XI

160 7 0
                                    

Blondynka poczuła się jakby ktoś zgniótł jej głowę fortepianem. Cały gniew, ból i nienawiść odeszła, ponieważ zdała sobie sprawę z tego jak było naprawdę. To nie ludzi nie cierpiała, tylko siebie. Decyzje z przeszłości ją sprowadziły na ten tor. Gdyby nie zostawiła tamtych ludzi, bądź podała im powód dlaczego ich porzuciła, być może teraz byłoby inaczej. Miała w sobie uraz i trzymała go pod kluczem. Nigdy wcześniej nie chciała go widzieć, ani o nim myśleć. Wolała zrobić go niewidzialnego. Nie chciała widzieć prawdy. Teraz wszystko się przed nią otwarło. Zrozumiała skąd się wziął jej stan i co go wywołało. Całe życie wierzyła w swoją lojalność, niewinność i wierność, że nie zauważyła jaka była naprawdę.

Między nastolatkami zapanowała cisza. Dziewczyna powiedziała w połowie to, co ją dręczyło, ale tyle wystarczyło. Miała wrażenie, że się wygadała i teraz cieszyła się błogim spokojem. Mogło być już tylko lepiej. Przestała czuć niepewność, lęk i strach. Co prawda ręce nadal jej drżały, ale w końcu odnalazła się w swoich myślach. Przetrawiła kilka istotnych faktów i mogła zacząć od nowa. Złamała się, pękła jak rozbite lustro i znów, na nowo, mogła kreować siebie. W końcu miała szansę stać się tym kim chciała być, ponieważ teraz, kiedy ujawniła prawdę przed samą sobą, wcale nie było jej do euforii. Serce łamało jej się widząc jakim była człowiekiem. Jej gorsza strona, to drugie ja, którego za wszelką cenę chciała się wyzbyć, grasowało na co dzień. Przyćmiło dobre cechy, nie pozostawiając śladu po sobie. Teraz miała szansę wszystko zmienić, naprawić swoje błędy.

Szatynka w końcu doznała iskier. W szybkim tempie zmieniły się w płomień, który rozpalił ognisko. Żar od niej buchał a krążenie w jej rękach wyraźnie dało o sobie znać. W końcu jej zimne dłonie zniknęły. Zaczęły dawać życie, sprawiły, że sama Rachel ożyła. Wygrzebała się spod sterty ziemi, piasku, kamieni i gruzu. Odkopała się, a promienie słońca padały na nią, zwiastując, że nie była bezbarwnym powietrzem. W końcu zaczęła istnieć i dawała o sobie znać. Już nie zachowywała się tak jak wcześniej. Teraz było czarno na białym widać kim była Rachel, a była silna jak sztorm, niezależna i nieskończona jak woda, która płynęła w rzece.

Remus cały czas przetrawiał słowa dziewczyny. Było ich tak niewiele, a zarazem tak dużo. Mógł czytać pomiędzy wierszami, przełożyć parę sytuacji na ich spotkania. Zobaczyć w nich jakieś odzwierciedlenie. Mimo to, wpatrywał się w przyjaciółkę z lekkim uśmiechem.

Rachel spojrzała się na Lupina obcym wzrokiem, ale tak niegdyś dla niej znanym i występującym na co dzień. Chłopak w końcu rozpoznał jej spojrzenie. Zobaczył w jej oczach nadzieję. Te iskry, życie, w końcu w nich zawitało. Po raz pierwszy od kilku miesięcy miały jakiś połysk. Ta bezbarwna powłoka w końcu zniknęła i pokazała prawdziwą Rachel.

— Nie mogę w to uwierzyć. — Pomyślał Lupin i uśmiechnął się jeszcze szerzej. Mimo wszystkich wcześniejszych słów dziewczyny, zobaczył w niej dobro. Te poprzednie zdania były tylko kolcami pięknej róży, a kiedy poprzecinane brzytwą odpadły, zniknęły. Nie przylegały już do dziewczyny. Uwolniła się od nich i od swojego wewnętrznego "ja". Fakt, to uczucie mogło być tylko chwilowe, ale poczuł, że w końcu dziewczyna pokazała się taka jaka była i nikt nie kierował nią dokładnie jak pod wpływem zaklęcia imperiusa.

Rachel w końcu poczuła się sobą. Ten "czar", który trwał te wszystkie miesiące, prysł. Miała wrażenie jakby to był tylko nieciekawy sen. Dziewczyna w końcu wyniosła popiół, a jego miejsce zastąpił żar. Czuła się niezwyciężona. Miała wrażenie, że była w stanie przenosić góry. Znowu.

W końcu koniec tego piekła.

Remus podszedł do niej i mimo wszystkich, swoich, wcześniejszych złości, mocno ją do siebie przytulił. Już nigdy nie chciał jej wypuścić ze swoich ramion. Teraz była tylko jego. Nikogo więcej.

Nastolatka w końcu poczuła bijące od niego ciepło i z przyjemnością mogła powiedzieć, że nasiąknęła nim. Odetchnęła z ulgą i zamierzała powiedzieć to, co jeszcze ją dręczyło. Może nie tak mocno jak tamto, ale też w jakimś stopniu.

— Kocham cię — powiedziała ciszej niż myślała, że zabrzmi. Była szczera. Teraz, kiedy czuła wyraźnie swoje emocje i przestała być "bezpłciowa" jak niektóre potrawy, dawała wyraźnie o nich znać. Już zbyt długo żyła i chowała się w własnym cieniu. Musiała w końcu pokazać swoją prawdziwą twarz.

Remusa oblała fala gorąca. Co ona właśnie powiedziała? Czy dobrze usłyszał?

— Co powiedziałaś? Chyba źle zrozumiałem. — Odrzekł niepewnie chłopak. Miał nadzieję, że dobrze usłyszał, a to nie był tylko sen. Gdyby się obudził poczułby się zawiedziony.

Dziewczyna delikatnie odchyliła się do tyłu. Nie puściła go, a swoje dłonie zawiesiła na jego szyi. Rachel poczuła w sobie przepływ odwagi. Musiała go wykorzystać.

— Powiedziałam, że cię kocham. — Nawet nie zdążyła zakodować, kiedy te słowa wypadły z jej ust. Nie była w transie, ale nie czuła się do końca świadoma. Czuła i słyszała szybki łomot serca Remusa, co dało jej satysfakcji. Zrobiła to. Wszystko się działo naprawdę. Przełamała się i była w stanie zrobić jeszcze więcej.

Po chwili poczuła usta Lupina na swoich. Przez chwilę była zszokowana, ale odwzajemniła pocałunek.

— Ja... ciebie... też... kocham — mówił pomiędzy pocałunkami. Chciał to zrobić o dawna. Tak bardzo miał na to ochotę, ale strach odgradzał go od tego. Bał się jak zareagowałaby Rachel. Na co dzień było jej ciężko i nie chciał dokładać zmartwień. W prawdzie nie był pewny jak dziewczyna zareagowałaby na jego wyznanie, ale na pewno nie optymistycznie. Mogła mieć wyrzuty sumienia, że nie czuła tego samego, co on do niej.

Oboje byli szczęśliwi, że dotrwali do tego miejsca, że po wielu próbach w końcu wyznali co do siebie czuli. Rachel w końcu odzyskała spokój, którego tak bardzo brakowało jej w życiu. Remus odnalazł miłość, od której latami uciekał - a w końcu i jego dopadła.

Dopiero w tamtym momencie Lupin zdał sobie sprawę z powagi sytuacji. On był wilkołakiem. Nie mógł od tak mieć dziewczyny. Mógł ją zranić, a Rachel była dla niego najważniejsza. Nigdy nie wybaczyłby sobie, gdyby ją skrzywdził. Niestety, serce było sprzeczne z rozumem i w tamtej chwili dostrzegł w jakie wielkie bagno wdepnął. Mimo to, postanowił spróbować. Wszystko działo się spontanicznie, a jego miłość była tak wielka, że poszedł za głosem serca.

"Mówię ci, ciesz się z życia
Ja chciałbym umieć, ale już za późno."

Szaleństwo w oczach | Remus LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz