Rozdział 14

1.9K 151 206
                                    

Pov. Stark

-Peter, błagam, uspokój się!- rzuciłem błagalnie, starając się chwycić go za ręce. Chłopiec jedynie posłał mi nienawistne spojrzenie, rzucając szklanką w ścianę.

Zaczęło się dość niewinnie. Od patrzenia spod byka i ściągniętych brwi. A potem... no cóż, przypomniał sobie o Avi, trochę popłakał, przytuliłem go, zaproponowałem, żeby się położył i dzieciak już miał to zrobić, ale wtedy... coś się stało. Coś dziwnego. Nie miałem pojęcia co, ale Peter się wściekł. Nawet więcej. On wpadł w jakiś szał. Wykrzyczał mi kilka razy, że mnie nienawidzi i wszystko zepsułem, a potem zaczął demolować kuchnię. Nie miałem nawet czasu przemyśle tego co powiedział, bo chłopiec zaczął rozbijać szklanki i talerze, rzucając je o ścianę. Nie potrafiłem go zatrzymać, bo ilekroć starałem się przytulić Petera albo złapać za nadgarstki, młodszy odpychał mnie, korzystając ze swojej nadludzkiej siły. Nie miałem pojęcia, co robić. On nie chciał ze mną rozmawiać. Nie chciał mi wyjaśnić, co się dzieje i w żaden sposób nie potrafiłem go uspokoić.

Tak oto ze stanu skrajnej apatii, przeszliśmy do stanu skrajnej furii.

-Pete, proszę, posłuchaj mnie- zacząłem błagalnie, chwytając go za ramiona. Dzieciak warknął coś niezrozumiałego pod nosem i odepchnął mnie mocno, przez co boleśnie wpadłem na blat kuchenny. Syknąłem cicho, posyłając młodszemu błagalne spojrzenie. Nie miałem szans. W oczach Petera nie było... Petera. Jego spojrzenie było jakieś takie... inne. Zamglone. Nie chciałem tego robić, naprawdę nie chciałem. Ale kiedy kolejna szklanka została rozbita o ścianę, wiedziałem, że nie mam wyjścia- Jarvis, zawołaj Steve'a do kuchni- powiedziałem, na co, na szczęście, młodszy nie zwrócił uwagi. Nie chciałem do niego podchodzić. Nie chciałem bardziej go rozwścieczyć- Pete, błagam dzieciaku, przestań...- nie kontynuowałem, ponieważ w tym momencie do kuchni wpadł Kapitan. Nie musiałem mu nawet tłumaczyć, co się stało i czego od niego oczekuję. To nie był pierwszy raz, i naprawdę byłem coraz bardziej przerażony. Peter, nie zwracając na nas uwagi, sięgnął do szafki po kolejną szklankę, żeby z całej siły cisnąć nią o ścianę i rozbić na drobne kawałeczki.

Steve powoli, ostrożnie podszedł do chłopca. Peter był jak w jakimś amoku. Nie zwracał uwagi kompletnie na nic. Dopiero gdy mężczyzna w mgnieniu oka chwycił młodszego od tyłu, łapiąc go za nadgarstki i przyciskając je do klatki piersiowej chłopca, Peter warknął cicho i szarpnął się.

-Zostaw mnie!- warknął, szarpiąc się na boki. Widziałem, że nawet Steve wkładał wysiłek w utrzymaniu dzieciaka na miejscu.

-Pete, uspokój się, proszę. Nikt nie chce zrobić ci krzywdy- powiedział łagodnie Kapitan, trzymając bruneta w żelaznym uścisku. Chłopiec szarpnął się na boki, sapiąc i piszcząc. Po jego policzkach spływały łzy, a dla mnie ten widok był wyjątkowo bolesny.

-Pete, malutki, proszę cię- zacząłem, podchodząc do tej dwójki. Dzieciak posłał mi rozwścieczone spojrzenie, ani na chwilę nie przerywając walki. Zerknąłem orientacyjnie na Kapitana, który zmarszczył brwi i mocno zacisnął usta z wysiłku, walcząc, by nie puścić mojego podopiecznego. Steve pochylił się lekko, zmuszając Petera, by zrobił to samo. Zaczął powoli zbliżać się w kierunku ziemi, co brunet skomentował wzmożonym wierzganiem i warknięciem cichego "przestań!". Już po chwili, chłopiec był zmuszony by klęknąć na ziemi. Nie podobało mi się to, ale wiedziałem, że tak Kapitanowi było zdecydowanie łatwiej go utrzymać. Podszedłem do nich i klęknąłem naprzeciwko chłopca, nie chcąc stać nad nim- Pete, błagam cię, uspokój się i porozmawiaj ze mną- powiedziałem błagalnie, po czym wyciągnąłem dłoń i pogłaskałem mniejszego po policzku. Peter szarpnął się, widocznie nie życząc sobie mojego dotyku, więc zabrałem dłoń. W pewnym momencie, dzieciak po prostu wrzasnął. Jakby wyrzucił z siebie wszystko. A potem... potem rozpłakał się. Nawet jego płacz, przepełniony był wściekłością. Furią- puść go, Steve- poprosiłem cicho. Blondyn zerknął na mnie, upewniając się, czy na pewno wiem co mówię, na co kiwnąłem głową. Ostrożnie zaczął rozluźniać uścisk, co chwila badając zachowanie dzieciaka. Szybko odebrałem go z ramion przyjaciela, samemu mocno go przytulając. Pocałowałem go w czubek głowy i zacisnąłem mocno ramiona, czując, jak Peter szarpie się słabo.

MelancholiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz