Rozdział 22

1.5K 108 108
                                    


Pov. Stark

Siedzieliśmy w milczeniu na tylnych miejscach w samochodzie. Oddzieleni matową powierzchnią od kierowcy, obserwowaliśmy widok za oknem, choć w zasadzie znaliśmy go dość dobrze. Szczególnie Peter. Znał to miasto jak własną kieszeń. Ulice nie były dla niego niczym obcym. Cały czas miałem wątpliwości, ale chłopiec nie zmienił decyzji, choć wyraźnie zaznaczałem, że w każdej chwili może to zrobić. Zapewniałem go, że nie musi tego robić dla mnie. Bardzo długo o tym rozmawialiśmy. Kazałem mu dokładnie to przemyśleć. Zastanowić się. Przespać się z tym. Ale Peter nie zmienił zdania. Dalej twardo upierał się, że chce to zrobić. Musiałem to uszanować. I skłamałbym, gdybym powiedział, że w ogóle mnie to nie cieszy. Bo nie mogłem zdzierżyć myśli, że też człowiek pozostanie bezkarny, a Peter dalej będzie żyć ze świadomością, że sprawiedliwość mu się nie należy. Że wcale na nią nie zasługuje.

Wczoraj wieczorem zadzwoniłem więc do swojego znajomego, który był komendantem policji. Wysłałem mu zdjęcie, nagrania z kamer z przed domu Parkerów oraz wszystkie dane jakie zdobyłem na temat tego gnoja. Opowiedziałem o sprawie. Oczywiście, potrzebują zeznań Petera, ale i tak zrobiono dla nas wyjątek. On już tam był. Przesłuchany. Normalnie, czekalibyśmy bardzo długo, zanim ktokolwiek zajmie się tą sprawą, ale mając pieniądze i znajomości, można było osiągnąć bardzo dużo. Rozmawiałem z Peterem o tym wszystkim. Uprzedziłem go, że będzie musiał o wszystkim opowiedzieć. Będzie musiał go zobaczyć. Spojrzeć na tego człowieka i potwierdzić, że to on. Tego obawiałem się najbardziej. Będziemy musieli zmierzyć się z potworem. Peter będzie musiał. Bo choć będę trzymać go za rękę, będzie musiał stawić temu czoło sam. Ale... poradzi sobie. Jest taki dzielny. Na pewno sobie poradzi.

Przesunąłem dłoń po skórzanym siedzeniu. Chwyciłem rękę chłopca, który momentalnie wzdrygnął się, wyrwany z zamyślenia. Posłał mi niespokojne spojrzenie. Uśmiechnąłem się słabo. Z kolei Peter uniósł jedynie kąciki ust w nerwowym półuśmiechu. Był spięty. Bardzo.

-Jeszcze możemy zawrócić, Pete. Cały czas możesz zmienić zdanie, mały, nikt nie będzie miał ci tego za złe- zapewniłem łagodnie, zaciskając delikatnie palce. Peter pokręcił głową.

-Nie. J-Jest dobrze. Chcę to zrobić- powiedział cicho, po czym znów skierował wzrok za okno. Był sztywny.  Bał się, wiedziałem o tym. Nie wiedziałem, czy dobrze robię. Nie wiedziałem, jak to później na niego wpłynie. Mogłem jedynie liczyć, że... że nie będzie źle. Westchnąłem cicho.

Samochód zatrzymał się przed wejściem głównym. Odpiąłem pasy, a Peter podążył w moje ślady. Oboje zastygliśmy.

-To co?- spytałem cicho, dając mu ostatnią szansę na zmianę decyzji. Peter pokręcił lekko głową.

-Chodźmy- mruknął, przesuwając się w moją stronę. Złapałem chłopca za rękę i otworzyłem drzwi.

-Chodźmy- powtórzyłem, ciągnąc za sobą mniejszego. Wysiedliśmy z samochodu, a ja dałem znak kierowcy, żeby wjechał w jedną z bocznych uliczek. Zanim zdążyłem postawić choć jeden krok, otoczyła nas gromadka ludzi. Zmarszczyłem mocno brwi.

-Panie Stark, co pan...- nawet nie słuchałem. Pociągnąłem rękę Petera, niemo dając mu do zrozumienia, że ma za mną iść. Szybko dotarliśmy do wejścia, uciekając ciekawskim przechodniom i kilkoma reporterami. Nawet nie zamierzałem zastanawiać się, skąd oni do cholery wiedzieli, że tu będę. Paparazzi zawsze mieli oczy i uszy szeroko otwarte. Wystarczył jeden gadatliwy funkcjonariusz, który zarządzał pięćdziesięciu dolarów za ciekawą informację. Nie dało się przed tym uciec. I szczerze mówiąc, nie interesowało mnie, co teraz o tym nabazgrzą. Nikt z nich nie miał okazji zrobić Peterowi zdjęcia, bo chłopiec odruchowo już spuścił głowę aż do samej piersi, osłaniając się wolną ręką od blasku fleszy. Teraz, młody funkcjonariusz siedzący przy biurku na końcu holu posyłał nam wyjątkowo zaskoczone spojrzenie. Nie przejąłem się tym.

MelancholiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz