miała okazje zobaczyć Jørgena krzątającego się po swoim gabinecie. Łucji nawet nie zdziwiło, jak zaraz po tym, gdy ich spojrzenia się skrzyżowały, Jørgen ze skwaszoną miną zamknął za sobą drzwi.

Po kilku godzinach pracy Łucji zostały do posprzątania tylko dwa pomieszczenia, kiedy usłyszała, że Jørgenowi zadzwonił telefon. Przez zamknięte drzwi nie zrozumiała za wiele, ale mogła stwierdzić, że wydawał się przejęty tym co usłyszał. Łucja kierowała się akurat w stronę łazienki, gdy nagle ze swojego gabinetu wybiegł zaaferowany Jørgen. Łucja zatrzymała się gwałtownie, unikając zderzenia z nim. Jørgen spojrzał na nią ze śmiertelnie poważną miną, po czym oznajmił:

From bad to worse. The search of better lifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz