Dziesięć lat później
Luty 1928
Smród ryby podrażnił Deanowi nozdrza, mewa śmignęła mu nad głową. Ptaszyska z kwikiem zebrały się wokół kilku starych rybaków, w lutowy poranek wzdłuż nabrzeża oprawiających złowionego na kutrze halibuta. Ktoś krzyknął coś w stoczni niedaleko, zgarbiała cyganka przeszła koło niego, mrucząc do siebie; przewrócił oczami i spuścił wzrok z powrotem na gazetę. Uśmiechnął się, pod nosem, przemykając po treści artykułu na pierwszej stronie.
Sankt Petersburg zmienił się w ciągu dekady nie do poznania, z eleganckiej siedziby cara stając się brudną, zasnutą dymem i wonią rybich gardzieli dziurą. Zimowe słońce schowane za warstwą z chmur pasowało do obrazu, niewyraźne, rozmyte. Wyjął papierosa, wsadził go sobie w usta, odpalił – zaciągnął się, chmura dymu opuściła jego własne gardło nosem, częściowo przez rozchylone wargi. Wrócił tu, choć nigdy nie sądził, że to jeszcze zrobi, bo cesarzowa Maria zażyczyła sobie zobaczyć wnuka, i zaoferowała za to nagrodę.
– Wasza Wysokość – mruknął, do czarno-białego, wydrukowanego razem z artykułem zdjęcia. Castiel Mikołajewicz wyglądał na nim trochę inaczej, niż go zapamiętał, ale był to on, ciemnowłosy, niebieskooki syn cara. Jak wszyscy i Dean sądził, że nie żyje, był pewien, iż mimo wszystko zabił go tamtej nocy, zrzucając go ze zbocza, bo książę był za słaby, żeby dojść po pomoc gdziekolwiek, a w lesie Koptiaki grasowały wilki. Potrząsnął głową, nie chcąc w niej tego wspomnienia, wyblakło przez te dziesięć lat.
Długa droga wojskowym wozem. Ciała na pace. Noc, przekrzykujący się bolszewicy, pozbywający się dowodów swojej zbrodni i jego przerażony wzrok, kiedy prosił go, błagał, żeby uciekał.
Zaciągnął się mocniej. Jakiś chłop spod Jekaterynburga nagle przypomniał sobie, że w lipcu 1918 znalazł w lesie nieprzytomnego chłopca, zabrał go do siebie, co stało się z nim później, nie wiedział, bo chłopiec uciekł po trzech dniach, a i wcześniej, choć odzyskał przytomność, nie było z nim normalnego kontaktu. Wieść rozniosła się po Rosji, może Castiel Mikołajewicz Romanow jednak przeżył? Może jedno z dzieci Romanowów przeżyło okrutną, niesprawiedliwą masakrę i było gdzieś teraz, jak Rosja długa i szeroka?
10 milionów rubli dla człowieka, który odnajdzie młodego Romanowa, głosiła gazeta. Zwinął ją i schował pod płaszcz, ruszając z nabrzeża w brukowaną ulicę, w kierunku fabryki oleju. Jak zwykle o tej porze, w poniedziałek, nielegalnie rozłożyli się tam fałszywi handlarze.
– Rubla za portret cara Romanowa, oryginalny!
– Piżama carowej Aleksandry, najdelikatniejszy jedwab. Nienaruszona!
– Hej, to futro księżniczki Olgi – szkaradny typ zatrzymał go, prezentując czarny futrzany płaszcz. – Dla ukochanej. Za pięć rubli.
– Nie mam ukochanej – prychnął. – A ty nie masz futra Olgi.
– Wyniosłem je z pałacu!
– Tak? – wyrwał mu je, nawet w dotyku było sztuczne, księżniczki nosiły tylko prawdziwe futra. Mieszkał tam kiedyś, wiedział o tym. – Więc jesteś złodziejem. – Wyciągnął fajkę z ust i chuchnął na niego, dymem. – Pięć rubli? Gdyby faktycznie należało do któregoś z Romanowów, warte byłoby tysiąc!
Mężczyzna splunął mu pod nogi, złapał za futro i pociągnął w swoją stronę, Dean przytrzymał je i odepchnął go, to go rozjuszyło – zaczęli się szarpać, i w końcu gwizdnął na nich strażnik.
– Chto za szum? Co się wyprawia? – zagrzmiał, och, jakże Dean tęsknił przez tych parę lat za tym grubiańskim, bolszewickim gadaniem. Pała dostrzegła jego papierosa. – Ty kurish'? [Czy ty palisz??]
CZYTASZ
Anastasia (DESTIEL AU) - UKOŃCZONE
FanfictionOd czasu rewolucji po Sankt Petersburgu krąży plotka, że syn straconego cara Mikołaja przeżył noc zagłady rodziny Romanowów, a jego babka, Maria Romanowa, w zamian za odnalezienie go oferuje wysoką nagrodę. Polując na ten łup do Rosji wracają po lat...