Rozdział 38

1.1K 95 84
                                    

Pov. Stark

-Tony? Co się dzieje? Ktoś zalał ci warsztat, więc postanowiłeś pogmerać w jedzeniu?- rzucił Clint, wchodząc do kuchni. Przewróciłem oczami, obracając się do niego przez ramię.

-Robię śniadanie dla Petera- oznajmiłem krótko. Barton roześmiał się.

-Oczywiście, oczywiście, panie tato- szydził, na co znów wywróciłem oczami. Ułożyłem na tacy kanapki z jajecznicą i kubek z gorącą herbatą z miodem i cytryną. Według Rogersa, najlepsza na grypę.

Bez zbędnego komentarza dla łucznika wyszedłem z kuchni. Ruszyłem w kierunku swojej sypialni, w której leżał Peter. Znów miał gorączkę, choć, jeśli mu wierzyć, czuł się lepiej niż w nocy.

-Tato, kocham Clinta, ale czy możesz poprosić Jarvisa, żeby go tu nie wpuszczał? Bo regularnie co trzy minuty mierzy mi temperaturę- powiedział ponuro chłopiec, gdy tylko wszedłem do pokoju. Zaśmiałem się cicho.

-Nie martw się, więcej go tu nie wpuszczę- rzuciłem, siadając na łóżku. Peter podsunął się w górę na poduszkach, a ja położyłem mu tacę na kolana.

-Za dużo...- jęknął cicho.

-Masz zjeść- uciąłem krótko. Chłopiec wydał lekko dolną wargę, ale nie dałem mu szansy się odezwać- przynajmniej tyle dobrego będzie z tego twojego leżenia. Mogę przypilnować, żebyś porządnie jadł- oznajmiłem z uśmiechem. Peter uniósł lekko kąciki ust, zabierając się za kanapki. Zaczął opowiadać mi o swoim pomyśle na nowy projekt, a ja słuchałem uważnie, ciesząc się tym porankiem. Lubiłem takie chwile. Kiedy Peter stawał się tak beztroski i... po prostu był sobą.

Uśmiechnąłem się, gdy skończył.

-Jesteś mądry, Peter. Naprawdę mądry. Zejdziemy do warsztatu i popracujemy nad tym, kiedy się lepiej poczujesz- powiedziałem łagodnie. Byłem z niego dumny. I nie byłem w stanie zrozumieć, jak to możliwe, że ta dwójka potworów była w stanie wyprodukować takiego geniusza o złotym sercu.

Chłopiec odpowiedział mi ciepłym, aczkolwiek nieco zawstydzonym uśmiechem i spuszczeniem wzroku.

-Steve poleciał już po warzywa i mięso na rosół dla ciebie- oznajmiłem. Peter roześmiał się, odchylając głowę w tył- o ty potworze, śmiejesz się z najbardziej oddanego wujka? Zobaczymy co powiesz, kiedy Kapitan postanowi oddać opiekę nad tobą Clintowi- rzuciłem z udawanym wyrzutem. Chłopiec natychmiast spoważniał, na co tym razem to ja wybuchnąłem śmiechem- oj no już, nie martw się. Nikomu nie pozwolę się tobą opiekować, jesteś mój- zapewniłem, pstrykając go w nos. Peter uśmiechnął się z pewną dozą zadowolenia.

-Tak- powiedział z uśmiechem. Cieszyło go to. Wiedziałem, że go to cieszyło. Peter potrzebował tego poczucia przynależności. Każdy chce mieć rodzinę i być jej ważną część. Peter był częścią naszej małej, nieco dysfunkcyjnej rodziny. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak ważną częścią.

Pochyliłem się i położyłem obok Petera. Miałem syna i to była najlepsza rzecz w moim życiu.

Uśmiechnąłem się, gdy Peter wtulił się w moją klatkę piersiową.

-Chcę jeszcze spać- wymamrotał. Odgarnąłem mu grzywkę z twarzy.

-No co ty? Spać? Teraz?- spytałem, a chłopiec ziewnął i zaśmiał się cicho, zamykając oczy.

-Ty też przecież chcesz. Nie udawaj- mruknął- no proooszę- jęknął, wciąż lekko się uśmiechając- chodźmy spać.

Westchnąłem cicho i pocałowałem Petera w czoło.

-Chodźmy spać, kochanie- powiedziałem cicho.

-Pete? Jak się czujesz?- usłyszeliśmy. Peter jęknął, chowając twarz w mojej klatce piersiowej.

MelancholiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz