Rozdział 29: Prawie spokojny dzień

80 8 0
                                    

 Rozpierana pozytywną energią Łucja już z samego rana, z uśmiechem na twarzy udała się na przebieżkę po okolicy domków jednorodzinnych. Ciesząc się chwilą i obserwując otaczającą naturę, biegła ile sił w nogach, wraz z intensywnym wiatrem, który stale rozwiewał jej związane włosy. Zwalniając i głęboko oddychając po dłuższej serii biegu, rozejrzała się po okolicy, zatrzymując swój wzrok na małym parku, który znajdował się na drugiej stronie ulicy. Patrząc na niego jeszcze przez chwilę, Łucja doszła do wniosku, że po porannym joggingu wybierze się na małą wycieczkę po Oslo i nacieszy się samotnością, przed jutrzejszym wydarzeniem. Rzuciła okiem na ulicę i przebiegła na drugą stronę jezdni. Gdy znalazła się na odśnieżonej ścieżce, która z obydwu stron otoczona była bujnymi drzewami, które aktualnie były okryty białym pyłem, zwolniła kroku, podziwiając piękno tego krajobrazu. Chowając zmarznięte dłonie do kieszeni kurtki, przyglądała się koronom drzew, które podczas tej pory roku były jedynie samymi, zaśnieżonymi gałęziami. Wędrując jeszcze przez chwilę wśród tego zimowego krajobrazu, postanowiła zawrócić do domu małżeństwa Brekke, gdy ścieżka parkowa zdawała się kończyć, a z nieba zaczęła powoli spadać kolejna porcja śniegu. Wraz z narastającą ilością opadów, przyspieszała biegu, żeby jak najszybciej znaleźć się w ciepłym pomieszczeniu. Jakieś kilkanaście minut później, Łucja wchodziła z powrotem do domu Joan i niezwłocznie udała się do łazienki. Po wzięciu gorącego prysznica i przebraniu sportowych ubrań na coś bardziej odpowiedniego do panującej pogody, wypiła swoją pierwszą kawę przy akompaniamencie norweskich, telewizyjnych wiadomości. Słuchając prognozy pogody pozmywała po sobie naczynia, planując w głowie swój dzień. Niedługo potem wyłączyła telewizor i ubrała się do wyjścia.

Widząc, że na zewnątrz wciąż prószy śnieg, założyła na głowę kaptur od bluzy i opuściła posesję Brekkich. Plan na dzisiejszy dzień był prosty - iść byle gdzie, gdzie nogi poniosą. Łucja chciała najzwyczajniej w świecie nacieszyć się wolnością. Nie miała żadnego konkretnego planu. Chciała po prostu iść gdziekolwiek bez obaw, że może być obserwowana i, że ktoś czai się na nią za rogiem. Spoglądając na swój zaśnieżony samochód, machnęła na to ręką i włożyła w uszy słuchawki. Idąc w rytm piosenki Bon Jovi, coraz bardziej oddalała się od swojej "tymczasowej bazy", ponownie wyłapując wzrokiem wszystko, co znajduje się dookoła. Idąc tym razem w przeciwnym kierunku niż ostatnio, zauważyła przystanek autobusowy. Jak na zawołanie, zaraz kiedy zbliżyła się do przezroczystej wiaty, zza rogu nadjechał autobus. "Ja to mam szczęście"- pomyślała Łucja. Wyjmując jedną słuchawkę z ucha, zobaczyła na przedzie busa napis Oslo - Centrum. Uradowana podeszła bliżej krawężnika i czekała, aż autobus będzie dostatecznie blisko żeby do niego wsiąść. Już chwilę później kupowała bilet u kierowcy i zajęła wolne miejsce przy oknie. Przez najbliższe piętnaście minut utwory w słuchawkach Łucji zmieniały repertuar praktycznie na zmianę, głównie bazując na Led Zeppelin i Dire Straits. Wpatrując się w okno, obserwowała trasę, w wyczekiwaniu na jakiekolwiek znaki po centrum miasta. Gdy zobaczyła znajome otoczenie, zerwała się z siedzenia i podeszła do drzwi. Autobus zatrzymał się dosyć gwałtownie, tym samym lekko zaburzając jej równowagę, ale mimo to Łucja wysiadła i z uśmiechem zaczerpnęła świeżego powietrza. Uradowała się widząc centrum Oslo, które tętniło życiem. Mijając grupki pięknych ludzi, zaczęła mimowolnie wracać wspomnieniami, do wydarzeń z ostatnich dni.

Mina Łucji zrzedła, kiedy przypomniało jej się, że musi odezwać się do swojego brata. Wzdychając, wyjęła komórkę z kieszeni płaszcza i już miała zacząć pisać wiadomość, gdy nagle się z kimś zderzyła.

- Przepraszam, zagapiłam się. - Wyjęła słuchawki z uszu i w końcu podniosła wzrok. - Iiris, co ty tu robisz? Nie powinnaś być w szkole?

Przez ten dosyć długi czas, kiedy Łucja ostatnio ją widziała, niemal zapomniała jak dziewczynka jest bardzo ona do swojego ojca. Jej równie duże i równie szaroniebieskie oczy patrzyły na nią z ogromnym zdziwieniem i strachem jednocześnie. W trakcie tej chwilowej ciszy, Łucja bez przerwy się jej przyglądała. Jej uwagę przykuł granatowy plecak na jej prawym ramieniu, który już sam w sobie odpowiedział na wcześniejsze pytanie.

From bad to worse. The search of better lifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz