Pov. Stark
-Tony? Co się dzieje? Ktoś zalał ci warsztat, więc postanowiłeś pogmerać w jedzeniu?- rzucił Clint, wchodząc do kuchni. Przewróciłem oczami, obracając się do niego przez ramię.
-Robię śniadanie dla Petera- oznajmiłem krótko. Barton roześmiał się.
-Oczywiście, oczywiście, panie tato- szydził, na co znów wywróciłem oczami. Ułożyłem na tacy kanapki z jajecznicą i kubek z gorącą herbatą z miodem i cytryną. Według Rogersa, najlepsza na grypę.
Bez zbędnego komentarza dla łucznika wyszedłem z kuchni. Ruszyłem w kierunku swojej sypialni, w której leżał Peter. Znów miał gorączkę, choć, jeśli mu wierzyć, czuł się lepiej niż w nocy.
-Tato, kocham Clinta, ale czy możesz poprosić Jarvisa, żeby go tu nie wpuszczał? Bo regularnie co trzy minuty mierzy mi temperaturę- powiedział ponuro chłopiec, gdy tylko wszedłem do pokoju. Zaśmiałem się cicho.
-Nie martw się, więcej go tu nie wpuszczę- rzuciłem, siadając na łóżku. Peter podsunął się w górę na poduszkach, a ja położyłem mu tacę na kolana.
-Za dużo...- jęknął cicho.
-Masz zjeść- uciąłem krótko. Chłopiec wydał lekko dolną wargę, ale nie dałem mu szansy się odezwać- przynajmniej tyle dobrego będzie z tego twojego leżenia. Mogę przypilnować, żebyś porządnie jadł- oznajmiłem z uśmiechem. Peter uniósł lekko kąciki ust, zabierając się za kanapki. Zaczął opowiadać mi o swoim pomyśle na nowy projekt, a ja słuchałem uważnie, ciesząc się tym porankiem. Lubiłem takie chwile. Kiedy Peter stawał się tak beztroski i... po prostu był sobą.
Uśmiechnąłem się, gdy skończył.
-Jesteś mądry, Peter. Naprawdę mądry. Zejdziemy do warsztatu i popracujemy nad tym, kiedy się lepiej poczujesz- powiedziałem łagodnie. Byłem z niego dumny. I nie byłem w stanie zrozumieć, jak to możliwe, że ta dwójka potworów była w stanie wyprodukować takiego geniusza o złotym sercu.
Chłopiec odpowiedział mi ciepłym, aczkolwiek nieco zawstydzonym uśmiechem i spuszczeniem wzroku.
-Steve poleciał już po warzywa i mięso na rosół dla ciebie- oznajmiłem. Peter roześmiał się, odchylając głowę w tył- o ty potworze, śmiejesz się z najbardziej oddanego wujka? Zobaczymy co powiesz, kiedy Kapitan postanowi oddać opiekę nad tobą Clintowi- rzuciłem z udawanym wyrzutem. Chłopiec natychmiast spoważniał, na co tym razem to ja wybuchnąłem śmiechem- oj no już, nie martw się. Nikomu nie pozwolę się tobą opiekować, jesteś mój- zapewniłem, pstrykając go w nos. Peter uśmiechnął się z pewną dozą zadowolenia.
-Tak- powiedział z uśmiechem. Cieszyło go to. Wiedziałem, że go to cieszyło. Peter potrzebował tego poczucia przynależności. Każdy chce mieć rodzinę i być jej ważną część. Peter był częścią naszej małej, nieco dysfunkcyjnej rodziny. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak ważną częścią.
Pochyliłem się i położyłem obok Petera. Miałem syna i to była najlepsza rzecz w moim życiu.
Uśmiechnąłem się, gdy Peter wtulił się w moją klatkę piersiową.
-Chcę jeszcze spać- wymamrotał. Odgarnąłem mu grzywkę z twarzy.
-No co ty? Spać? Teraz?- spytałem, a chłopiec ziewnął i zaśmiał się cicho, zamykając oczy.
-Ty też przecież chcesz. Nie udawaj- mruknął- no proooszę- jęknął, wciąż lekko się uśmiechając- chodźmy spać.
Westchnąłem cicho i pocałowałem Petera w czoło.
-Chodźmy spać, kochanie- powiedziałem cicho.
-Pete? Jak się czujesz?- usłyszeliśmy. Peter jęknął, chowając twarz w mojej klatce piersiowej.
CZYTASZ
Melancholia
FanfictionUWAGA!!! Jest to kontynuacja książki pt."Doskonały Kłamca" "Myślałem... myślałem, że jeśli zamknę tego skurwysyna... to uwolnię Petera. Dlaczego... mimo to, on wciąż... wciąż mu podlega? Co mam zrobić, żeby Deadpool zniknął z życia mojego dziecka...