Prolog: Zderzenie dwóch światów

333 17 2
                                    

Fredrikstad 16.01.2016

- On tu jest... - wydusił z siebie na ostatnim wdechu Valla, który dopiero co wybiegł zza rogu.

- Ale kto? - Jørgen odpowiedział pytająco, popijając szampana z kieliszka, który trzymał w dłoni.

- No on... - odparł, łapiąc oddech, po czym starł ze swojej łysej głowy kroplę potu.

- Jaki on?

- Paul Frey! - krzyknął, zaciskając zęby. Jego krótki temperament zdawał się już kończyć.

- Jaki Paul Frey?! - Jørgen warknął zdenerwowany, wciąż nie wiedząc o co mu chodzi.

- Ten pieprzony stalker! - Ze zdenerwowania na jego czole pojawiła się mocno widoczna żyła. - Ten co kręcił się po posesji Mikkela, a później też po twojej.

Wiedząc coraz mniej Jørgen przełożył kieliszek z dłoni, do dłoni i spojrzał na znajomego jeszcze bardziej zdziwiony niż do tej pory.

- Ktoś kręcił się po mojej posesji?

- Do cholery! - krzyknął, tracąc nerwy.

- Nie, ale teraz pytam zupełnie poważnie...

- Ten wariat, który śledził Joan!

- Stary... - Jørgen głośno westchnął, kręcąc przecząco głową - ja nie wiem o czym ty do mnie mówisz.

- Dobra, ja to pierdole - odpowiedział zrezygnowany Cris.

- A sam się pierdol. - Wyzerował kieliszek z alkoholem. - Chcesz się bić?

- No nie wierzę... - warknął nakręcony Valla. - Nie używaj moich zaklęć przeciwko mnie!

Cris powiedziawszy swoje ostatnie słowo, zaczął powoli się oddalać, ale jego plany pokrzyżowała rudowłosa kobieta, która stanęła między nimi z zatroskaną miną.

- O co wam chodzi? Słychać wasze krzyki na całą salę. - Przeniosła swój wzrok z jednego mężczyzny na drugiego.

Po tych słowach muzyka niespodziewanie ucichła, a w całym lokalu stworzyło się lekkie zamieszanie.

- Co się...? - zapytał Jørgen, rozglądając się po sali.

Wtedy rozległ się głośny hałas, który wprowadził wszystkich zgromadzonych gości w ogromną panikę.

- Uciek... - Łysemu mężczyźnie przerwał kolejny huk.

Wtedy po raz trzeci wybrzmiał ten sam wystrzał, który zwiastował najgorsze. Gdy hałas ucichł, a spanikowani ludzie nieco się uspokoili, na sali zaczęły rozbrzmiewać słowa piosenki (I Just) Died In Your Arms od Cutting Crew, a po obszernych, marmurowych schodach zaczął schodzić mężczyzna ubrany cały na biało. Światła w lokalu były ustawione w ten sposób, że na początku trudno było stwierdzić kim on jest, bo wcale nie było widać jego twarzy. Wszystko zdawało się być jedną z części idealnie zorganizowanego planu. Wychodząc z blasku reflektorów, przystanął na półpiętrze, a jego twarz była wykrzywiona w nienaturalnym uśmiechu i dokładnie widoczna, dla każdego gościa bankietu. Wtedy już doskonale było wiadomo, że stało się najgorsze. On wrócił.

03.11.2015

Już z samego rana Łucję złapało znowu to dziwne uczucie niepokoju, które momentalnie otworzyło jak szeroko jej oczy i nie pozwoliło spać dalej. Rozglądając się po pokoju doszła do wniosku, że musi być bardzo wczesna godzina, a szybkie zerknięcie przed okno, które znajdowało się obok jej łóżka, tylko ją utwierdziło w tym przekonaniu. Zimowe poranki nigdy jej nie oszczędzały, a dzisiejszy w szczególności, chociaż Łucja dopiero miała się o tym przekonać.

From bad to worse. The search of better lifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz