22

112 3 0
                                    

Nie powiem, zaszokowały mnie pytania Dudleya. Rano wstałam wyczerpana nie mając żadnej energi do życia. Ostatnio była to dla mnie nowa codzienność. Harry przeżywał śmierć Syriusza gorzej ode mnie. W nocy słyszalny był cichy szloch. W tedy też robiło mi się strasznie przykro.
Na kalendarzu wiszącym nad biurkiem skreśliłam wczorajszą datę. Do wyjazdu do Nory pozostał jeszcze nie cały tydzień.
Zeszłam na dół na śniadanie. Powitawszy wujostwo zasiadłam do stołu. Na nim znajdowały się grajfruty oraz sałatka owocowa. Dudley musiał przejść na dietę, gdyż jak twierdzi jego szkolna pielęgniarka kuzyn ma nadwagę. Ciotka uznała, że to idealna okazja do wprowadzenia zdrowego żywienia, więc wszyscy jedliśmy bardzo mało.
Raz znalazłam list Harry'ego do Hermiony, gdzie pisze, że umieram z głodu. To prawda, jednak nie narzekałam zbytnio. Jak się okaże, że mam niedowagę to zacznie się normalne jedzenie. Zjadłam grzecznie śniadanie, a następnie pozmywałam po nim, chociaż ciocia się upiera, że ona sama to zrobi.
Poszłam na górę do pokoju mojego brata. Zapukałam grzecznie.

- Proszę - powiedział.

- Hej, czemu nie zjadłeś śniadania z nami?

- Jakoś nie lubię towarzystwa Dursleyów.

- Żyjesz z nimi kilkanaście lat.

- A z tobą prawie 16 i zauważyłem, że czasami za bardzo się nad nimi rozczulasz.

- Wiesz, trzymają nas tutaj. Pozwolili nam tutaj zamieszkać.

- I dlatego mam rzucać się im do kolan!? - podniósł głos Harry.

- Jasne, że nie. Ja tylko chciałam...

- Chciałaś za dużo. Jesteś ich ulubienicą, więc masz średnie prawo wypowiadania się. .

- Harry ja wiem, że ci ciężko po śmierci Syriusza - wypaliłam. Przegiełam. Chłopak złapał mnie za nadgarstek i wyprowadził za drzwi.

- Do widzenia.

- Harry, Syriusz nie chciałby abyśmy się kłócili... - powiedziałam ze łzami w oczach. - Czasami przypominasz mi bardziej Malfoya, niż mojego brata z tamtego roku.

To były ciężkie dni. Nie pogodziłam się jeszcze z Harrym, chociaż robiłam do tego wiele podejść. Za każdym razem zamykał mi drzwi przed nosem. Sytuacja w domu była bardzo napięta. Wujowi przestała się podobać dieta ciotki Petunii i po godzinach negocjacji powróciliśmy do poprzedniej diety.
Dzisiaj wieczorem miał przyjechać po nas Dumbledore'a. Harry nadal był na mnie wściekły, chociaż chciałam dobrze.
Dzisiaj pakując swoje rzeczy pomyślałam, że fajnie jakbyśmy przed wyjazdem pogodzili się z Harrym. Dosłownie chwilę później w drzwiach mojego pokoju stanął mój brat przepraszając mnie za wszystko co mi powiedział przedtem.
Nigdy nie zdażyło, aby taka sytuacja miała miejsce.
Pod wpływem emocji prawie zapomniałabym o pergaminie.

Zauważyłam, że dla Harry'ego rozłomka z Hermioną była bardzo trudna. Chłopak średnio radził sobie ze zaistniałą sytuacją. Śmierć Syriusza dołowała go do reszty. Mnie z resztą też.
Postanowiłam zejść na dół, aby wziąść jeszcze parę artykułków kosmetycznych. W salonie czekali na mnie ciotka wraz z Dudleyem.

- Najlepszego w dniu urodzin! - odparła ciocia Petunia. Podeszłam ją przytulić, a ta wręczyła mi prezent.

- Sto lat kuzynko - powiedział Dudley.

- Dziękuję wam, naprawdę jest mi niezmiernie miło.

- Odpakujesz prezent? - zapytał kuzyn.

- Pewnie - odparłam powoli rozrywając papier. W środku znajdowała się mała pozytywka i książka, które tak kochałam.

- I jak się podoba?

- Bardzo, nie mam słów, żeby opisać to szczęście naprawdę - włączyłyłam pozytywkę. Grała ona przyjemną dla ucha cichą muzykę. W samym centrum kręciła się dziewczyna zrobiona na mój wzór (oczywiście jako blondynka) z kapeluszem wiedźmy.

~~~~
Nadeszło późne popołudnie, a zgodnie z umową właśnie w tym momencie powinnien pojawić się na progu domu numer 4. Wszyscy zebraliśmy się o równo 17.30 aby powitać gościa. Dumbledore jednak się nie pojawił. Minęło pół godziny. W końcu oczekiwane pukanie do drzwi. Szybko podbiegłam, aby je otworzyć. Za nich wyłonił się dyrektor.

- Dzień dobry Kaiylo.

- Dobry wieczór panie profesorze. Zapraszamy do środka - zaprowadziłam Dumbledore'a do salonu. Następnie wskazałam miejsce na fotelu. Ja za to usiadłam pomiędzy Harrym, a Dudleyem.

- Chcę to załatwić jak najszybciej, więc proszę się na mnie nie obrażać, że nie zabawię dłużej.

- Oczywiście - powiedziała ciocia.

- W domu Syriusza znaleziono jego testament. Chciałem go omówić przy waszym wujostwie. Wasz ojciec chrzestny zapisał wam jego posiadłość przy Grimmuld Place 12. Jest jednak mały haczyk. Dom ten zostaje przekazany z najstarszego członka rodziny. Jeżeli okaże się, że zaklęcie nie zadziała dom otrzyma bez naszej woli Bellatrix Lestrange. Dlatego musieliśmy wynieść się z niego po śmierci Syriusza.

- Jak profesor zamierza sprawdzić czy ten dom należy do nas? - zapytał Harry.

- To proste, Harry spróbuj przywołać Stworka. Jeżeli jesteś prawowitym właścicielem to pojawi się tu i wykona jakiekolwiek twoje polecenie.

- Stworku do mnie - szepnął Harry. Nagle pojawił się skrzat. Ciotka z Dudleyem odskoczyli niczym poparzeni. Stworek zaczął rzucać się po podłodze, krzycząc, że nie chce i należy do Bellatrix Lestrange.

- Stworku uspokój się ! - skrzat opamiętał się.

- Wspaniale, dom jest wasz. Teraz proponuję odesłać Stworka do domu Blacków. Kufry przygotowane? To idziemy. Dziękuję za gościnę pani Dursley - odparł po czym zabrał mnie i Harry'ego ze sobą.

- Do zobaczenia - rzuciłam przez ramię. Teleportowaliśmy się gdzieś. Była to szara alejka przed jakimś domem. Napewno nie była to Nora. Weszliśmy do niego.

- Horacy, nie ukrywaj się - odrzekł Dumbledore waląc różdżką w fotel. Nagle z mebla zrobił się człowiek! Niezły kamuflarz.

- Dumbledore jaka miła niespodzianka.

- Horacy to jest Kaiyla i Harry Potterowie.

- Dzieci Jamesa i Lily?

- Dokładnie.

- Dziewczyno jesteś jak odklejona od rodziny!

- Och, przepraszam - odpowiedziałam po czym przemieniłam się na swój normalny wygląd. - Jestem metamorfomagiem, a to był mój mugolski wygląd.

- Czyli to prawda co pisali w Proroku. Jesteś czystą Lily Evans. Wymarz wymaluj, ale spojrzenie masz Jamesa. Za to Harry ty jesteś czysty ojciec. Taki zdolny, a leniwy, ale oczy masz po matce.

- Horacy zostawiam was na chwilę. Muszę skoczyć do toalety.

- Pewnie.

- Uczył pan naszych rodziców?- zapytałam.

- Tak. Swojego czasu byłem opiekunem Slytherinu, odszłem parę lat temu.

- Może pan zawsze tam wrócić. W dzisiejszych niepewnych czasach Hogwart jest nad wyraz zabezpieczony - powiedział przekonującym tonem Harry.

- Czy ja wiem. Kiedyś prowadziłem tam Klub Ślimaka dla uzdolnionych uczniów. Wasza matka była z mugolskiej rodziny, a tak wiele potrafiła. Oczywiście była w moim Klubie.

- Znam dziewczynę, która również urodziła się w mugolskiej rodzinie, a jest najlepsza z klasy.

- No widzisz Harry, takie przypadki się zdarzają.

- Może pan zawsze poznać wiele takich osób jeżeli wróci pan do Hogwartu.

- Bo widzi pan, na naszym roku uzdolnionych nie brakuje - dodałam. Rozmawialiśmy tak do chwili gdy nie pojawił się dyrektor.

- Kaiyla, Harry chodźmy koniec odwiedzin - gdy wychodziliśmy Slughorn powiedział:

- No dobrze zgoda. Wracam do Hogwartu, ale pod warunkiem że będę miał lepszą wypłatę i większy gabinet.

- Robi się.

Po kres życia - Always❤️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz