Speaking of... Gabriel

335 48 49
                                    

Denko dzbanka z mlekiem stuknęło o drewniany blat wysłużonego stołu.

– Spasiba – Sam skłonił się gospodyni, w podzięce, odkiwnęła mu i zniknęła w sąsiedniej izbie. Na zewnątrz wył wiatr, zamieć śnieżna przechodziła nad wioską, gdzie się na noc zatrzymali: nie mieli innego wyjścia, zamarzliby. Ta kobieta przyjęła ich pod swój dach nie oczekując w zamian właściwie niczego, choć nawet nie budzili na pierwszy rzut oka zaufania, zwłaszcza Dean. Wpuściła ich, poczęstowała chlebem i konfiturą, rozdała po pledzie.

Castiel był wyczerpany. Zasnął jak tylko przyłożył do poduszki głowę, spał na łóżku z Mashą zwiniętą u jego brzucha, przykryty pledem po nos.

– Dziurę w nim wywiercisz. – Płomyk płonącej na stole świecy zadrżał, rzucany przez niego Samowi na twarz jasny blask zamigotał. Dean stał w drzwiach pokoju, gdzie Cas odpoczywał, od dobrego kwadransa, oparty o futrynę i z nieprzeniknionym wyrazem twarzy patrzył, patrzył w niego jak w obrazek. – Może ty idź się przy nim połóż, co?

Westchnięcie.

– Myślę – blondyn wyprostował się. Przeszedł spod drzwi ku stołowi. – O różnych rzeczach. Co powie cesarzowa, kiedy go zobaczy. – Opadł na kuchenną ławę, ciężko. Sięgnął do płaszcza, do kieszeni i wydobywszy stamtąd pozytywkę wyciągnął ręce na stół, obracając nią, w palcach; bijące od świecy światło odbijało się w złotej powierzchni zabawki. – Czaisz, że my dostaniemy dziesięć milionów, ale on carski tytuł? Koniec końców to my wyjdziemy na tym gorzej, on będzie miał całe góry rubli.

Sam zaśmiał się, cicho.

– Może się z nim ożeń.

– Mhm – Dean uniósł kącik ust, w uśmiechu. – Nie, nie lubi mnie. Za bardzo go drażnię, ale śmieszny jest, jak się tak wkurwia. Co poradzę.

– Podoba ci się?

– Grzmotnąłbym go – wzruszył ramionami. – Może w Paryżu.

– To chyba powinieneś zacząć nad tym pracować, bo jedynie co ci da to po pysku.

To była niestety prawda, przełamywanie lodów nie szło im najlepiej, obaj byli uparci, obaj mieli dość nieokiełznane, pyskate charaktery, żaden nie zamierzał ustąpić, raczej trudno, by TAKIE dwie osobowości od razu się ze sobą dogadały. Denerwowali siebie nawzajem, samym przebywaniem w swoim towarzystwie – seks mógłby być z tego niezły. Z drugiej strony, tylko seks i nic więcej, bo z naprawdę dużym prawdopodobieństwem długo by ze sobą nie wytrzymali.

Cas był atrakcyjny, jeśli nadarzy się okazja – wykorzysta ją i przeleci go, co mu szkodzi. I tak się już potem nie spotkają.

Sam położył się pół godziny potem i Dean został w pojedynkę, przy stole, przy dogorywającej świecy; wyciągnął nogi na blat, założył jedną na drugą, odpalił fajkę. Pogrążony w myślach wzdrygnął się, kiedy czyjeś stopy zaszemrały w przejściu między pokojami – Cas pojawił się w kuchni, powłócząc nogami, rozczochrany.

– A ty co? – dym pofrunął blondynowi z ust, długą smugą. – O bajeczce sobie przypomniałeś?

Brunet opadł na miejsce naprzeciw niego.

– Nie mogę spać. Męczą mnie koszmary.

– No ja cię, kotku, na pewno nie utulę. – Spojrzał na fajkę. Cas nawet jej obecności nie skomentował, albo jeszcze nie zakminił, albo tym razem było mu to zwyczajnie obojętne. – Chcesz zapalić? To odstresowuje, serio, będzie ci lepiej.

Oparłszy zmęczoną twarz na jednej ręce Cas spojrzał na niego, naprawdę, wyglądał na mocno przemłóconego. Bez słowa wziął od Deana papierosa, wsadził go sobie do buzi; jeśli faktycznie nie lubił dymu tytoniowego i teraz sam się zaciągał, to musiało być z nim źle, ale palenie, owszem, uspokaja. I uspokoiło go, jeden wdech, drugi, wypuszczenie dymu, Dean miał rację, poczuł się lżej. Tylko liche ściany tej chatki dzieliły ich od burzy szalejącej gdzieś tam w ciemnościach, wiatru zawodzącego w krokwiach, śnieżnej lutowej zawieruchy.

Anastasia (DESTIEL AU) - UKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz