Rozdział 5: Podejrzana

852 63 14
                                    


Adara Holzer miała jasny cel. I chciała się go kurczowo trzymać, aby mieć poczucie choć małej kontroli. Ochrona rodzeństwa. Lepsze życie dla nich. Odkąd los dał jej szansę wstąpienia do Zwiadowców nie mogła pozwolić sobie na stracenie tego z oczu. Zakwitła w niej nadzieja, że Polluks i Polaris będą żyć jako wolni ludzie na powierzchni. Nie będą musieli przechodzić tego co ona. Wiedząc, że Ain jest z nimi była bardziej spokojna. Od pamiętnego dnia śmierci Darryla Gripsa to właśnie on zajął jego miejsce, tworząc grupę, która nie opierała się na strachu i przemocy. Dawni dziecięcy najemnicy już nie istnieli. Znała swojego przyjaciela, wiedziała, że nie jest tyranem, a całą grupę potrafił utrzymać w ryzach swoją inteligencją. Czymś czego brakowało Darrylowi.

- A wiecie co się zbliża? - Rena nachyliła się bliżej kompanów podczas śniadania i szepnęła konspiracyjnie. - Dyżur Adary w kuchni.

Holzer szybko włączyła się w dyskusję.

- Jakiś problem? - zmrużyła oczy.

- No - przytaknęła tamta, kładąc ręce na karku. - Ostatnio spadło ci sześć talerzy, jakbyś nigdy nie myła naczyń.

Bo nie myła.

- One. Są. Śliskie! Nie moja wina, że latają mi w rękach!

Cały oddział się zaśmiał.

- Zamiast sprzętu do manewrów powinnaś mieć mokre talerze, wybiłabyś tytanów jak jednoosobowa armia! 

- Wszyscy jesteście przezabawni! 

- Ci co dostali talerzem się nie śmiali.

- Maya! - zasyczała Adara.

- Ale ja tak - dziewczyna uniosła ręce w obronnym geście.

- Nienawidzę was - westchnęła Holzer.

Wszyscy wkrótce pozbierali się i ruszyli na trening. Adara z daleka widziała ćwiczących kadetów. Było ich znacznie mniej niż rok temu. Dawano im niezły wycisk. Założyła swój sprzęt do trójwymiarowego manewru i stanęła na skraju lasu. Obok niej stanęli ludzie z innych oddziałów, często ćwiczyli na kartonowych karkach tytanów. Kiedy sygnał rozpoczęcia został wydany, ruszyła. Znowu poczuła ten wiatr we włosach i chwilę wolności od wszystkich zmartwień. Wyciągnęła ostrza i przemknęła dalej między drzewami. Zauważyła cel i jednym ruchem wycięła sztuczny kark. Jeden za nią. Niedaleko niej, między drzewami wyczuwała innych. Tylko trening pozwalał jej się uwolnić od uporczywych myśli. Dała się ponieść.

~

Levi niemal machinalnie uderzał wiszący worek. Jako jeden z niewielu wiedział, że Erwin planuje kolejną wyprawę za mur. To będzie jego trzecia, bez Isabell i Farlana. Uderzył mocniej. Miał dość tych wszystkich rutynowych dni. Mimo to wyprawa nie napawała go jakąś ekscytacją. Z letargu i tłoczących się myśli wyrywał go tylko trening lub gadanie Hange, do czego nigdy by się otwarcie nie przyznał. Kątem oka zauważył innych żołnierzy wychodzących z lasu. Mimowolnie zauważył tą wiecznie rozczochraną blondynkę. Najpewniej nigdy by o niej nie myślał, ale odkąd zobaczył jak walczy nie mógł się pozbyć wrażenia, że coś mu umyka. Widział już kiedyś ten styl, te ruchy. Nie obchodziło go jaką jest osobą, była zdecydowanie podejrzana.

~

- Jesteśmy w tym Korpusie od trzech lat. Trzech! - Maya westchnęła teatralnie. - A mimo to nadal wszyscy oprócz was się mnie boją!

- Dziwisz się, rudowłosa wariatko?

Maya oburzyła się, jakby nie wiedziała o czym Adara mówi.

- Pamiętasz jak ostatnio ktoś złamał nogę? - Ruda posłała jej pytające spojrzenie.

- No wiesz, taki brunet, wysoki, z oddziału Grega.

- Aaa ten.

- Śmiałaś się jak opętana.

Na chwilę zastała cisza.

- Nie prawda.

- Prawda - Adara pokiwała głową.

Milczenie przerwał cichy chichot Mayi. 

- Cholera, widziałaś jego minę? - Jej oczy zaszły łzami śmiechu, a ona sama się ledwo powstrzymywała. Adara widząc jej reakcję również zaczęła się śmiać, mocno klepiąc przyjaciółkę po ramieniu.

- I to jego ,,Złamałem rękę, czy mi się wydaje?" - wyrzuciła, a Maya odchyliła głowę starając się oddychać.

Ryan i Tom już od dłuższego czasu spoglądali na nie z wysoko podniesionymi brwiami.

- Nie znam ich.

- Nie, ani trochę - przytaknął dowódca.

~

Adara cicho przemykała ciemnymi korytarzami.  Mimo dobrego dnia, wspomnienia znowu nie dały jej spać. Zostawiła chrapiącą Mayę w pokoju i skierowała się na dach. Wiedziała, że zamek nigdy całkowicie nie śpi, więc starała się unikać miejsc wart, czy kwater dowódców. Wyszła na świeże powietrze i zadarła wysoko brodę zamykając oczy. Jednak nagle rozwarła je szeroko i szybko skoczyła w bok słysząc świst powietrza. Zimnym spojrzeniem obdarzyła leżący na ziemi drewniany nóż i cała spięta spojrzała w stronę atakującego. Na widok kapitana jej wzrok zelżał, a ciało rozluźniło. Jej mina już nie wyrażała takiego skupienia i twardej powagi. 

- Kapitanie?

Levi natychmiast znalazł się przy niej i unieruchomił przy ścianie.

- Kim ty jesteś? - warknął, przyglądając jej się uważnie.

- O czym kapitan mówi?  - nie dała po sobie poznać zrozumienia.

- Ktoś cię wysłał z Podziemia? Mów!

- Nic nie wiem! - Warknęła zirytowana i porzuciła formalności. - Czemu miałbyś mieć związek z Podziemiem, co? Najsilniejszy żołnierzu ludzkości.

Levi prychnął i puścił jej nadgarstki. 

- Dziękuję - mruknęła, rozmasowując bolące miejsca.

Przyjrzał jej się jeszcze raz, ale odpuścił mając mętlik w głowie.

- Nic dziwnego, że masz wrogów - powiedziała jakby do siebie, chowając ręce do kieszeni.

- Sam nie wiem kto jest moim wrogiem.

- To przeszłość jest naszym wrogiem - szepnęła spoglądając na gwiazdy. - To coś z czym najtrudniej się zmierzyć.

Levi patrzył na nią. Była dla niego zagadką. Podświadomie czuł, że nie mówi tylko o sobie. Jakby wiedziała co go spotkało. Jakby wiedziała co go przeraża.


Wybawca| Levi AckermannOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz