Rozdział 6: Żadna praca nie hańbi

167 15 0
                                    

Na dobrą sprawę nie wiedząc nic Łucja zjawiła się w rezydencji Jørgena o godzinie ósmej rano, bez żadnego wcześniejszego uzgodnienia jej godzin pracy. Znając już usposobienie jej pracodawcy za bardzo się nie przejęła tym faktem, a nawet ucieszyłaby się, gdyby jej niezapowiedziana obecność wywołała w nim zdenerwowanie - wtedy chociaż dostałby nauczkę i porządnie załatwił sprawę jej zatrudnienia.

Tak jak Łucja się tego spodziewała, na twarzy Jørgena, zaraz po otwarciu drzwi wymalowało się ogromne zdziwienie, które nawet podpowiadało jej, że mężczyzna zapomniał w ogóle, że ją zatrudnił. Wydawał się na tyle otępiały, że Łucja śmiało mogła stwierdzić, że nie jest on trzeźwy. Przyglądając się jego lekko opuchniętym oczom i czerwonej twarzy, pomyślała - "Tak od ósmej rano?". Po krótkiej chwili, którą ta dwójka spędziła na milczącym pojedynku na spojrzenia, mężczyzna w końcu zaprosił ją do środka.

- Szczerze to zapomniałem, że dzisiaj pani przychodzi - zaśmiał się cicho. - Wszystko czego pani potrzebuje znajduje się w składziku na końcu korytarza, gdyby coś się działo, to będę w swoim gabinecie. - Po tych słowach, lekkim zygzakiem pokierował się do jednego z pokoi.

Obserwując, jak drzwi się za nim zamykają, Łucja odniosła wrażenie, że w jego głosie pojawił się smutek, a może i nawet pewnego rodzaju rozpacz. Łucja nie znała go i nie chciała się mieszać, równie dobrze mogło jej się tylko wydawać, ale z niewiadomych przyczyn zrobiło jej się go po prostu szkoda.

Nie tracąc czasu Łucja przebrała zimowe buty, na swoje ulubione trampki i korzystając z okazji, że Jørgen był u siebie w gabinecie, postanowiła najpierw rozejrzeć się po domu, żeby na przyszłość się w nim nie gubić. Wedle wskazań mężczyzny, pierwszą rzeczą, którą zrobiła, było udanie się do wcześniej wspomnianego składziku. Ku jej zaskoczeniu w wąskim i małym pomieszczeniu, oprócz kilku mioteł, odkurzacza i różnych chemikaliów znalazła oparte o ścianę czarne, lekko zakurzone... rolki. Spoglądając na nie znacząco, Łucja w końcu chwyciła z półki ścierkę do kurzu, jakiś preparat nabłyszczający do mebli oraz czarny worek na śmieci i ruszyła w trasę po domu.

Wchodząc po obszernych, czarnych schodach Łucja po drodze zbierała najróżniejsze, porozrzucane papierki, kartki i inne rzeczy, które aktualnie znajdowały się w zasięgu jej wzroku. W końcu po krótkim spacerze w górę, który co chwile był spowalniany schylaniem się, znalazła się na piętrze. Tak jak i na dole - kolorem przewodnim była czerń. Górna część domu składała się głównie z kolejnego, tym razem szerokiego korytarza, a na ścianach znajdowały się jedynie obrazy i drzwi prowadzące do innych pokoi.

Wchodząc do pierwszego z nich Łucja zauważyła, że od długiego czasu nikt tam nie zaglądał. Zgadywała, że był to pokój gościnny, ponieważ było w nim trochę jaśniej niż w reszcie domu, a łóżko było idealnie pościelone. Sypialnia była dosyć mała, ale styl w jakim została urządzona dodawał jej wiele uroku. Szare ściany, jasna podłoga i duże, wypełnione sporą ilością poduszek łóżko idealnie ze sobą kontrastowały. Mimo, że pokój był mały, to jeszcze znalazło się miejsce na szafę z lustrem i parę sztucznych roślin, które były sprytnym rozwiązaniem, skoro pan Solberg - z tego co było widać - nie miewał gości. Łazienka, która była połączona z pokojem, również zdawała się być nieużywana, głównie przez wygląd kabiny prysznicowej i zlewu, a raczej przez ich nieskazitelną czystość, co sprawiło, że wyglądały one zupełnie jak nowe. Trafiając na łatwy orzech do zgryzienia, Łucja starła jedynie kurze z półek i liści sztucznych roślin i ruszyła dalej.

Naprzeciwko pokoju gościnnego była o wiele większa i o wiele bardziej zaniedbana sypialnia. Kiedy Łucja tam weszła, to od razu uderzyła ją nagła fala gorąca i dziwnego zapachu, co wskazywało na to, że od dłuższego czasu, nie było tam wietrzone. Przechodząc obok, ogromnego łóżka, które wyglądało bardziej jak jakieś pobojowisko z pogniecionym i zmiętolonym prześcieradłem, otworzyła okno, wpuszczając do pokoju trochę świeżego powietrza. Domyślając się, co mogło dziać się w tym wielkim łożu małżeńskim, zacisnęła zęby i doprowadziła je do porządku. Nieco zmęczona akrobacjami, przy dużym materacu, pozbierała puste szklanki i butelki po alkoholu, a ubrania, które leżały na podłodze, wrzuciła do kosza na pranie, który stał w łazience, która również była połączona z sypialnią. Zostawiając cały asortyment przy szafie z ubraniami, udała się do reszty pokoi, żeby wybadać czy wymagają one sprzątania.

From bad to worse. The search of better lifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz