IX

90 8 1
                                    

Rachel szła wolno korytarzem, a wzrok miała utkwiony przed siebie. Zupełnie jak podróżnik idący tylko do celu, nie skupiający się za grosz na podróży. Nie cieszący się małymi rzeczami, nie zastanawiający się zupełnie nad niczym. Zwykła, szara podróż.

Rachel westchnęła. Znów to samo, znów powtarzający się koszmar. Wszystkie jej myśli krążyły wokół jej samej. Problem tkwił w tym, że ona nadal nie ogarnęła co się z nią działo. Remusa po wczorajszej rozmowie nadal nie widziała i szczerze nie była pewna, czy chciała go widzieć. Co ją napadło? Przecież to było wiadome, że przestraszy się jej i ucieknie jak każdy. Rachel miała wrażenie, że każdy na kim jej w jakimś stopniu zależało, zostawiał ją. Czasem nawet bez pożegnania, ostatniego słowa. Były jeszcze takie sytuacje, w których ludzie stracili wspólny język i znajomość po jakimś czasie się skończyła. To było przykre, ale prawdziwe. Dokładnie jak życie, które ostatnimi czasy zbyt wielu ludzi nie rozpieszczało. Każdy z czymś się zmagał. Jedni mniej, drudzy bardziej, ale każdy miał jakiś powód do zmartwień.

Dziewczyna czasem brzydziła się sobą. Swoimi pragnieniami, porażkami a nawet potrzebami. Mieszał jej się smutek z wstydem. Przeznaczenie i wymagania innych za bardzo dawały o sobie znać. Rachel była z natury naiwna, a to tylko potęgowało to uczucie. Dziewczyna tak naprawdę nie miała prawa wyboru, stała się tym kim była, wbrew swojej woli. To się działo samoistnie. Koła ratunkowe, numer do przyjaciela, czy podążanie swoją własną ścieżką nikło we mgle, jak blask w jej oczach. Najgorsze było w tym to, że prawidłowa odpowiedź nie istniała.

— Dlaczego tak po prostu nie mogę zacząć od nowa? — Rachel zadała sobie pytanie w myślach i usiadła na wielkim parapecie. Niebo było szare, a ilość chmur odpowiadała ilości pytań w jej głowie. — Dlaczego nie mogę decydować i układać siebie od nowa? Nie potrafię siebie nazwać? Dlaczego siebie straciłam i nie wiem kim jestem? Dlaczego nie jestem prawdziwa? Nie mogę nazwać tego co czuję? Że mogłabym...

Nagle dziewczyna poczuła czyjąś rękę na ramieniu. Wzdrygnęła się. Jej myśli natychmiast zostały przerwane, a Rachel usłyszała ciszę w swojej głowie. Dosłownie nie było w niej nic, dokładnie tak samo jak w jej oczach.

— Hej — powiedział Remus z lekkim uśmiechem na ustach i pomachał jej przed twarzą. Cieszył się, że ją spotkał. Mimo że widział Rachel wczoraj, tęsknił za nią. Cholernie mu jej brakowało i musiał przyznać, że bardzo chciał ją przytulić.

Rachel siedziała w osłupieniu i nie wiedziała jak miała zareagować. Zmroziło ją to tak konkretnie. Wystraszyła się chłopaka, ponieważ znienacka pojawił się za nią, a jego ciche kroki były nie do wysłyszenia. No chyba, że jej myśli stały się na tyle głośne - to rozwiązanie też było możliwe. Mimo wszystko i tak nie wyjaśniało to dlaczego dziewczyna go nie usłyszała. Z reguły każdy, nawet najmniejszy szelest potrafiła zakodować. Już nie raz zauważyła, że inni nie mieli tak dobrego słuchu jak ona. Czy coś się zmieniło?

— Najwidoczniej miałam tego nie słyszeć. — Pomyślała bez przekonania Rachel. Powoli zaczynała się dobiajać tym, że nawet oczywiste cechy zaczynały się zacierać. Może o to chodziło? Kiedy człowiek się zagubi, zatrze wszystko co było wcześniej, straci kierunek, cele i wszystko na czym mu zależało, pragnienie również. Wtedy człowiek nie potrzebuje niczego ani nikogo, a dusza ożyje. Zacznie dawać znać o swoich prawdziwych pragnieniach.

— Hej — odpowiedziała szeroko się uśmiechając. Wzrok był pusty, a twarz jak zwykle pełna sztuczności. Remus zastanawiał się, czy to był taki odruch, czy za każdym razem siliła się na takie gesty.

Rachel czasem czuła, że się rozpadała, ale ona nadal, uparcie dążyła do całości. Sklejała pourywane części siebie i pokazywała że można. Brak sił i chęci, ale determinacja i poczucie, że nie można pozwolić żeby się przegrało, wygrywało. To było silniejsze nawet od jej wszystkich słabości razem wziętych.

— Jak tam? — Zapytał chłopak i uśmiechnął się figlarnie. Miał plan co i jak, teraz wystarczyło tylko, żeby wcielić go w życie. Już i tak samo podejście do szatynki było pierwszą rzeczą na liście do wykonania. Teraz pozostawała cała reszta. Jakoś to pójść musiało.

— A no, siedzę i patrzę w pochmurne niebo. — Zaśmiała się szatynka. Póki nie było depresyjnie, zamierzała żartować jak tylko mogła. Dopiero wtedy czuła się w miarę dobrze. Jakby na to spojrzeć, to kiedyś musiała. — A u ciebie?

— Rozmowa na poziomie — pomyślała Rachel. Lepsza taka rozmowa niż żadna.

— W zasadzie to jest świetnie, a raczej będzie za chwilę, kiedy się zgodzisz. — Powiedział szczęśliwy chłopak.

— Wchodzę w to. — Powiedziała Rachel bez zastanowienia. Nie potrzebna była jej wiedza w co się wpakowała, wystarczylo jej to, że chłopak był szczęśliwy. Mogła się poświęcić bez wahania i wyrzutów sumienia.

— Co? — Zapytał zbity z tropu. Nie tego się spodziewał. Nawet nic nie zdążył wytłumaczyć swojej przyjaciółce.

— No, zgodziłam się. — Roześmiała się szczerze Rachel. Sama nie pamiętała kiedy robiła to szczerze. Na co dzień każdy jej wyraz twarzy był wymuszany.

Remus słysząc nieskazitelny śmiech szatynki, uśmiechnął się jeszcze szerzej. Czyżby byli na dobrej drodze? Nie wiedział, ale w krótce miał się dowiedziec.

— Dasz mi się porwać na resztę dnia? — Zapytał z uśmiechem i poruszał dwuznacznie brwaimi.

— Oczywiście, że tak. — Roześmiała się już mniej prawdziwie, zadając sobie pytanie w co ona tak naprawdę się wpakowała.

"Szczęście, którego nie potrafię odczuć
I miłość jest dla mnie taka nierealna."


Szaleństwo w oczach | Remus LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz