Pov. Peter
Wyszedłem ze szkoły, lekko skulony, starając się zwracać na siebie jak najmniej uwagi. Flash i jego banda skupili się dzisiaj na jakimś biednym dzieciaku z równoległej klasy, więc miałem stosunkowy spokój. Ten dzień był... zdecydowanie jednym z bardziej udanych dni, odkąd poszedłem do szkoły. Mogłem nawet w spokoju zjeść kanapki od pana Starka, a po drodze, mój opiekun kupił mi nawet butelkę soku, dzięki czemu nie musiałem czekać, aż łazienka będzie pusta, żeby niezauważenie napić się wody z kranu. To było... coś, czego jeszcze nigdy nie doświadczyłem. Czułem się taki normalny. Spędziłem dzień w szkole tak jak każdy inny uczeń. Tak, bałem się. Nadal denerwowałem się przed każdym rogiem, podświadome obawiając się, że czeka za nim zagrożenie. Ale tym razem... z zewnątrz, wszystko było normalne. I bardzo mi się to podobało.
Uśmiechnąłem się, gdy moim oczom ukazał się samochód pana Starka. Przez moją głowę momentalnie przemknęła myśl, że powinienem oszczędzić mu tej godziny dziennie na przywożenie i odwożenie mnie ze szkoły. Powinienem. Ale zdecydowanie nie byłem gotowy na samotną podróż metrem albo przejście przez całe miasto. I ten strach... był zdecydowanie większy, niż chęć odjęcia milionerowi problemów związanych ze mną.
-Cześć, Pete...- powiedział cicho mężczyzna, gdy tylko wsiadłem do samochodu. Zmarszczyłem delikatnie brwi. Pan Stark, no cóż, często traktował mnie jak małe dziecko i naprawdę rzadko pokazywał, że cokolwiek go trapi. A jednak teraz, jego przywitanie nie było radosne i pełne życia.
-Dzień dobry?- mruknąłem niepewnie- um... coś się stało, panie Stark?- spytałem, z jeszcze większą niepewnością w głowie. Starszy niemalże od razu pokiwał głową.
-Mhm... muszę ci o czymś powiedzieć, Pete- oznajmił cicho, a ja ledwo zauważalnie zbladłem. Czy on... nie, tu chyba nie chodzi o... przełknąłem nerwowo ślinę. Tu nie może chodzić o... Deadpoola, prawda?- tylko się nie denerwuj, nic ci nie grozi, Peter- oświadczył zaraz, widocznie zauważając emocje malujące się na mojej twarzy. Starszy wciągnął z kieszeni plastikowe pudełko, po czym podsunął mi pod nos tabletkę na uspokojenie- najpierw weź- zażądał, a ja spełniłem prośbę bez większego zastanowienia.
-Panie Stark... o co chodzi?- spytałem, coraz bardziej się niecierpliwiąc i... szczerze mówiąc, coraz bardziej niepokojąc.
-Więc...- zaczął nerwowo. Zmarszczyłem delikatnie brwi- tylko się nie denerwuj, Pete- powtórzył po raz kolejny. Pokiwałem szybko głową, tak bardzo chcąc, żeby milioner powiedział już o co chodzi. Pan Stark złapał mnie za ręce i spuścił wzrok, jakby ze skruchą. Jeszcze mocniej zmarszczyłem brwi, wpatrując się w niego z coraz większym wyczekiwaniem- ja... nie mam pojęcia, jak to się stało. On... musiał zejść z nami do garażu, a potem, kiedy wróciłem do wieży, jakoś się wymknął, i...- zaczął starszy, wyjątkowo przepraszającym tonem. Umiałem delikatnie brwi, czekając, aż mój opiekun przejdzie do sedna.
-Panie Stark?- przerwałem mu łagodnie. Starszy przerwał, po czym podniósł na mnie smutne, przepraszające spojrzenie- co się stało? O kim pan mówi?- spytałem, wpatrując się w niego wyczekująco. Mężczyzna kiwnął lekko głową, po czym westchnął ciężko i zamknął oczy.
-Avi zniknął- wyrzucił z siebie, a ja zamarłem.
-C-Co?- mruknąłem, nie chcąc wierzyć w to, co właśnie usłyszałem.
-Błagam, Peter, tylko nie panikuj. Przez cały dzień go szukamy. On... nie wiem nawet, jak to się stało, że go nie zauważyliśmy. Pepper dzwoniła do wszystkich schronisk i klinik weterynaryjnych w mieście. Wysłała też zdjęcie. Jak tylko ktoś go przyniesie, od razu da nam znać...- słowa mężczyzny całkowicie przestały do mnie docierać. Zresztą, wcześniej też były jak za mgłą.
CZYTASZ
Melancholia
FanficUWAGA!!! Jest to kontynuacja książki pt."Doskonały Kłamca" "Myślałem... myślałem, że jeśli zamknę tego skurwysyna... to uwolnię Petera. Dlaczego... mimo to, on wciąż... wciąż mu podlega? Co mam zrobić, żeby Deadpool zniknął z życia mojego dziecka...