VIII

124 7 0
                                    

Kiedy spotkanie zakończyło się, Remus odprowadził szatynkę aż pod sam obraz prowadzący do jej Pokoju Wspólnego.

— Dziękuję za dziś. Świetnie się bawiłam. — Powiedziała Rachel i w momencie, kiedy chciała przejść przez obraz, lecz ostatecznie zrezygnowała z tego pomysłu. Podeszła do Lupina i mocno go przytuliła. Ten uścisk był krótki, ale dość... ciepły? Nie wiedziała jak to nazwać, ale poczuła jakiś przepływ silniejszych uczuć. Miała wrażenie, że czas się zatrzymał, a jej serce zabiło szybciej.

— Tego jeszcze nie było. — Pomyślała z uśmiechem. Może w końcu coś się w niej odblokowało?

— Nie ma za co. — Odpowiedział odwzajemniając uścisk i szeroko uśmiechnął się do siebie. Kiedy był przy niej, czuł się dobrze. Taki spełniony. Nic więcej nie potrzebował do szczęścia.

Dziewczyna odkleiła się od niego i z szerokim uśmiechem, bez wiekszych przeszkód, przeszła przez obraz. Była po raz pierwszy od dawna zadowolona. Tak po prostu, miło spędziła czas.

Lupin przez chwilę wpatrywał się w miejsce, w którym zniknęła dziewczyna. Po raz kolejny dostrzegł w jej spojrzeniu jakąś iskrę. Niemożliwe powoli stawało się możliwe. W dodatku, nadal w swoich nozdrzach czuł jej zapach. Pachniała cytrynami i musiał powiedzieć, że pasowało to jej. Rachel była taka trochę kwaśna z charakteru, mimo że z wygladu wcale na taką nie wyglądała.

Kiedy szatnka znalazła się w swoim pokoju, głęboko odetchnęła. Cieszyła się, że dzień spędziła tak a nie inaczej. W prawdzie nie była pewna co do tego ile wypiła, ale wolała tego nie roztrząsać. Było, minęło, trzeba płynąć z prądem.

Dziewczyna przywitała się ze swoimi współlokatorkami, wzięła potrzebne rzeczy i ruszyła do łazienki.

— Jak było? — Zapytała Harriet, widząc, że jej przyjaciółka wróciła.

— Dobrze. — Odrzekła, wychylając się zza framugi drzwi. Zawsze ta sama odpowiedź. Dziwiła się samej sobie, że jej się to nie znudziło. Nawet jeśli walił się świat i nic nie szło po jej myśli, mówiła, że było dobrze. Nie chciała zdawać sobie sprawy z problemów. Uważała, że rozmawiając o nich nadawała im wagi, a tak? Istniały wcale nie istniejąc. Niestety, to było błędne działanie. Nie mogła walczyć z czymś, do czego nie chciała się przyznać i nie mogła wyleczyć się z czegoś, o czym mówiła, że nie istnieje. To była bolesna prawda, ale kiedyś musiała ją wprowadzić w życie.

Rachel zamknęła za sobą drzwi na klucz i przywarła do nich swoimi plecami. Ten dzień był dość nietypowy. Po chwili szatynka zjechała po drewnie grzbietem. Była wykończona. Nie wiedziała co miała o tym wszystkim myśleć. Nie wiedziała, co było właściwe.

Po jakimś czasie, kiedy stwierdziła, że trzeba się podnieść, wstała i stanęła przed lustrem. Kogo widziała tym razem? Uważnie przyjrzała się sobie. Zobaczyła dziewczynę, która obwiniała wszystkich, tylko nie siebie o swoje życie. Brakowało jej odwagi spojrzeć w głąb siebie. Czy mogła być przez to szczęśliwa? Miała żal, że ludzie ją oceniali za to jaka była, mimo że jej nie znali. Obwiniała swojego byłego, że chciał tylko dobrze dla siebie. Jej przyjaciółkę za to, że skupiała się tylko na swoich potrzebach i nie zważała na nią.

Rachel westchnęła. Mimo tych wszystkich miesięcy pełnych wzlotów i upadków, nadal było tak samo. Cały czas zastanawiała sie nad tym czego jej tak naprawdę brakowało. Do wielu rzeczy nie potrafiła się przyznać przed samą sobą. Ciągle za czymś goniła, w tej samej chwili coś innego tracąc. Dokładnie jak przy łapaniu gwiazd - po jakimś czasie straci się księżyc. Rachel chciała, żeby ktoś ją zrozumiał. Ją całą, z wszystkimi podjętymi przez nią decyzjami oraz z tym co czuła. Mijała tylu ludzi bez twarzy i chciała - tak cholernie - znaleźć sobie w nich przyjaciela. Podzielić się swoimi historiami, wysłuchać ich, czy też doradzić w jakiś sprawach. Gdzieś z tyłu głowy miała myśl, że z tą jedną osobą z tłumu, znalazłaby wspólny język.

Rachel westchnęła, rozebrała się i weszła do prysznica. Ze słuchawki leciała gorąca woda, a ona czując ją na swojej skórze, próbowała krople przewiercić do środka. Brakowała jej bodźca, który pokaże jej, że wciąż jest żywa, że ona nadal istnieje. Uczucie pustki wyżerało ją za bardzo. Wysuszyło nawet cały ból, pozostawiając po sobie nicość.

W jej głowie ukadały się rzeczy, które być może nigdy nie miały zaistnieć. Napiętrzały się sprawy z przeszłości, którym powinna dać odejść. Trzymał ja każdy błąd, zgniatając i karmiąc ją wyrzutami sumienia. Najgorsze było to, że nic z tym nie mogła zrobić. Już nic nie mogła zmienić, jedynie zaakceptować a było to tak cholernie trudne.

Szatynka przez chwilę przestała się ruszać i spojrzała na spływającą z jej skóry wodę. Była taka przezroczysta, a jednak widzialna. Było widać tylko jej kontur, zarys, ponieważ nie miała żadnego koloru. Właśnie taka była Rachel. Posiadała powłokę, ale mimo to była przeroczysta. Odczuwalna i dająca o sobie znać.

Dziewczyna zawsze miała jedno marzenie, chciała na starość powiedzieć przed samą sobą, że żyła pełnią życia, łykała każdą z chwil. Że ocierała łzy i szła dalej. Przechodziła przez trudy, w których zwycięstwo było niemal niemożliwe. Że podawała sobie dłoń, dawała czas, wiedziała gdzie jest jej miejsce i szła pewnie, nie zmieniając się ze względu na innych. Że była, żyła, miała w sobię odwagę i krzyczała ze szczęścia, dziękując Bogu za to, że się urodziła. Że była dla kogoś wsparciem, całym światem, choć na chwilę - tak jak życie pszczoły.

Po jakimś czasie, Rachel wyszła spod prysznica. Miała już całe czerwone ciało od temperatury wody, a jej samej, chciało się pić. Czy ona miała piękne życie? Z pewnością, niejeden jej go zazdrościł, ponieważ była zdrowa, miała wszystko czego potrzebowała do rozwoju, ale czy to było najważniejsze? Rachel myliła dzień z nocą. Żyła wirtualnie w prawdziwym świecie, tylko że z jednym życiem. Co chwile wykonywała te same czynności, te same rozmowy, a nawet myśli sprowadzały się do jednego. Kiedy leżała i słyszała bicie swojego serca, z trudem oddychała. Wchłaniała, połykała i przetrawiała brudy z przeżytego dnia. Gdyby choć raz byłoby inaczej...

— Dlaczego, kiedy robi się dobrze, zawsze zły stan wraca jak bumerang? W dodatku nigdy nie proszony?

"Opowiedz żart, a ja westchnę
Ty będziesz się śmiać, a ja będę płakać."

Szaleństwo w oczach | Remus LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz