Rozdział 6: Przygarnijmy go!

833 56 26
                                    


- Chyba nie powinnam narzekać, co? - westchnęła Maya brodząc łyżką w warzywnej papce.

Adara szybko przełknęła jedzenie i już brała do ust kolejną porcję, zatrzymując się tylko, aby odpowiedzieć:

- Im szybciej jesz, tym mniej czuć tego smak.

- No dobra.

Posiłek mijał im w niezmąconej ciszy dopóki Holzer nie zdecydowała się rozluźnić atmosfery.

- Niezły mamy dzień, prawda? Już czuję, że dziś wydarzy się coś dobrego!

- Skąd ty bierzesz ten optymizm? - Rena nachyliła nad stołem.

- Ee... z palców? 

- Okej, zapomnij, że pytałam.

Towarzyska atmosfera panowała im do końca obiadu i Adara znowu czuła się wesoło i pogodnie. Uwielbiała spędzać czas ze swoim oddziałem, dlatego też obawiała się za każdym razem o ich życie podczas wypraw. Oprócz tego czuła się jakby ich oszukiwała, wiedziała, że widzą ją jako dziewczynę z wiecznymi iskierkami w oczach. Nie chciała aby kiedykolwiek ujrzeli jej ciemną, bardziej zabójczą i zimną stronę.

- Adara, hej! Adara! Mówię do ciebie - dziewczyna szybko skierowała spojrzenie w stronę Mayi. - Wiem, że sprzątałyśmy dwa dni temu, ale dzisiaj planują inspekcje, więc przydałoby się coś, no wiesz...

Tom na te słowa zagwizdał.

- Czyżby Maya rwała się do sprzątania? Coś nowego!

- Zamknij się kretynie - syknęła. - Uznałam, że tym razem lepiej się nie zbłaźnić.

- Doczekałam się tego momentu - westchnęła Adara, wyrzucając ręce w górę. - Mogę umierać spokojnie!

Ruda tylko przewróciła oczami i wstała od stołu z zamiarem odniesienia resztek warzywnej mieszanki.

- Życzcie mi powodzenia - szepnęła Adara i ruszyła za nią.

Do pokoju jednak poszła inną, bardziej okrężną drogą. Cierpiała na wieczny brak świeżego powietrza, więc często je wdychała, jakby musiała się upewnić, że ciągle jest na powierzchni.  Z uniesionymi brwiami minęła podekscytowane kadetki wzdychające do kapitana Leviego i gościa, który opowiadał nieśmieszne żarty. Tam przystanęła na trochę dłużej i słuchała ze zmrużonymi oczami i zmarszczonymi brwiami. Każdy miał teraz czas na odpoczynek i korzystał z tego jak mógł. Z daleka zauważyła nawet pułkownik Hanji niosącą różne papiery. 

Idąc dalej, trochę głębiej w las usłyszała za to śmiechy już nie tak przyjemne jak wcześniej i przytłumiony jęk. Jej sylwetka natychmiast się wyprostowała, a oczy otwarły się szerzej. Stała chwilę w bezruchu, przysłuchując się dźwiękom. Te nagłe reakcje, zmiany nastroju już mocno weszły jej w nawyk. Dużo osób stwierdziłoby pewnie, że wyglądała wtedy jak robot.

Ostrożnie, kontrolując własne kroki przyczaiła się za drewnianą ścianą szopy. Wychyliła odrobinę głowę, a jej napięcie lekko zelżało. Jednak nadal gotowała się w niej złość, widząc jak dwóch kadetów znęca się nad innym. Chłopak leżący na ziemi był wątłej budowy i mógł mieć nie więcej niż piętnaście lat. Miał czarne, kręcone włosy i już z daleka widziała, że nie mierzył dużo.

Wyjęła z cholewki buta jeden ze sztyletów i chwilę oceniając jego prawdopodobną trajektorię lotu rzuciła. Przeleciał obok zaskoczonych dręczycieli i wbił się w drzewo. W swojej ręce trzymała już następny.

- Co do..?!

- Radzę wam odejść - warknęła. - Mam na myśli również Korpus Zwiadowców. Nie potrzebujemy tu takich jak wy.

Wybawca| Levi AckermannOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz