Levi starał się nie patrzeć za siebie. Czuł, że pościg go dogania, nie było sensu w dalszym uciekaniu. Musiał myśleć szybko. Trzy osoby zwinnie się za nim poruszały, starali się go otoczyć. Dzięki krótkim, krętym uliczkom jeszcze go nie dopadli, ale wiedział, że już niedługo to nastąpi. Jego jedynym ratunkiem była otwarta przestrzeń gdzie nie mogliby używać sprzętu do trójwymiarowego manewru. Rzecz w tym, że znajdowała się dość daleko.
Ale za to spróchniałe drewniane drzwi do starej szopy na końcu ciasnej drogi mogły okazać się jego ratunkiem. Z łatwością wdarł się do środka i rozejrzał. Wszędzie walały się kawałki drewna, a stare konstrukcje nie wyglądały na solidne. Teraz jego przeciwnicy nie mogli już poruszać się w powietrzu, ale wciąż było ich trzy razy więcej. Wyciągnął nóż przypięty do pasa. Mogli pojawić się w każdej chwili.
Wyglądali na dobrze wyszkolonych, nie sądził, aby tak po prostu weszli drzwiami. Skrył się za jedną z drewnianych kolumn. Było cicho, ale krew dzwoniła mu w uszach.
Tym razem miejsce działało na jego korzyść. Nieznajomi nie mogli być bezszelestni. Nie na tej starej, drewnianej podłodze, która niemiłosiernie skrzypiała, pod każdym, nawet najmniejszym naciskiem. Dlatego od razu wiedział, gdy ktoś pojawił się w środku szopy. Odnotowując ruch po swojej prawej stronie rzucił nożem. Ten trafił w cel. Levi zaklął, nie stał tam człowiek, a stara beczka. W panice zarejestrował tylko świst powietrza i poczuł cios na swoim policzku. Spadł na podłogę, a zamglonym okiem widział tylko posturę trzech postaci.
Jedna z nich butem nadepnęła na jego gardło, zaczął się dusić, złapał nogę najemnika i rozpaczliwie próbował poluzować nacisk. Jego druga ręka ślepo błądziła po posadzce. Nagle poczuł pod nią drewnianą powierzchnię, zacisnął na niej dłoń i zbierając resztki siły rąbnął mocno przeciwnika, a ten lekko się zatoczył. Jego towarzysze zareagowali natychmiast.
Jednak dla Levi'a ten ułamek sekundy był wystarczający. Przeturlał się w stronę starej beczki, którą rzucili na przynętę i wyciągnął z niej swój nóż. Czuł, że jego postawa jest chwiejna, a oddech nierówny ale musiał się bronić. Instynkt Ackermannów przejął nad nim kontrolę. Jak w transie rzucił się na mężczyznę i ugodził w bok. Ten pozwolił na to tylko dlatego, że nie spodziewał się takiej siły po niskim kapitanie. Ale szybko się ogarnął, a Levi otrzymał cios w brzuch. Szybko go oddał ale błyskawicznie został odciągnięty przez kompanów mężczyzny. Teraz stał obezwładniony. Patrzył się w oczy najemników.
- Pytam tylko dla formalności - odezwała się jedna z nich. To była jedyna kobieta w grupie. - Kim jesteś, i czego szukałeś wokół murów?
Levi splunął krwią na jej buty. Nie miał zamiaru nic mówić. Kobieta kiwnęła głową w zrozumieniu. Widocznie nie była skora to cackania się z nim. Nie chciał mówić, to nie. Sami w końcu to z niego wycisną.
Jeden z mężczyzn podszedł do Ackermanna i uderzył go sierpowym w policzek. Potem drugi raz. A kiedy zamierzał się do trzeciego ciosu jakaś cholerna siła uderzyła w niego z mocnym impetem. Levi patrzył na zamazaną plamę stojącą nad ciałem najemnika dopóki wzrok mu się nie wyostrzył. Holzer. Prychnął ironicznie na ten widok, a kącik jego ust lekko się uniósł. Dobrze, że nie dała się zabić.
Kobieta wyraźnie już wnerwiona wyciągnęła dwa sztylety i ruszyła w jej stronę. Za to mężczyzna, który go trzymał nie wydawał się być poruszony. Jego uścisk nie zelżał.
Adara zablokowała cios i złapała za nadgarstek kobiety. Szybkim ruchem go wykręciła. Mimo, że bardzo chciała wyrzucić tę myśl z głowy to już wiedziała z kim ma do czynienia. A to sprawiało, że mogła przewidzieć ruchy przeciwniczki. Obkręcając ją kopnęła w tył jej kolana, aby ta padła na ziemię.
- Nadal jesteście tylko dzieciakami, mam rację? - Szepnęła w jej ucho wykręcając jej ręce. - Widziałam już kiedyś coś podobnego, szczyle walczące w imię kogoś, kogo się boją. Mylę się?
Gniew kobiety gwałtownie wzrósł, zaczęła się miotać. Wyrwała się z uścisku Adary i wyprowadziła kopnięcie z półobrotu. Trafiła prosto w jej szczękę. Brudna od krwi twarz Holzer wykrzywiła się w grymasie bólu.
- Kto wami kieruje - wydyszała mimo to. W jej oczach pojawiła się szaleńcza iskra - POWIEDZ MI, KTO?! - Wrzasnęła.
Ackermann zdezorientowany spojrzał na lekko podłamaną Adarę. Nie wiedział co ją opętało. I to tak nagle. Nie mógł w końcu wiedzieć, że znowu wrócił do niej koszmar z dzieciństwa. W końcu pierwszy raz od śmierci Darryla Grippsa spotkała bandę dziecięcych najemników.
~~*~~
Stała nad trzema ciałami nieprzytomnych przeciwników lekko drżąc. Nie chciała dać po sobie poznać, że coś jej jest. Miała nadzieję, że Ackermann nie skomentuje jej napadu agresji. Dała emocjom przejąć władzę. Była wyraźnie roztrzęsiona, a gdy adrenalina zaczęła znikać ból rósł w siłę. Wiedziała, że kapitan nie jest w lepszym stanie.
Klął chodząc po pomieszczeniu i przeklinał cholernych najemników. Nie wiedział, że Żandarmi są aż tak zafiksowani na punkcie murów aby wysyłać takich ludzi. Kim oni w ogóle byli? Do tego Holzer dostała jakiegoś ataku. Nie miał siły myśleć.
- Idziemy - syknął w jej stronę łapiąc za sztylet leżący na podłodze.
Ta kiwnęła głową, jej oddech się unormował. Wyglądała już znacznie lepiej, mimo twarzy we krwi i pełnej zadrapań. Widocznie odzyskała już trzeźwość myślenia.
- Żadnego: dziękuję ci Holzer za uratowanie mojej dupy? - Z całego zamętu przestała już mówić do Levi'a formalnie.
- Podziękowałbym ładnie gdybyś się zamknęła.
- Chce jeść - zmieniła temat.
- A ja porządnie się napić - mruknął.
A potem oboje runęli w dół spotykając się z zimną posadzką.
~~*~~
-...Właśnie dlatego zdecydowałem...H-hej...
- Co jest?
- K-ktoś tam leży, prawda?
- Szlag... Szybko, zawracajmy.
- Ale może trzeba im pomóc!
- Wyglądają podejrzanie, nie mieszajmy się do nie naszych spraw bo przypłacimy to kiedyś życiem!
- Rób co chcesz, ja idę.
- Mówiłam ci już, że działasz mi na nerwy?
CZYTASZ
Wybawca| Levi Ackermann
FanficNikt nie podejrzewał, że ta wiecznie radosna dziewczyna może skrywać tak czarną przeszłość. Tak powinno pozostać. W końcu nikt nie potrzebuje w Korpusie Zwiadowców byłego przestępcy, którego nadal nękają koszmary przeszłości. A jednak to dzięki temu...