3

1.7K 75 10
                                    

Harry

Cisza i spokój niestety nie trwały długo. Już po kilku minutach w dormitorium pojawiła się reszta współlokatorów. Dodatkowo stwierdzili, że wypadałoby uczcić ponowne spotkanie i w tym oto momencie prowadzą dyskusje na temat całonocnej zabawy.

- Harry co będzie lepsze?

- Hmm?

- Stary słuchaj czasami jak do ciebie mówię. KUMPLI się tak nie olewa.

- Daj spokój Ron. Nie widzisz że jest zmęczony. Jeszcze ta twarz.  W co się znowu wpakowałeś Harry? Nie widzieliśmy cię przez chwile a ty już poturbowany.

Tak. Nic mi nie było bo miałem na sobie zaklęcia maskujące. Nikt by się nawet o tym nie dowiedział  oprócz wtajemniczonych, gdyby nagle nie zachciało się wam wrócić. Musiało to oczywiście nastąpić jeszcze moment przed nałożeniem nowych zaklęć maskujących. Jak ja kocham swoje szczęście.

- Emm... Szczerze mówiąc to trochę zawstydzające.

- Nie wstydź się Harry! Nie tylko ty dostajesz w twarz. Nikt nigdy nie zrozumie kobiet.

- C-co? Tu nie chodzi o żadne dziewczyny...

- To o co?

- Wpadłem w ścianę
...
- Wpadłeś w ścianę?

- Tak.

- Hahaha ty wybawca czarodziejskiego świata wpadłeś w ścianę? Rozumiem spaść z miotły co jest u ciebie codziennością , ale wejść w ścianę? 

- No co? Też jestem człowiekiem! Poza tym nie czuję się dziś za dobrze.

- Tak, tak.

- Jestem trochę zmęczony. Idę się przejść.

- Poczekaj pójdę z tobą.

- Nie! Dzięki Ron, ale chciałbym trochę pobyć sam...

- Okej. Rozumiem... Tylko wróć przed ciszą nocną, albo nie daj się złapać jak wrócisz później. Dziś dyżur ma Snape z tego co słyszałem.

- Hah dzięki za cenne informacje, ale akurat w wymykaniu się jestem całkiem dobry.

- No nie zaprzeczę!

- To lecę! Dobrej zabawy!

Nie obracając się więcej za siebie wybiegłem z dormitorium i już po chwili znalazłem się za portretem Grubej Damy.
Zawsze tak to wygląda pierwszego dnia. Ani chwili spokoju, a o ciszy można zapomnieć. Jeszcze te ich imprezy. Zachowują się na nich gorzej niż zwierzęta. Mam ciekawsze zajęcia niż gra w eksplodującego durnia lub te ich beznadziejne wyzwania. Pocałuj, przytul, przeleć... Obrzydliwe. Poza tym obiecałem Zefirowi, że go przywołam zaraz po powrocie. Nie lubi siedzieć w swojej ,,krainie" dłużej niż trzeba. 

-Harry. Szybciej.
To właśnie miałem namyśli. 
- Cicho. Wiesz, że nie lubię gdy tak nagle odzywasz się w mojej głowie. Nie przyzwyczaiłem się jeszcze odpowiadać w ten sam sposób. Jak ciągle będę gadał sam do siebie wszyscy wezmą mnie za wariata i z moją sława następnego dnia znalazłbym się na pierwszych stronach Proroka Codziennego. 
- Pff a to już cię za niego nie mają? 
- Ty mały...
- Okej więcej już nie będę. Gdzie idziemy tym razem?
- A jak myślisz?
- Pokój życzeń?
- Dokładnie.

Po kilku minutach byłem już na miejscu. W ostatnim czasie pokój ten stał mi się bardzo bliski. Tylko tutaj mogę być w pełni sobą. Ta przestrzeń odzwierciedla mnie i moją duszę, to kim jestem. Z tymi pocieszającymi myślami wypowiedziałem hasło i pchnąłem ogromne drzwi. Znalazłem się w pokoju, który znałem już na pamięć. Tak mi go brakowało.
Na jednej z czarnych ścianach na samym środku usytuowany jest obraz samego Salazara Slytherina. Tak, za nim też tęskniłem. Brakowało mi naszych codziennych rozmów.
- Witaj Sal.
- Oh Harry! Witaj młodzieńcze.
Po tym krótkim przywitaniu dostałem chwile czasu od swojego rozmówcy. To był mój rytuał. Zawsze po wejściu do tego miejsca przez 10 minut oglądałem wszystko co się tutaj znajdowało .
Na przeciwko obrazu, dokładnie w centrum pokoju stała ogromna ława i czarna kanapa. Obok, po obu stronach stały dość duże, zielone fotele. Zarówno na nich jak i na sofie znajdowała się masa czarnych i srebrnych poduszek.
W dalszej części pokoju mieściły się regały wypełnione książkami, zarówno tymi nowymi jak i starymi. Niektóre były jedynymi egzemplarzami jakie powstały. Skąd je mam? Przeniósłem je z biblioteki Salazara, która mieściła się w Komnacie Tajemnic. Początkowo to ona była miejscem moich nocnych wypraw, ale obaj stwierdziliśmy, że to nie może trwać wiecznie. Samo dotarcie niezauważonym do łazienki było wyzwaniem, ponieważ jest to najczęściej patrolowane przez profesorów miejsce. Z otwarciem komnaty też było trochę zachodu. Tak więc ostatecznie stwierdziliśmy, że to terytorium jest lepsze.
Porzuciłem dotychczasowe wspomnienia, pieszczotliwe przejechałem ręką po wyjątkowych okazach i skierowałem się w stronę  czarnego barku. Na tle ścian wyróżniały go jedynie srebrne zdobienia. Oczywiście w kształcie węży, ale szczerze mówiąc lubię to. Od zawsze wiedziałem że powinienem być w Slytherinie. Czuję, że wtedy byłoby wszystko tak jak powinno. Mógłbym być sobą. Jednak nie mogę. Może pozostać to jedynie moim głęboko ukrytym marzeniem. Pogodziłem się z tym już na początku. By mieć przykrywkę grzecznego, naiwnego, głupiego i  nieśmiałego chłopca, od początku musiałem być w  Gryffindorze. Otworzyłem barek, wyjąłem jedną z lepszych szkockich, i napełniłem nią jeden z kryształowych kieliszków. Już po chwili poczułem lekkie drapanie w gardle i przyjemne ciepło rozchodzące się po ciele. Tak tego też mi brakowało. Nie jestem alkoholikiem, co to, to nie. Jestem smakoszem. Nie pije aby się upić. Pije  dla przyjemności. Było i jest to częścią mojej rutyny. Trzymając dalej alkohol w ręku lekkim krokiem ruszyłem w stronę biurka. Wszystko leżało tak jak zostawiłem.

Gra PozorówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz