Rozdział 13

2K 145 77
                                    

Rozdział dedykowany oshiseyo
Dla jednego z najwierniejszych czytelników ♥️
Wesołych świąt, kochany😘

Pov. Stark

Zobaczysz, jutro na pewno się znajdzie.

No cóż... myliłem się.

Avi nie znalazł się ani następnego dnia, ani przez kolejne dwa tygodnie. Ataki paniki... cóż, było ich znacznie więcej. Zastanawiałem się nawet, czy nie zostawić Petera na trochę w domu. Bałem się, że w końcu dostanie ataku paniki w szkole. I nawet nie to mnie przerażało. Bałem się, że jeśli taka sytuacja faktycznie miałaby miejsce, chłopiec nikomu by nie powiedział, tylko schował się w łazience, a potem wrócił na lekcje. A ja nie będę miał o tym zielonego pojęcia. Nie pomógłbym mu. Ale dzieciak chciał chodzić do szkoły, a jego psychiatra upierał się, że izolacja nie jest dobrym rozwiązaniem. Antydepresanty przestały pomagać, i pewnie niedługo lekarz zwiększy mu dawkę, co też było bardzo martwiące. Peter potrafił przez kilka godzin siedzieć i wpatrywać się w pustą ścianę. Przez ostatni tydzień, dzieciak miał tak naprawdę dwa stany, które decydowały o tym, jak będzie wyglądał jego dzień. Miał dni, w czasie których rutyna była najważniejsza. Nowa rutyna, wyrobiona wyjątkowo szybko. Przestrzegał jej co do sekundy, a raczej - starał się przestrzegać jej co do sekundy. W takich dniach, ataki paniki były wyjątkowo częste, bo nie dało się spełnić jego oczekiwań w tej kwestii. Drugi "stan" polegał na tym, że Peter... no cóż, nie podnosił się z łóżka. Był całkowicie bezwolny. Z nikim nie rozmawiał. Wtedy nawet antydepresanty nie pomagały. W takie dni, zanim udawało mi się wcisnąć w dzieciaka jakikolwiek posiłek, najpierw naprawdę musiałem poświęcić dużo czasu na prośby, tłumaczenia i błagania. Wcześniej... jakoś nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak bardzo na psychikę Petera wpływała obecność tego kota. Teraz... chłopiec nie może spać, nie chce jeść i... po prostu nic nie jest takie, jak było. Wszystkie postępy zaczynały znikać. Od dwóch dni, Peter znów zaczął wzdrygać się na dotyk pozostałych członków drużyny. Zasypianie było koszmarne. Bez Aviego, chłopiec potrafił usypiać kilka godzin, tylko po to, by obudzić się po dwudziestu minutach i znów przez kilka godzin zasypiać z płaczem. Nie... nie mogłem sobie już poradzić. Pomimo tego, że tak bardzo chciałem, nie mogłem sobie poradzić. Nie wiedziałem, co mam robić. Dzwoniłem do psychiatry, który zaproponował kupienie Peterowi nowego kota, ale to nie wchodziło w grę. On taki nie był. Nie zgodziłem się na zwiększenie dawki antydepresantów, ale wiedziałem, że niedługo będzie to konieczne. I... ehh, tak bardzo tego nie chciałem.

Westchnąłem ciężko i przeczesałem włosy dłonią, gdy zerknąłem na zegar. Jego wskazówki pokazywały godzinę siódmą trzy. Peter schodził na śniadanie równo o siódmej. Nie było innej możliwości. A skoro nie zszedł... no cóż, czeka nas ciężki dzień. Dziś był poniedziałek. Pewnie nie pójdzie do szkoły. Nie był w stanie. Skoro jeszcze nie zszedł, to znaczy, że wcale nie przyjdzie.

-Jarvis, odwołaj wszystkie moje dzisiejsze spotkania- rzuciłem z rezygnacją w głosie, po czym ruszyłem w kierunku sypialni dzieciaka. Cierpiałem, widząc jego smutek. A teraz, widziałem go codziennie i wyjątkowo mnie to bolało. Byłem w stanie zapłacić naprawdę duże pieniądze temu, kto znajdzie tego kota. Zatrudniłem dziewczynę, której jedynym zadaniem jest szukanie go. Ma angażować ludzi, wieszać ogłoszenia, obdzwaniać schroniska i kliniki weterynaryjne, aż w końcu go znajdzie. Musiał się znaleźć. Wcześniej nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak ważny jest ten kot. Teraz... no cóż, teraz przeżywaliśmy koszmar.

-Hej, mały- powiedziałem cicho, wchodząc do ciemnego pokoju. Poczułem ukłucie w sercu, gdy zobaczyłem drobną postać leżącą w miękkiej pościeli. Peter leżał plecami do mnie, ale wiedziałem, że nie spał. Westchnąłem ciężko i podszedłem do niego, siadając na krawędzi łóżka- Pete... może przyjdziesz na śniadanie, hmm? Smutno mi tam samemu- powiedziałem łagodnie, po czym delikatnie odgarnąłem grzywkę z oczu dzieciaka. Przez chwilę, Peter nie reagował. Dopiero po kilkunastu sekundach jego usta opuściło cichutkie westchnienie, a dzieciak ledwo zauważalnie pokręcił głową- no to może ci przyniosę, co?- znów spróbowałem- jeśli chcesz, możemy razem zjeść u ciebie- dodałem, wiedząc, że i tak nie otrzymam odpowiedzi. Spuściłem wzrok i pokręciłem lekko głową. Nie mogłem pozwolić, żeby spędził w łóżku cały dzień. Może to trochę samolubne, ale... tu już nawet nie chodziło o niego. Tak, martwiłem się o jego zdrowie, ale... ja nie byłem w stanie znów tego przechodzić.

MelancholiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz