Rozdział 17: Jeden z niewielu

607 45 25
                                    

Promienie słońce nieznośnie padały na jej twarz. Było to dość dziwne, jedyne co pamiętała po osunięciu się na posadzkę to ciemny zaułek, do którego światło nie miało łatwego dostępu. Do tego jej głowa nieznośnie pulsowała. Z cichym jękiem podparła się rękoma, aby usiąść i otworzyła oczy. Kolejna pusta uliczka. Spróbowała wstać, ale ból znowu zaczął ja kłuć. Czuła się jakby ktoś przeciągnął ją po kamiennej drodze. I chyba bardzo się w tym nie myliła, bo jak inaczej się tam znalazła?

Jej uwagę zwrócił nagły odgłos zza jej pleców. Odetchnęła na widok żywego kapitana.

- Co do jasnej... - zaklął krzywiąc się.

Adara niezgrabnie wstała z ziemi, jej palce odruchowo sięgnęły na pasek. Potem do cholewki buta. A potem stało się już jasne, że została kompletnie rozbrojona.

- Wiesz co się stało? - Levi również zdążył otrzeźwieć.

- Nie mam pojęcia, kapitanie.

Zmarszczyła brwi.

- Mimo wszystko cieszę się, że nie zostaliśmy w tamtym zaułku. Ale, psia krew, jak?

Ackermann westchnął i przeczesał ręką zmierzwione włosy.

- Nie opuszczaj gardy dopóki nie wrócimy do siedziby. Będę musiał zdać Erwinowi raport z tego co tu się odwaliło.

Po czym zamilkł na chwilę jakby się zastanawiając i rzucił w próżnię:

- Możecie wyjść, wiem, że nas obserwujecie.

Adara mrugnęła zaskoczona. Nagle zza rogu wysunęła się mała głowa czarnowłosego chłopca. Zza jego pleców wyszła jeszcze krótkowłosa dziewczynka z obojętną miną. Holzer poznała, że nóż, który ściska należy do niej.

Chłopiec niepewnie chciał się zbliżyć, ale ona natychmiast zagrodziła mu drogę ręką.

- Nie znamy ich intencji. Adara poczuła potrzebę wytłumaczenia się.

- Nic wam nie zrobimy, spokojnie. To wy nas tu przytargaliście, tak? Możliwe, że zawdzięczamy wam życie, jesteśmy waszymi dłużnikami.

- Nic od was nie chcemy.

- Dlaczego nas tam nie zostawiliście? - wtrącił się Levi. - W takich okolicach jak tamta spotyka się tylko zwykłe ścierwa, dlaczego, więc mielibyście...

- Znam cię - przerwał mu chłopiec, wskazując na niego palcem. - Widziałem cię jak jedziesz na koniu wraz ze Zwiadowcami. To ty oddałeś pani Gertrudzie rękę, która została po Jonasie.

Ackermann przełknął ślinę przypominając sobie tamtą chwilę. Nie chciałby o niej pamiętać.

- Jesteście Zwiadowcami, prawda?

Kiwnął głową. Chłopiec opuścił gardę i się uśmiechnął.

- Jestem Eren, a to Mikasa. Dlaczego leżeliście nieprzytomni?

- To długa historia - Adara podrapała się nerwowo po głowie. - Pomoglibyście nam jeszcze raz? Musimy się jakoś dostać po pewną gospodę.

Mimo dalszej lekkiej nieufności, dziesięciolatek i jego przyjaciółka zaprowadzili ich prosto do celu. Eren w tym czasie zdążył się już całkiem rozgadać, jego ciekawość świata imponowała Adarze. Z kolei Levi zdobył przychylność Mikasy tłumacząc jej jaką postawę powinna przybierać podczas walki. Szli tak aż pod samą gospodę. Tymczasowy koń Adary - Mała Fu i Levi'a dalej tam stały. Na szczęście. Wkładając nogi w strzemiona zwróciła się jeszcze do ich wybawców.

- Dziękujemy - uśmiechnęła się, ale nie na długo bo ból znowu się odezwał.

- Proszę pani, oddaję - Mikasa wystawiła rękę ze sztyletem Adary.

Holzer pokręciła głową.

- Zatrzymaj go, lepiej żebyś go miała gdy znowu postanowicie komuś pomóc. Jestem bardzo wdzięczna, ale Eren - pamiętaj aby nie ufać nikomu od razu. Nie każdy Zwiadowca musi być dobrym człowiekiem.

- Po raz pierwszy Holzer ma racje, młody - potwierdził Levi, a Adara spiorunowała go wzrokiem. - Trzymajcie się.

I kłusem zaczął odjeżdżać. Adara zaskoczona tym jak ciepły uśmiech im posłał Ackermann zareagowała dopiero po chwili machając dziesięciolatkom i również złapała za wodze próbując dogonić kapitana.

~~*~~

Zeszli z koni, Adara sięgnęła do sakwy, wyciągnęła bukłak pełen wody i napoiła Małą Fu. Wyciągnęła potem ręce do góry rozciągać się i skrzywiła się słysząc jak cos chrupnęło jej w kręgosłupie.

- Nie rozumiem - stwierdziła po chwili. - Do siedziby Zwiadowców została nam już tylko godzina drogi. Na spokojnie moglibyśmy to przejechać nie robiąc przerwy.

Levi poklepał swojego konia po boku i odezwał się. Nawet nie patrzył jej w oczy.

- Nie sądzisz, że to dobry moment, aby porozmawiać?

- O czym? - Spoważniała.

- Oh, no nie wiem, Holzer - zironizował. - Wiesz może to tylko moje urojenia, ale odniosłem dziwne wrażenie, że ty i ta banda, co próbowała nas zabić doskonale się znacie.

- Nie wiem o czym kapitan mówi - odparła sucho.

Ackermann niebezpiecznie szybko się do niej zbliżył. Złapał ją za kołnierz kurtki i przyciągnął. Zirytował się jeszcze bardziej, gdy zobaczył, że jej zimno-niebieskie oczy nie zmieniły swojego obojętnego wyrazu. Znowu była w nich ta pustka, tak jak zawsze gdy zadawał niewygodne pytania.

- Denerwuje mnie poczucie, że od początku naszej znajomości mnie zwodzisz - syknął. - Jestem twoim kapitanem, okaż mi szacunek i przynajmniej odpowiedz szczerze.

- Chcesz wiedzieć czy cię zwodzę? Jeśli uważasz mnie za kłamcę to obawiam się, że będziesz musiał odpowiedzieć sobie na to pytanie sam. W końcu czy uwierzysz mi gdy powiem, że jesteś jedną z niewielu osób, które darzę szczerym szacunkiem?

Puścił ją.

- Masz rację, nie uwierzę.

- No więc właśnie. Dlatego też ta rozmowa nie ma sensu.

Odeszła, aby poprawić uzdę. Potem wsiadła na Małą Fu i się zamyśliła. Ackermann również nie odezwał się do końca drogi, więc godzina minęła im w ciszy. Adara naprawdę chciała mieć dobre stosunki z kapitanem. Do tego naprawdę go szanowała, w końcu to on był kimś kogo chciała naśladować odkąd była dzieckiem. To on ją uratował. Tyle, że widział zbyt dużo, za bardzo dociekał. Bała się, że wkrótce cała prawda o niej wyjdzie na jaw, a wtedy nie tylko straci przyjaciół, ale też miejsce, które uważała za swój dom.

Kiedy pojawili się przy bramie wejściowej odezwał się jako pierwszy.

- Idź do skrzydła szpitalnego, niech cię opatrzą.

- Mimo wszystko to była dobra wyprawa - spuściła głowę. - I musisz wiedzieć, że nie kłamałam. Naprawdę nie znam tych ludzi. Po prostu przypominali mi coś bardzo znajomego.

I odjechała. Levi odprowadził ją wzrokiem po czym westchnął. Może to on po prostu zaczynał być nad wszystko nadwrażliwy? Nie miał jednak czasu o tym myśleć, Erwin oczekiwał raportu. Teraz gdy wiedzą, że coś jest na rzeczy w związku z murami wypadałoby się spieszyć. 

Wolał nie czekać na interwencję Żandarmerii.

Wybawca| Levi AckermannOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz